poniedziałek, 7 września 2015

Rozdział 17

*Harry*
Wziąłem rzeczy Nan i zaniosłem do samochodu. Już wszystko spakowane. Dzisiaj wyszła z ośrodka. Właśnie żegnała się z lekarzami. Louis dał mi kazanie, ale przecież wszystko to co powiedział, wiedziałem. Nic nowego. Zamierzałem tę dziewczynę uszczęśliwić na każdy możliwy sposób. Rozpoczynając od dzisiaj. Dzisiaj zabierałem ją na tygodniowe wakacje.
- Gotowa? - zapytałem, gdy siedzieliśmy już w aucie.
Dziewczyna spojrzała jeszcze po raz ostatni na lekarzy. Ze smutkiem w oczach, ale jednak szczęśliwa. Bynajmniej taką miałem nadzieję. Westchnąłem cicho. Louis spojrzał na mnie ostrzegawczo. Dobra stary. Pamiętam - pomyślałem i objąłem moją dziewczynę ramieniem.
- Jestem gotowa - szepnęła, uśmiechając się lekko. Po raz ostatni pomachała parze lekarzy, po czym ruszyliśmy w drogę. Jechaliśmy na lotnisko. Do Wenecji. A dlaczego? Bo tam miała odbyć się akcja. Obiecałem, że wezmę ją ze sobą. Nie wie o tym. Myśli, że jedziemy do domu. Później jej to wyjaśnię... a w zasadzie nie musi nic wiedzieć. Mogę najwyżej później wcisnąć jej kit, że musimy się przeprowadzić .No nie ważne. Mam prace, a dla niej to będą wakacje. Nie mogę zawieźć Marcusa chociaż mam go dość. Była umowa. Wywiąże się. A później może wypierdalać. Chcę też żyć jak normalny człowiek. Mieć piękną żonę, dzieci i dom. Miałem pieniądze, które traciłem co jakiś czas, ale wychodziłem na prostą. Czyli odrabiałem straty. Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk telefonu. Nie...Abigail. Odebrałem biorąc na głośnomówiący.
- Cześć kochanie - zaczęła przesłodzonym głosem, przez co Nan się spięła. Popatrzyłem na nią i przeniosłem swoją dłoń na jej udo, by ją nieco uspokoić.
- Chciałam zapytać, czy bezpiecznie dojechałeś na lotnisko? - spytała, wzdychając ciężko. Zacisnąłem swoją dłoń na udzie Nannine. Wiedziała, że mam dość swojej żony.
- Bezpiecznie - mruknąłem. I popsuła niespodziankę. Spojrzałem na brunetkę posyłając jej uśmiech. Dziewczyna obok mnie uśmiechnęła się słodko, po czym spojrzała na telefon. Skumałem o co jej chodzi i postanowiłem szybko zakończyć rozmowę z żoną.
- To tyle? Super. Poradzisz sobie. Cześć - rzuciłem i nacisnąłem czerwoną słuchawkę. Zaparkowałem na lotnisku Heathrow. Chociaż tak naprawdę nie mogłem doczekać się, aby pokazać małej dom.
- Harry... - zaczęła cicho Nan.
- Słucham? - wyjąłem kluczyki ze stacyjki i spojrzałem na dziewczynę.
- Kiedy się z nią rozwiedziesz? - powiedziała bardziej pewna siebie, niż poprzednio.
- Kiedy urodzi - odparłem.
Nannine westchnęła głośno, po czym odwróciła ode mnie wzrok. Nie spodobało mi się to.
- Co ci nie pasuje? - zapytałem lekko zdenerwowany - Za dziewięć miesięcy będzie po wszystkim. Ona urodzi, ja się dowiem, a ty skończysz szkołę.
Dziewczyna spojrzała na mnie rozzłoszczona. Nie wiedziałem czym było to spowodowane. Zanim się zorientowałem, Nan wyszła z samochodu, trzaskając przy tym drzwiami. O nie. Może robić co jej się podoba. Prawie. Ale nie ma prawa wyżywać się na moim aucie.
Wysiadłem za nią zły. 
- Nie podobają mi się twoje humory, jasne?! - złapałem ją za rękę i gwałtownie pociągnąłem w swoją stronę. - Nie wszystko jest takie proste jak ci się wydaje. W ośrodku byłaś chroniona. Tutaj jest prawdziwe życie, a ty musisz to zaakceptować.
Brunetka uniosła brwi i prychnęła pod nosem. Zaczynała się mniej mnie bać, co zwiastowało kłopoty. Nie będę miał nad nią już takiej władzy...
- Skoro tak, to po co mnie tu zabrałeś? Dobrze wiedziałeś, że nie jestem przyzwyczajona do czegoś takiego! Jak ci się nie podoba, to mnie odwieź. Nie chcę tak żyć - powiedziała głośniej, jednocześnie patrząc mi głęboko w oczy.
- Czyli jak? - spytałem chłodnym tonem. - Wiedziałaś komu się oddawałaś. Mam żonę, dla ciebie kurwa jestem z nią w separacji i staram się zagwarantować ci dom oraz przyszłość. Tego nie chcesz? Czy tego, że musisz poczekać te pieprzone kilka miesięcy? Bo jeśli to jest twoja miłość na czas, to nie wiem czy mamy o czym rozmawiać - puściłem ją i poszedłem do bagażnika.
- Odwieź mnie - oznajmiła po kilku minutach z kamiennym wyrazem twarzy. Nie patrzyła nawet na mnie.
- Nie mam czasu - powiedziałem. - Twój wybór. A teraz idziemy - wziąłem nasze rzeczy. 
- Wrócimy i zgodnie z życzeniem cie odwiozę. Bo tylko mi zależy na naszym związku.
- Nienawidzę cię - mruknęła, dołączając do mnie. Momentalnie zatrzymałem się w pół kroku i puściłem wszystkie walizki.
- Słucham? - spojrzałem na nią. - Spójrz mi w oczy i to powtórz. Ja cię skrzywdziłem? Ja zrobiłem coś na twoich oczach, abyś cierpiała? Czy twoja mama? Która zabiła się i po prostu zostawiła cię samą?
- Nie mów o niej! - krzyknęła, po czym pojedyncza łza spłynęła po jej policzku.
Przyciągnąłem ją do siebie. Dalej na tyle, aby patrzeć w jej oczy. 
- Musisz się z tym pogodzić. Ze to twoja przeszłość, a ja to twoja przyszłość.
- Nie. Ale jakie to ma znaczenie... - szepnęła, opierając swoją głowę o mój tors.
- Ja cię kocham. Nie chcę się kłócić. Przepraszam za wybuch. Czasem nad sobą nie panuje - potarłem rękoma jej plecy.
Chwilę później siedzieliśmy już w samolocie. Cieszyłem się, że lecę z nią sam. Specjalnie kazałem chłopakom lecieć późniejszym samolotem. Musieli ją poznać. Ale nie teraz. Na to przyjdzie pora. Trzymałem jej dłoń w swojej, nie mówiąc ani słowa. Najwyżej cisza była potrzebna.
Podczas lotu nie rozmawialiśmy zbyt wiele. Czasem Nan zachwycała się widokami i przez to zwracała moją uwagę. Od czasu do czasu również cmoknąłem ją delikatnie w usta, co skutkowała niesamowicie różowymi rumieńcami na jej policzkach. Patrząc na nią wiedziałem, czego chce w życiu. Jej. Tylko ona zmieniała mnie w dobrego człowieka. Chociaż wiedziałem, że jeszcze nie raz się pokłócimy. Bylem o nią zazdrosny. Często wszystko mnie denerwowało i wybuchałem zamiast się powstrzymać. Nannine miała na mnie wpływ. Jako jedyna kobieta w całym moim życiu. To było zaskakujące.
Tuż po wylądowaniu, zabrałem nasze bagaże i wyszedłem z dziewczyną na parking lotniska, gdzie czekał już na nas samochód z szoferem. Gdy tylko wsadziłem walizki do bagażnika, otworzyłem drzwi Nannine, po czym usiadłem obok niej i czekałem, aż dojedziemy na miejsce. Splotłem nasze palce, jakby to miało zatrzymać ją przy sobie na zawsze. Miałem wrażenie, że zawieje mocniejszy wiatr i ją zabierze. Miałem wrażenie, że Nannine zostawi mnie. Będzie miała dość. Nie mogliśmy mieć całkowitego spokoju. Takie było moje życie. Jednak nie pozwoliłbym jej odejść. Za bardzo ją kochałem. 
- Harry... - zaczęła cicho.
- Słucham, sunshine? - spytałem, odgarniając kosmyk włosów z jej czoła.
- Kocham cię - odparła, wpijając się w moje usta.
Jęknąłem i z przyjemnością oddałem pocałunek. Czułem jej słodkie usta i ten brak doświadczenia, ale to sprawiało, że pragnąłem jej jeszcze bardziej. Uśmiechnąłem się przygryzając jej wargę. Zamruczała cicho. To było strasznie seksowne. Nannine zarzuciła swoje ręce na mój kark i przyciągnęła bliżej. Coś czułem, że ta nasza jazda nie będzie tą najnudniejszą.
- Zaraz będę miał problem...
- To go rozwiążemy - westchnęła, zbliżając się do mnie jeszcze bardziej.
- Kochanie - ponownie jęknąłem. Jej piersi były dociśnięte do mojego torsu.
- Nie chcesz mnie? - zapytała, odsuwając się ode mnie.
- Chcę. Ale jesteśmy w aucie - przypomniałem jej masując palcami jej biodro.
- To problem? - zapytała, marszcząc brwi.
Zrobiłem duże oczy. Zaskoczyła mnie. Jej pewność...Po chwili uśmiechnąłem się. Skoro chciała, to czemu nie. Noszę ze sobą zawsze zabezpieczenie. Sięgnąłem do przycisku który oddzielił nas od kierowcy. I tak nie rozmawiał po angielsku. Nie wiedział o czym mówiliśmy. Delikatnie podniosłem Nan i ciesząc się, że ma sukienkę, zsunąłem jej bieliznę. Patrzyłem prosto w jej oczy, a ta posłała mi lekki uśmiech. Widziałem błysk pożądania w tęczówkach brunetki. Nie wiem, co ją tak napadło, ale nie przeszkadzało mi to. Sama rozpięła mi pasek od spodni, wcale się z tym nie trudząc. Jej drobne ręce trochę zsunęły materiał. Udało mi się wyjąć z portfela małą paczuszkę. Szybko nałożyłem prezerwatywę na członka i spojrzałem na Nannine, która już zarumieniona, kiwnęła głową. Złapałem ją za uda i przyciągnąłem bliżej siebie. Delikatnie i powoli wszedłem w nią. Z racji tego, że dziewczyna na mnie siedziała, miała totalną władzę nad szybkością ruchów. Kiedy tylko się przyzwyczaiła, zaczęła ruszać biodrami, co sprawiło, że czułem się jak w niebie. Odchyliłem głowę do tyłu. Moja piękna Nannine własnie mnie ujeżdżała, kiedy czarny mercedes jechał ulicami Wenecji. To musiało być niezapomniane. Złapała się mojego karku i od czasu do czasu chwytała za kosmyki moich włosów. Ruszała się w górę i w dół, a czasem zataczała kółka biodrami. Tak samo jak ja, cicho pojękiwała, co było muzyką dla moich uszu.
- Pięknie, maleńka - wydyszałem. - A teraz dojdź - wypchnąłem biodra do przodu, a ją pociągnąłem mocniej w dół. Nannine jęknęła głośniej i zacisnęła mocno powieki.
- Harry, jestem blisko - jęknęła, zaciskając swoje palce na moich włosach.
Przyparłem swoje usta do jej. Lizałem, skubałem, przygryzałem jej wargi. Poruszała się jeszcze szybciej. Syknąłem i doszedłem, cicho szepcząc jej imię. Brunetka chwilę po mnie również doszła. Oparła swoje czoło o moje ramię i dyszała cicho. 
Głaskałem ją po włosach. Koniecznie zaraz po rozpakowaniu się, idziemy na zakupy - pomyślałem. Zanim reszta przyleci, zdążę uzupełnić jej garderobę. Teraz powinna nosić kobiece ubrania. Ładne i seksowne. Oczywiście w swoich jeansach i dresach wyglądała uroczo, ale dla mnie. Po domu. Nie wstydziłem się Nannine. Broń Boże. Chciałem jedynie, aby wyglądała lepiej. To nic złego. Ona na pewno też chciała mieć pełną szafę jak kobiety na filmach. Przebierać w sukienkach i mieć kilkanaście par butów.
- Wszystko co z tobą robię, jest szalone - powiedziała po chwili milczenia, odsuwając się nieco ode mnie, tylko po to, by spojrzeć mi w oczy.
- Przez ciebie wariuje - odparłem, a na mojej twarzy pojawił się mały uśmiech.
Zabierała mnie ponad chmury. Do osobistego raju. 
To było coś zupełnie innego niż z Abigail. Z Nannine robiłem to z miłości, a z żoną tylko z czystego pociągu seksualnego, jaki do niej czułem. Już nigdy więcej tak nie będzie. Nan była jedyną z którą zamierzałem dzielić łóżko. Do końca życia.
Brunetka zajęła swoje poprzednie miejsce, zakładając bieliznę, a ja wyrzuciwszy prezerwatywę, naciągnąłem bokserki i zapiąłem spodnie.
Dojechaliśmy pod nasz hotel. Ogromny budynek z szyldem ze złotych liter. Nazwa głosiła "Grand Hotel ****". Naszymi bagażami zajął się jeden z pracowników hotelu, a ja wraz z dziewczyną poszliśmy prosto do naszego pokoju. Zajmowaliśmy jeden z największych jakie tam oferowali. Był nowocześnie wyposażony, a kolory ścian i mebli były neutralne. Miałem wrażenie, że Nan była oczarowana wystrojem. Mi także się podobało.
Zdjąłem marynarkę i odrzuciłem ją na fotel.
- Jesteś głodna? - spytałem.
- Nie - odparła, rozglądając się po wnętrzu.
- W porządku, więc idziemy na zakupy - zdecydowałem i objąłem ją w talii. - Przy okazji trochę się rozejrzymy. Dziewczyna zadowolona pomysłem, przytuliła mnie i chwilę później kroczyliśmy już ulicami Wenecji. Trzymając ją blisko siebie, podziwiałem z Nan piękne widoki. Nawet udało mi się ją namówić na parę zdjęć. Na telefonie zawitała nowa tapeta. Dyskretnie rozglądałem się za jakimś dobrym kasynem w pobliżu. Nie wytrzymam bez tego nawet tygodnia. 
Podczas gdy z brunetką byłem w jednym z najdroższych i najlepszych sklepów z odzieżą w mieście, zadzwonił do mnie telefon. 
- Porozglądaj się skarbie - pocałowałem jej skroń i odszedłem na bok, odbierając. - Halo?
- Siemka Harry, tu Zayn - powiedział z wielkim entuzjazmem w głosie.
- Lecicie? - spytałem.
- Nie. Jesteśmy już w Wenecji od jakiś trzech, czterech godzin. Właśnie chodzę sobie po mieście i obczajam, co takiego fajnego można tu wyhaczyć - powiedział, śmiejąc się pod koniec.
- Świetnie. Więc jeśli się rozglądasz, to proszę ogarnij czy jest tu jakieś dobre kasyno - poprosiłem.
- Okey, ale to za chwilę. Właśnie znalazłem jeden z tych mega drogich sklepów w mieście. Zajrzę tam i zobaczę, czy nie ma tam jakiś fajnych lasek - wymamrotał.
Oparłem się o regał.
- Ty to masz życiowe zajęcia - wywróciłem oczami.
- Dobra. Zadzwonię zaraz, bo właśnie zauważyłem nie złą dupę. Pa - rzucił, rozłączając się. Pokręciłem głową. Cały Zayn - pomyślałem.

*Nannine*
Przeglądałam kolejne ciuchy, podczas, gdy ktoś zaszedł mnie od tyłu. Pomyślałam, że to Harry, więc odwróciłam się z szerokim uśmiechem. Niestety okazało się, że to nie był loczek, więc mina mi zrzędła. Zmarszczyłam brwi, patrząc na wyższego ode mnie bruneta z blond pasemkiem na grzywce. Miał czekoladowe, ciemne oczy i lekki zarost.
- Em... znamy się? - spytałam, unosząc jedną brew ku górze.

- Tak - uśmiechnął się. - Poznaliśmy się na ślubie Louisa. Nie pamiętasz? - przekrzywił głowę, lustrując mnie wzrokiem.

Nagle w głowie coś mi zaświtało. Ach tak! To był ten chłopak, z którym Harry nie dał mi zatańczyć. No... w zasadzie, to na co dzień wygląda całkiem nie źle.
- A, już pamiętam - przerwałam, posyłając mu delikatny uśmiech - co cię tu sprowadza?

- Praca. W zasadzie to Harry też tu jest. - on chyba nie wiedział, że jesteśmy razem. - Co za zbieg okoliczności.

- Em... ja przyjechałam z Harrym właśnie - powiedziałam, rozglądając się po sklepie w poszukiwaniu Styles'a.
Szedł w naszą stronę i nie wyglądał na zadowolonego. Nie widziałam złości, ale wahanie, niepewność.
- Pięć kroków od niej - pociągnął Mulata za koszulkę do tyłu.
- Harry, wszystko okey. Tylko rozmawialiśmy - powiedziałam, uśmiechając się do niego prawie nie zauważalnie.
- Ta, wiem - wywrócił oczami i złapał moją dłoń. - Mówiąc super dupa, mówiłeś o mojej dziewczynie.
- Może dlatego, że ona jest super dupą? - powiedział patrząc na mnie, co mnie speszyło, więc spuściłam głowę.
- Jeszcze słowo kurwa - warknął. - O której mamy się spotkać z Marcusem?
Zmarszczyłam brwi. Czy ja o czymś nie wiem? No tak. Harry wspominał coś o akcji. O tym, że będzie musiał wyjechać i mnie zabrać.
- Za godzinę, mamy jeszcze trochę czasu.
- Okej, widzimy się później - mruknął Harry. Mulat ulotnił się, żeby nie dostać za komentarze.
- Wybrałam dwie sukienki, skarbie - zwróciłam się do Harry'ego, unosząc dwie, totalnie nie w moim stylu ubierania się kiecki. Jedna była czarna, obcisła z białą koronką na wcięciach po bokach, sięgająca do około połowy ud. Druga zaś była malinowa, mało obcisła.
Mężczyzna oblizał dolną wargę i wsunął dłonie do kieszeni ciemnych spodni. Zauważyłam błysk w jego oku. To oznaczyło, że trafny wybór.
- Podobają ci się? - zapytałam, praktycznie znając odpowiedź.
- Przymierzałaś już?
- Jeszcze nie. Teraz to zrobię - odparłam, ciągnąc go do przymierzalni.
Wszedł za mną i rozpiął mi sukienkę. Z jego pomocą, założyłam nowe rzeczy i przymierzyłam. Popatrzyłam na siebie w lustrze. Pierwszą rzeczą, jaką na siebie założyłam była czarna sukienka z koronkowymi, białymi wcięciami po bokach. Muszę przyznać, że nawet ładnie prezentowałam się w niej. Spojrzałam Harry'emu prosto w oczy. Uśmiechał się do mnie lekko. Nigdy nie miałam na sobie takich Drogi rzeczy. Ale podobało mi się, Harry'emu tym bardziej. Postanowiłam ją wziąć. Kiedy wyszliśmy ze sklepu z siatkami w rękach, postanowiliśmy wrócić do hotelu. Chcieliśmy spędzić razem czas. Poleniuchować. Jednak nie mieliśmy na to dużo czasu. Harry musiał za godzinę jechać do kolegów. Ale na razie uwagę poświęcał na mnie.
- Kochanie... ile cię nie będzie? - spytałam, przerywając miłą ciszę.
- Dwie godziny - zapewnił mnie. - Musimy przygotować dokładny plan na jutro. Wrócę, raczej nie będziesz jeszcze spała - uśmiechnął się.
Nie wiele myśląc, przywarłam do jego ust, swoimi i zaczęłam namiętnie całować. Kochałam smak ust Harry'ego. Byłam w nim zakochana na zabój. Był moim pierwszym i chciałam, aby był ostatnim. Te nasze kłótnie...Nie lubiłam ich. Mogłam być pewna, że będą się zdarzać ale będziemy się godzić jeszcze szybciej. Mężczyzna pchnął mnie na łóżku i sprawił, że na długo przestałam myśleć o czymkolwiek...  Kiedy tylko się otrząsnęłam, przeniosłam swoje ręce na kark chłopaka i mocno go przyciągnęłam. Ten zaś złapał moje udo i pociągnął ku górze. Byliśmy bardzo blisko siebie.
- Jesteś taka piękna - z błyskiem w oku, podziwiał moje nagie ciało.
Zarumieniona, potrząsnęłam głową i pocałowałam go ponownie. Chciałam go znów poczuć, ale nie dane mi to było. Po pomieszczeniu rozległ się dzwonek telefonu Styles'a. Warknęłam zirytowana, a chłopak roześmiał się głośno, sięgając po komórkę. Miałam dla siebie wieczór. Nie pozwolił mi wyjść, a ja nie zamierzałam go rozczarować. Pooglądam film. Usiadłam na łóżku i wzięłam pilot. Włączyłam telewizor, który swoją wielkością robił wrażenie. Ułożyłam wygodnie poduszki pod plecami i oglądałam fajną komedię.

6 komentarzy:

  1. No, no toś cie wymyśliły. Rozdział genialny, czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  2. Super super super <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział idealny. Tak bardzo nie mogę się doczekać kolejnego. Zniecierpliwiona czekam na niego i mam nadzieję, że niedługo dodacie kolejny rozdział, który tak bardzo wyczekujemy <3
    ~Paula~

    OdpowiedzUsuń
  4. wow piszesz naprawdę świetnie, a pomysł na to ff- genialny! niecierpliwie czekam na następny rozdział x

    OdpowiedzUsuń
  5. To co tworzycie jest wręcz idealne. Podziwiam Was za to i czekam naprawdę niecierpliwiona na kolejny rozdział. Wasze pomysły wciąż mnie zadziwiają i życzę Wam ich jeszcze więcej, bo to co robicie jest niesamowite, aż widać, że kochacie pisać <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń