piątek, 22 maja 2015

Rozdział 11

W środku nocy wszedłem do domu. To znaczy była piąta rano. Moją wymówką była akcja. Byłem taki zmęczony, że nie trapiłem się i nie szedłem do sypialni. Wystarczyła mi kanapa. Rzuciłem się plackiem, zaraz po tym, jak zdjąłem z siebie ciuchy. Wtulony w miękki materiał zacząłem rozmyślać o Nannine. Moja przygoda z nią na pewno się szybko nie skończy...
Chciałem dać jej wszystko. Była nastolatką. Jeszcze trochę dzieckiem. Ja już miałem staż. Ale ona mnie chciała. Tak po prostu. Ja ją zresztą też. Poza tym czułem się wspaniale w roli 'nauczyciela'. Pokazywałem jej wszystko. Poczynając na sposobie bycia kończąc na seksie. Ja ją zresztą też. Poza tym czułem się wspaniale w roli 'nauczyciela'. Pokazywałem jej wszystko. Poczynając na sposobie bycia kończąc na seksie.
Ta dziewczyna mnie wykończy - pomyślałem Byłem taki zmęczony, a wciąż o niej myślałem. Kiedy już udało mi się odpłynąć, Abigail zaczęła krzątać się po kuchni. Mój boże...Ile ja spałem? Trzy godziny?
- Gdzie byłeś? - usłyszałem poważny ton małżonki.
UntitledPowoli się podniosłem i przetarłem twarz rękoma. Nie miałem ochoty na przesłuchanie, ale ona musi zawsze wszystko wiedzieć.
- W pracy. W klubie - odpowiedziałem, wstając.
- Ktoś to potwierdzi? A poza tym nie mogłeś zadzwonić? Czekałam na ciebie - wymamrotała z wyrzutem.
Podszedłem do niej i objąłem.
- Kochanie, byłem w pracy i nie musisz się...
- Owszem, był. Potwierdzam - usłyszałem za plecami.
Zacisnąłem palce na biodrach mojej żony. Cudownie. Nawet w moim domu.
- Super. A więc nawet ty nie mogłeś napisać, zadzwonić cokolwiek? W ogóle, to skąd się tu wziąłeś? - mówiła donośnym głosem Abi.
- Odwiedzam - Marcus usiadł na kanapie i wzruszył ramionami. - Witaj piękna Abigail. Jak zawsze w humorze - dodał ironicznie. - Twój małżonek poszedł na deal. Wydostał mnie i obiecał coś w zamian za złote jabłko.
Mogłem przysiąc, że mięśnie kobiety spięły się na słowa mojego szefa. Nienawidziła Marcus'a i tych jego popieprzonych układów. Tak samo jak ja.
Zawsze zyskiwał co chciał. A my czasem na tym traciliśmy. Ale wiedziała, że jesteśmy od niego uzależnieni.
- Ja idę do kuchni, bo go rozszarpię - szepnąłem. - Zrób coś i go wyproś.
- Jasne - skinęła, nie odrywając od niego wzroku.
- Uważaj, bo się zakochasz - dodałem złośliwie i wszedłem do kuchni.
Zrobiła mi śniadanie. Kochana kobieta.  Co jak co, ale jeśli dowiedziałaby się o Nan, musiałbym pożegnać się z tym. Nie zamierzałem na razie tego kończyć. Dzisiaj znów miałem akcję, ale o siedemnastej zamierzałem zabrać Nan. Z Louisem to ustaliłem. Dobry kolega z niego. Gdy tylko skończy osiemnaście lat, zabiorę ją stamtąd. Pokażę jej dużo więcej niż może sobie wyobrazić. Pokażę jej to, o czym większość marzy. Zrobię to bez względu na wszystko
*Nannine*
Doktor Pietrovna siedziała ze mną w pokoju i rozmawiała na temat mojego stanu. Powiedziała, że widzi zdecydowaną poprawę. Ale ja myślami byłam zupełnie gdzie indziej. Krążyłam wokół Harry'ego. Rozpamiętywałam to, co się wczoraj wydarzyło. Było mi tak cholernie dobrze. Zawsze przy nim jest mi dobrze. Boje się tylko, że zacznę go traktować jako osobę niezbędną i trudno mi będzie bez niego funkcjonować. Naprawdę nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. Nigdy nie byłam w takowej i ciężko by mi było. Nie chciałam, żeby mnie zostawiał. Byłam z nim szczęśliwa, chociaż nasz układ był bardzo dziwny. Wręcz bardzo. On miał żonę i...Ah. Wszystko warte grzechu. Kiedy miałam popełniać błędy jak nie teraz?
- Nan? Jesteś jakaś nieobecna - usłyszałam doktor Anishę. - Mam coś dla ciebie - dodała, kiedy na nią spojrzała. Wyjęła z kieszeni fartucha białą, ozdobioną kopertę.
- Co to jest? - zapytałam ciepłym, zaciekawionym tonem.
- Zaproszenie na ślub - uśmiechnęła się szeroko.
Moje oczy zrobiły się jak gigantyczne koła od roweru, a szczęka opadła na podłogę. Byłam zszokowana. Chyba najbardziej w życiu.
Szybkim ruchem zabrałam kopertę z rąk pani doktor i nawet jej nie otwierając, rzuciłam na jej szyję i mocno ścisnęłam. Byłam taka szczęśliwa, że jej się tak udało w życiu. Jest wspaniałą kobietą, a pan Tomlinson wspaniałym mężczyzną. Pasowali do siebie jak puzzle. Jestem pewna, że tak mocna więź, jaka ich łączy, nie jest wstanie zaniknąć.
- Matko tak się cieszę! - pisnęłam podekscytowana.
Wiedziałam, że są zaręczeni. Ale jakoś panu Tomlinsonowi się nie spieszyło. A jednak już wszystko zaplanowali. Kobieta objęła mnie i zaśmiała się. Po chwili przerwała i w ciszy odsunęła się. Przejechała palcami po mojej szyi, odgarniając włosy.
- Nannine - odezwała się spokojnie, lecz cicho - czy ty masz malinkę?
Zwęziłam oczy i podążyłam ręką do miejsca, do którego zmierzała pani doktor. Kiedy zorientowałam się, że ma racje, spanikowałam. Nie miałam pojęcia jak się wytłumaczyć.
- Masz tu chłopaka? - spytała i uśmiechnęła się. - Kto to jest? Z tego piętra? Dosyć...normalny?
- Nie, nie, nie - odpowiedziałam pośpiesznie.
- Więc? - pociągnęła mnie za rękę. Usiadłyśmy na łóżku. Nie była zła. Nie krzyczała. Raczej była podekscytowana jak dziecko tym, że się do kogoś zbliżyłam.
- To nie tak... ja nie...
Nagle, niczym na białym koniu, z pomocą przybył mi doktor Tomlinson. Wpadł do pokoju jakby poparzony. Obie zwróciłyśmy się w jego stronę nieco zdezorientowane.
- Ja...muszę...Kochanie chodź mi pomóc - złapał za rękę kobietę i pociągnął do siebie.
Zmarszczyłam brwi i patrzyłam na całe zajście. Nie za bardzo rozumiałam co się stało i byłam ciekawa. Mężczyzna spojrzał na mnie, ale nic nie powiedział. Delikatnie popchnął brunetkę do drzwi. W rękę wcisnął mi karteczkę.
Moje zdezorientowanie wzrosło, a kiedy tylko zostałam sama w pokoju, rozwinęłam karteczkę i przeczytałam jej zawartość. "Tylne wyjście. Teraz. Masz zgodę doktorka. Twój Harry". Czekał na mnie. Co planował? Dzisiaj żadnej imprezy? Zresztą było za wcześnie. Podbiegłam do szafy i otworzyłam ją, by zobaczyć jak wyglądam w lustrze zawieszonym na drzwiczkach. Ciemne jeansy i jasnoniebieski sweterek. Chyba okey, prawda? Kartkę schowałam do tylnej kieszeni i wybiegłam z pokoju. Rozejrzałam się po korytarzu - na szczęście nikogo nie było. Pomaszerowałam do schodów awaryjnych, zeszłam po nich i wyszłam z budynku.
Wpadłam w czyjeś ramiona i zostałam podniesiona. Harry zakręcił mną, a potem dal krótkiego buziaka. Wyglądało na to, że miał bardzo dobry humor i to będzie mile popołudnie. Zachichotałam i przytuliłam się mocno do mężczyzny. Był taki gorący. W każdym tego słowa znaczeniu. Zaciągnęłam się jego zapachem. Również miałam dobry humor. Gdy postawił mnie na ziemi, zauważyłam że obok nie ma auta.
- Em... dzisiaj na piechotę? - spytałam, unosząc brwi w zaskoczeniu.
- Tak - schylił się i pocałował moją skron. Jednocześnie wsunął dłoń do tylnej kieszeni moich spodni i ruszyliśmy przed siebie.
Powróciłam myślami do karteczki, którą wręczył mi doktor Tomlinson. Wszystko wskazywało na to, że on o tym wszystkim wiedział. To było trochę... dziwne.
Znał Harryego? Nie pasowali do siebie. Psycholog był taki spokojny, odpowiedzialny. Harry to inna bajka.
To było nieco sprzeczne, dlatego myśląc o tym nie zauważyłam, jak Harry o coś mnie pytał, dopóki nie stanął przede mną i mnie nie zatrzymał. Jego wzrok wyrażał złość.
- Słuchaj kiedy do ciebie mówię - warknął. - jesteś tu ze mną, a nie z ludźmi w ośrodku, więc kontaktuj.
Poczułam jak gigantyczna gula formuje się w moim gardle. Chwilę temu był wesoły, a teraz wygląda, jakby chciał poderżnąć mi gardło. Szczerze? Bałam się. Ni stąd ni zowąd poczułam jak pojedyncza łza spływa mi po policzku.
Tak łatwo go zdenerwować? Przecież nie chciałam. Zamyśliłam się jedynie. Mężczyzna złapał moje ramiona i mocno do siebie przyciągnął.
- Posłuchaj mnie. Ty i ja. Wszyscy chcą źle. Wiesz czemu? Bo oni nie akceptują szczęścia. Będą chcieli nas rozdzielić. Musisz trzymać moją stronę. Musisz mi pomóc, abym przy tobie był. Więc słuchaj. Bo czasem to co mówię jest bardzo ważne. Ale słuchaj mnie, nie doktora Tomlinsona czy jego narzeczonej. Oni będą chcieli nas rozdzielić, rozumiesz? - patrzył mi w oczy mówiąc to.
Już nie wiedziałam, co mam robić. Przecież ludzie z ośrodka byli i są dla mnie jak rodzina. Gdy mam gorsze i lepsze chwile - są przy mnie. Dbają o mnie już latami, a Harry pojawił się ni stąd ni zowąd. Znamy się dość krótko, ale nie mogę zaprzeczyć, że czuje się przy nim bezpiecznie i kocham jego dotyk. Kocham jego sposób bycia i to jak na mnie patrzy. Jest dla mnie kimś wyjątkowym, a takiej osoby nie miałam od bardzo dawna... ma jednak racje. Oni będą chcieli nas rozdzielić. Nie będzie im się podobała nasza relacja. Podejrzewam, że panu Tomlinsonowi juz się  nie podoba...
Po długim namyśle skinęłam głową. Pogłaskał mój policzek i uspokoił się. Widziałam jak się rozluźnia. To dobrze. Nie chciałam nerwów.
- Teraz ja jestem twoim światem. Ja decyduję o twojej przyszłości - złapał mnie za rękę i znów zaczęliśmy iść.
Może nie spodobała mi się ta pewność siebie w jego wypowiedzi, ale chciałam, aby był ze mną. Mało. Pragnęłam tego.
Szłam obok niego, już nie odchodząc myślami. Uważałam, czy czegoś nie mówi. Nie chciałam, aby na mnie krzyczał. Wtedy się bałam. Ale Harry miał kontrolę nad swoimi i moimi emocjami.
Nagle, nie wiedząc czemu, zaczęło mi się kręcić w głowie. Zatrzymałam się gwałtownie i podparłam o Harry'ego.
- Kochanie? - spytał zaniepokojony. - Nan co się dzieje? - potarl ręką moje plecy.
- Kręci mi się w głowie. Duszno mi, nie mogę oddychać - wysapałam siadając na chodniku. To było dziwne. Nie wspominałam teraz mamy i nie miałam tego wszystkiego przed oczami. Może to z powodu pogody. Nigdy nie wychodziłam na tak długo i nie chodziłam tyle. Być może potrzebowałam tylko się napić.
- Przynieś mi wody, proszę - wybełkotałam.
Miałam nadzieję, że po tym wszystko mi przejdzie. Nie chciałam wracać. Harry spojrzał na mnie i rozejrzał się. Chyba wszedł do jakiegoś sklepu, aby po chwili wrócić do mnie z wodą. Uklęknął i podał mi butelkę.
Wzięłam ją od niego i napiłam się. Czułam jak chłodna substancja spływa mi po gardle. Orzeźwienie. Nagle do głowy wpadła mi myśl. Przecież ja prawie dzisiaj nic nie zjadłam. Skoro mięliśmy dalej iść, to musiałam coś zjeść. Może miał zamiar zabrać mnie na obiad? Nie zeszłam na śniadanie, ponieważ spałam. Byłam zmęczona po nocy. Do pokoju wróciłam nad ranem. Na obiad nie poszłam, bo Harry właśnie mnie wyciągnął.
- Dzięki za wodę - powiedziałam z wdzięcznością.
Nie odpowiedział. Pomógł mi wstać, obejmując w tali.
- Jeszcze kawałek. - zapewnił mnie.
- Jeśli nie masz zamiaru zabrać mnie na obiad, to będzie kiepsko - prychnęłam śmiejąc się lekko.
- Mam - szepnął mi do ucha. - Idziemy do restauracji, będzie też deser. Musisz jeść.
- Dziękuję - powiedziałam przytulając się do niego.
Uśmiechnął się i zsunął okulary przeciwsłoneczne z włosów na oczy. Weszliśmy do ładnej, londyńskiej restauracji. Normalna. Żadna elegancka i sztywna.
Taka przyjemniejsza. Harry zaprowadził mnie do stolika, poprzednio konsultując się z jedną z kelnerek. Niczym prawdziwy dżentelmen odsunął mi krzesło i wsunął,  gdy usiadłam. Zaraz później zajął miejsce na przeciw.
- Zamówię za ciebie, ponieważ wiem, że wiele dań jeszcze nie jadłas. Dobrze? - spytał.
- Jasne, ale... nie obiecuję, że zjem wszystko - powiedziałam cichutkim głosikiem.
- Zjedz tyle ile możesz - złapał moją rękę i uśmiechnął się. Zamówił nam to samo. Kurczaka w sezamie z ryżem. Do picia dostałam całą szklankę soku pomarańczowego.
Zapowiadało się naprawdę dobrze. Nigdy nie jadłam czegoś takiego, ale byłam gotowa spróbować. U nas w ośrodku nie serwowali takich przysmaków. Nie mówię, że jest tam źle, ale coś mi się wydaje , że to będzie lepsze. Chwyciłam za sztućce w tym samym momencie co Harry i zaczęłam po chwili jeść. Smakowało mi. Naprawdę było dobre. A ja byłam taka głodna. To zapelnilo mój wymagający brzuch. Jeszcze do tego dostałam deser w postaci dużego kubka czekolady z bitą śmietaną. O Boże. Od razu się uśmiechnęłam. Harry wyciągnął telefon. Zrobił mi zdjęcie.
UntitledMiałam wąsy ze śmietany, a na ustach szeroki uśmiech. Harry powiedział, że wyglądam uroczo, na co się zarumieniłam.
- Pochyl się - wymruczał. - Moja słodka.
Wykonałam posłusznie polecenie , a dostałam jakże przyjemną nagrodę.
Czułam się jak w niebie. Chciałam więcej niż to. Niestety nie tutaj. To nie było miejsce ani czas na to.
- Masz ochotę coś zwiedzić? Zobaczyć? - zapytał, gdy się odsunęliśmy
- Wiesz... głupio się przyznać, ale nigdy nie byłam na London Eye... - wymamrotałam , patrząc na swoje stopy.
Naprawdę nie miałam okazji. Mama nigdy nie miałam tyle czasu. Chodziłam jedynie do szkoły, bawiłam się na placu zabaw i sama spędzałam dni w swoim pokoju. A tak wiele chciałam zobaczyć. Londyn był piękny.
Harry złapał za mój podbródek i uniósł go ku górze tak , że teraz nie miałam wyjścia i musiałam patrzeć mu prosto w oczy.
- Pójdziemy na London Eye - zapewnił mnie. - Pod warunkiem, że przestaniesz dręczyć się tymi myślami i będziesz tutaj ze mną obecna duchem. Nie chcesz, żebym sie zdenerwował, prawda?
- Tak... ale uwierz, to nie jest łatwe. Gdybyś tylko... nie ważne... możemy iść? - wydukałam, chwytając jego dłoń w swoje dwie.
- Powiedz - zaprotestował i spojrzał mi twardo w oczy.
-  Jeśli chcesz, żebym mogła z tobą spędzić resztę dnia bez ataku, to nie mogę ci powiedzieć - zaprotestowałam , prostując się. Nie mógł prosić mnie o tak dużo. Pracowałam z lekarzami , aby o tym zapomnieć i iść dalej, a teraz opowiedzenie mu tego wszystkiego mogło to zniszczyć.
- Dobrze - powiedział wolno, przyglądając mi się. - Kiedy mi zaufasz, może sama powiesz - ścisnął moją dłoń i wstał. - Chodźmy.
Szłam posłusznie z zielonookim w stronę nieznanej mi atrakcji. Tak bardzo się cieszyłam... Widziałam jednak , że mężczyzna był na mnie nieco zły. Nie poradzę nic na to , że nie byłam jeszcze gotowa. Nie mogłam mu wszystkiego powiedzieć. Jeszcze nie teraz. Może kiedyś tak. Może kiedyś wyznam mu wszystko o swojej przeszłości.
Stop. Koniec. Skupiłam się na tym, co jest teraz. Zabrał mnie na London Eye. Ależ tak. I było cudownie. Będąc w kabinie, która wjeżdżała coraz wyżej, opierając dłonie o szybę, przyglądałam się miasto, które stawało się mniejsze. To było fantastyczne. Jeszcze nigdy nikt nie zrobił dla mnie czegoś takiego. Spodziewałam się jednak, że to nie koniec ze strony mężczyzny. Stał teraz za mną i obejmował od tyłu. Jego loki łaskotały moją szyję.
- Traktuj mnie jak swojego mężczyznę - powiedział do mojego ucha.
-Ale... - nie zdążyłam dokończyć, ponieważ Harry mi przerwał.
Lekko szarpnął moimi biodrami i zacisnął na nich palce.
- Ale, co? Nie ma nikogo prócz nas, rozumiesz? Mojej żony, twoich lekarzy. Tylko my. - odparł twardo.
Mimo jego tonu, uśmiechnęłam się i odwróciłam do niego przodem.
- Moim mężczyzną - powiedziałam nieśmiało.
- A jak traktuje się swoich mężczyzn, Nannine? - pochylił się nade mną.
Patrzył na mnie uważnie. Ułożył dłonie na moich policzkach.
- Więc kim jestem? - zapytał szeptem.
- Najlepiej jak się da? - wydukałam prosto w jego usta.
- Dokładnie - przycisnął mnie do szyby i wpił się w moje wargi.
Moje ręce nagle znalazły się nad moją głową, gdy na mnie napierał.
Chciałabym , aby ta chwila trwała wieczność, ale znów to nie było to miejsce i czas. Po nieco dłuższej i namiętnej chwili odsunęliśmy się od siebie.
- Więc teraz jeszcze muzeum, pójdziemy pod pałac Buckingham i wrócimy. Muszę iśc do pracy - wyjaśnił.
Rozejrzałam sie. Byliśmy już na dole.
- Jasne. Dla mnie i tak to dużo - powiedziałam patrząc mężczyźnie w oczy. Już wiem, że nigdy nie będę w stanie napatrzeć się na jego tęczówki. Były takie piękne. I ta czułość w jego oczach, gdy na mnie patrzył. Cudowny. Objął mnie i wyprowadził z kabiny.
Wolnym krokiem szliśmy ulicami Londynu prosto pod pałac Buckingham. Nawet przez sekundę nie było cicho. Cały czas było słychać trąbienie samochodów, albo głosy ludzi. To była dla mnie zupełna nowość w porównaniu z tym, co mam na co dzień w ośrodku. Na szczęście głowa mnie jeszcze nie zaczęła boleć. Ani ja, ani Harry nie odzywaliśmy się do siebie ani słowem. Pomyślałam, że jest na mnie zły, więc postanowiłam o to zapytać.
- Harry? - zaczęłam, by zwrócić na siebie jego uwagę.
- Słucham? - spojrzał na mnie po chwili.
Teraz to on wyglądał, jakbym wyrwała go z przemyśleń.

- Czy ty... jesteś na mnie zły? - ścisnęłam jego dłoń lekko.
- Co? - skrzywił się. - Teraz nie. Nie mam powodu. Po prostu mam ...dużo pracy.
- Rozumiem... - skinęłam głową i odwróciłam wzrok. Zrobiło mi się troszkę smutno, ale cóż miałam na to poradzić? Ja jestem nastolatką. O nic się nie martwię, nie pracuje. A on jest już dorosłym mężczyzną i musi pracować na swoje. Podejrzewam, że ma nie złą fuchę, skoro stać go na takie auto, jakim jeździ.
No chyba, że zarabia jakoś...nielegalnie. Przyjrzałam mu się. Wiedziałam, że aniołem nie był. Ale czy był w stanie kraść? Może tak. Albo... może robił coś jeszcze zupełnie innego? Co jeśli wmieszany był w narkotyki? Nie... nie wygląda na takiego... chociaż... pozory mylą.
- Coś dzisiaj strasznie zaprzątasz sobie tę główkę - mruknął do mojego ucha.
- Lubię myśleć. Jak jestem sama, to jakoś muszę poradzić sobie z nudą - powiedziałam mrużąc oczy przez rażące promienie słońca.
Było dosyć ciepło, jak na Londyn. Byłam przyzwyczajona do deszczu, więc miło że pogoda dopisywała.
Harry nie odpowiedział, tylko pociągnął mnie w stronę muzeum z figurami woskowymi. Tam spędziliśmy kolejną godzinę. Cały dzień z zielonookim przystojniakiem był na prawdę wspaniały. Nie spodziewałam się, że mężczyzna, który tak szybko zmienia humor, może być takim wspaniałym oprowadzającym. Ale bawiłam się świetnie. Do tego dostałam torbę słodyczy i dwie książki, kiedy odprowadził mnie pod tylne wyjście.
Ciężko było mi się rozstać. Wszystkie chwile, jakie dzisiaj z nim spędziłam, były dla mnie najpiękniejszymi w życiu. Chciałam zostać z nim na dłużej, ale nie mogłam przeszkadzać mu w pracy. Nie powiem, byłam ciekawa, co robi, ale nie miałam póki co odwagi zapytać.
Wiedziałam, że ma klub. Może to tam właśnie szedł? Zastanawiałam się nad tym, kiedy pożegnał mnie pocałunkiem.
Potem odszedł, a ja musiałam wracać. Weszłam do ośrodka i przemknęłam do pokoju, gdzie czekał doktor Tomlinson. 
Wystraszyłam się lekko, lecz wiedziałam, że musimy porozmawiać.
- Cześć - powiedział i odsunął się od stolika. - Usiądź i posłuchaj mnie.
Zaczynałam się bać. Naprawdę. Tak czy inaczej musiałam stawić czoła temu.
- Jasne - szepnęłam, zasiadając na krzesełku.
Nie podoba mi się to, co robicie - powiedział od razu - Lubię cię, dbam o twoje bezpieczeństwo, a Harry...cóż - westchnął - Harry nie jest dobry.
- A skąd pan to wie? Znacie się? - wypaliłam, nie myśląc o tym, co chcę powiedzieć wcześniej.
- Tak - kiwnął głową. - To mój...przyjaciel. Klasyczny badboy, jak chcesz, nazwij to inaczej. Dziewczyno, on ma żonę - jęknął. Przypomniały mi się słowa Harry'ego. Mogą mówić prawdę, ale mogą chcieć nas rozdzielić.
- Ja o tym wiem, ale... my nic złego przecież nie robimy... on... pokazywał mi tylko Londyn. Wie doktor jak to jest. Siedzieć tutaj i nic nie robić. Nie znam własnego miasta. Nie mogłam odrzucić takiej propozycji - dyskutowałam zawzięcie.
Nie pozwolę, żeby nas rozdzielili. Chcę być przy Harry'm za wszelką cenę, co jest nieco dziwne, bo nigdy o kogoś tak nie walczyłam, ale czuję, że o niego warto.
On może mnie nauczyć wszystkiego. Pokazać. Zabrać gdzie będę chciała. Potarłam rękoma swoje kolana i spojrzałam na niego nerwowo. Mężczyzna westchnął, przeczesując palcami włosy.
- Proszę cię. Nie daj się skrzywdzić. A na ślub możesz przyjść z osobą towarzyszącą, bo ten frajer będzie moim świadkiem.
Byłam zaskoczona doborem słów pana doktora. Ale cóż ja miałam zrobić? Był dorosły... mówił jak chciał.
- Dziękuję - powiedziałam łagodnym głosem.
Wolałam nie drążyć dalej tego tematu. Niech pozostanie tak jak jest. Nie chcę popsuć sobie relacji z panem Tomlinsonem.
- Po prostu bądź rozważna - dodał i wyszedł.
Odłożyłam książki na stolik. To będzie moje zajęcie. Teraz zamierzałam wziąć prysznic i opisać wszystko w zeszycie. To bardzo dobre zajęcie.

~~~~~~*~~~~~~
Prosimy o komentowanie i promowanie naszego bloga :) Bardzo nam na tym zależy,

poniedziałek, 4 maja 2015

Rozdział 10

Leżałam sobie na łóżku i rozmyślałam o tym, co wydarzyło się między mną i zielonookim przystojniakiem. Niebezpiecznie pragnęłam go znów przy sobie. To było co najmniej dziwne, ale prawdziwe.  W myślach miałam jego twarz. W uszach słyszałam głos. Czułam się dobrze po tym co zrobił wczoraj. Oczywiście, nie zdradziłam powodu mojej radości na sesji z psychologiem. To moja słodka tajemnica.
I nigdy jej nie zdradzę. Zdawałam sobie oczywiście sprawę, że nie jestem zbyt dobrą sztuką w całowaniu, ale tak pragnęłam jego ust, że nie stanowiło to dla mnie przeszkody.
Niech znów przyjdzie. Wiem. Obiecał. Pamiętam. Ale czy będzie miał czas? Nie sądzę, aby całe swoje życie poświęcał chodzeniu po psychiatryku. Nie było to bardzo ambitne zajęcia. Jednakże nie zawiódł mnie na razie, wiec może i teraz dotrzyma obietnicy. Ale tak na dobrą sprawę, to osoba trzecia uznałaby mnie za bardziej chorą niż jestem. Jaka dziewczyna pragnie chłopaka, którego ledwie zna i który jej groził? Tak. To chore. Ja jestem chora. W końcu dlatego tu jestem.
Mogę go chcieć. Nikt się nie zdziwi. Prychnęłam cicho i na ślepo szukałam pamiętnika pod poduszką. Nie chciałam być rozczarowana.
Lubię pisać w zeszycie, więc postanowiłam właśnie to zrobić. Zabić jakoś nudę i przyspieszyć czas.
"Zwariowałam. Ale teraz tak kompletnie. Możesz się śmiać. Wiesz dlaczego? Bo chcę więcej Harry ego Stylesa w tym pokoju, w tym ośrodku, w tym świecie. Dlaczego? Och. Gdybym wiedziała.
Czułam się mimo wszystko bezpiecznie przy nim. W duchu doznawałam euforii, ale starałam się tego nie okazywać. Nie mam pojęcia czemu.
Może powinnam porozmawiać z Tiffany? Nie powiem jej, ale będę mieć zajęcie. Doktor Pietrovna dziś u mnie nie była. W zasadzie w ogóle nie widziałam jej w szpitalu. Nie poproszę o nowe książki.
Ugh... nie mam jak zabić nudy, więc nie będę bezsensownie pisać tutaj". Skończyłam bazgrać w pamiętniku i włożyłam go z powrotem pod poduszkę. Oparłam się o ścianę i sięgnęłam po pilota od telewizora. A może będzie coś ciekawego - pomyślałam. Nie zdążyłam włączyć telewizji, a do środka bez pukania wszedł doktor Tomlinson. Wyglądał na poważnie zdenerwowanego. Przeczesał nerwowo włosy, gdy spojrzałam na niego zaskoczona.
 - Posłuchaj Nan. Przez kilka dni nie będziesz wychodzić do ogrodu. Więzień zbiegł - wyjaśnił. Chciał coś jeszcze dodać, ale jedynie pokręcił głową i wyszedł. Zaskoczona usiadłam po turecku i oparłam głowę o ręce. Byłam nieco zdezorientowana. Uciekł? Przecież był chroniony. Ale...skoro uciekł, nie mógł być tutaj. Nie był na tyle głupi. Tak mi się wydawało. Ja byłam bezpieczna. Tak myślę. Chyba nic by mi nie zrobił... nie zna mnie... jego sektor jest daleko...
Widział mnie jedynie na stołówce. Pokręciłam głową. Niepotrzebnie się tym przejmowałam.
W końcu nie wie, gdzie jest moja sala, a lekarze i pozostali zatrudnieni tu ludzie opiekują się nami. Nie muszę się martwić. Nie powinnam tego robić. Przełączyłam kolejne programy.
Jak na złość nie mogłam znaleźć nic interesującego. Akurat teraz. Po wielkim namyśle postanowiłam zostawić telewizor w spokoju i przystałam na kanale, gdzie był jakiś pokaz mody.
Te chude modelki... tak im zazdroszczę figury... ale cóż. Na pewno tego za darmo nie mają. Pewnie wiele ćwiczą i mają ścisłe diety.
Nie chciałabym, aż tak się poświęcać. Nie umiałabym. Nie mam silnej woli. Na przykład powinnam nie chcieć spotykać się z Harrym, a było całkowicie na odwrót. No i właśnie to potwierdza fakt, że nie nadaję się do tej branży. Popatrzyłam jak dziewczyny przechadzają się po wybiegu, a na ich ciałach swobodnie spoczywają ciuchy. Ciekawa jestem, czy ktoś w ogóle kupuje takie ubrania. Na przykład, kto normalny chodziłby po ulicy w kożuchu, który ledwo pozwala na robienie kroków? Jak dla mnie to jest tylko po to, żeby pokazać ludziom, jak łatwo i szybko można wydać pieniądze. Marnowanie funduszy. Wystawnie i drogo. Przecież to wszystko kosztowało. Najpierw projekt, wyrób a potem zrobienie takiego pokazu. Co później z tymi ubraniami?nikt nie chodził w takich dziwnych rzeczach.
Zanim się obejrzałam, przysnęłam.
Obudziłam się, gdy ucisk na pęcherz nie pozwolił mi dalej śnić. Nie mogłam się ruszyć, ponieważ ktoś mnie obejmował. Wystraszona, że to może być ktoś, kto właśnie uciekł z naszego ośrodka, gwałtownie się obróciłam i otworzyłam szeroko oczy.
Czułam, jak moje serce niesamowicie szybko bije. Harry spał, opierając głowę o mój bark. Nie miał na sobie koszuli. Wisiała na krześle. Teraz dokładnie widziałam każdy tatuaż. Byłam zszokowana ich ilością. Były.... prawie wszędzie. Ale wyglądały niczym arcydzieła. Podobały mi się. Były takie jego. Różne. Ładne.
Nie wiem czemu, ale miałam ochotę położyć swoje usta na jego ciału i dotknąć nimi każdego tatuażu. Chciałam znów poczuć jego ręce na sobie. Pragnęłam czuć to dziwne uczucie w podbrzuszu, gdy całował moją szyję i pozostałe części mojego ciała. To było coś, co sprawiało, że czułam pewnego rodzaju euforię.
Zamknęłam na moment oczy i wzięłam głęboki oddech. A kto mi bronił? Może powinnam raz przejąć pałeczkę? Harry spał tak spokojnie. Jak zwykły, nie groźny chłopak.
Postanowiłam chociaż raz zrobić coś, na co JA mam ochotę. Zbliżyłam sie nieco do jego klatki piersiowej i delikatnie dotknęłam ustami jednego z tatuaży. Oprócz ich oczywiście zachwycona byłam jego wyćwiczonym ciałem. Miał mięśnie wyrzeźbione niczym grecki bóg.
Tak. Zdecydowanie zwariowałam - pomyślałam.
Zaskakiwałam sama siebie. Ale kiedyś jak nie teraz, miałam ryzykować? Dotknęłam ustami tatuażu motyla na brzuchu. Mężczyzna poruszył się, mrucząc coś.
- Cześć kochanie - usłyszałam zaspany głos bruneta.
Szybko odsunęłam się i zakryłam swoje usta,w obawie, że wydostanie się z nich jakiś dźwięk. Wystraszyłam się, dlaczego? Bo robiłam coś zupełnie do mnie nie podobnego. To tak jakby przyłapać głodnego uczciwego człowieka na kradzieży jedzenia. Normalnie by tak nie zrobił, ale sytuacja tego wymagała,
- Coś nie tak? - spytał zdziwiony.
Nie myślałam, że go obudzę. To tylko kilka pocałunków i..był wrażliwy na mój dotyk?
- Nie,nie. J-ja p-przepras-szam. Nie powinnam- pokręciłam szybko głową i odsunęłam od siebie wszystkie moje fantazje związane z całowaniem jego rozgrzanego ciała. Wszystko było przeciw mnie. Mężczyzna nie musiał nic mówić. Sama jego obecność powodowała, że szalałam wewnątrz siebie. Wszystkie emocje mieszały się w tykającą bombę, która mogła w każdej chwili wybuchnąć. Bałam się tego i szczerze mówiąc, wcale nie chciałam by ta mieszanka uległa zniszczeniu. Wtedy wyszło by na jaw, jak mocno zaczynam się do niego przywiązywać. Taka była prawda. Chciałam go obok siebie. Z niewyjaśnionych przyczyn intrygował mnie. Był zagadką. Może kiedyś będzie dane mi ją rozwiązać.
- Nie masz za co - wzruszył ramionami i usiadł. - Zabieram cię. Ubieraj się - powiedział i wskazał na torbę z markowego sklepu.
- C-co? Nie rozumiem. Nie mogę stąd wychodzić - powiedziałam patrząc na niego wielkimi oczami. Nie dalej niż do parku nigdy nie wychodziłam.
- Wiem - szepnął i na moment złączył nasze usta. - Wiem, moja słodka. To taka krótka ucieczka. Ubierz się. Pokażę ci atrakcje życia. Myślę, że ci się spodoba. Rano będziesz spała w łóżku jak grzeczna dziewczynka.
Mało przekonana, nie licząc pocałunku, który przekonywał mnie w stu procentach, wstałam z łóżka i podążyłam do torebki z ubraniami. Wyjęłam jej zawartość i ruszyłam do łazienki, ale czyjaś ręka mnie zatrzymała. Obróciłam się gwałtownie, a mój wzrok spotkał się z łagodnym i pełnym pożądania Styles'a.
- Przy mnie - wymruczał, nie odsuwając się ani na moment.
Delikatnie pociągnął za moją koszulkę, tak że cofnęłam się o krok do tyłu. - Nie wstydź się. Robiliśmy już parę rzeczy razem - przypomniał mi.
Zarumieniłam się. Wiedziałam o tym, że widział mnie już nagą, ale jakoś nieswojo się czułam, gdy próbował mnie rozebrać. Wcześniej to była inna sytuacja, a teraz... no nie wiem. To dla mnie zupełnie co innego. Nie dał mi zdecydować. Pociągnął za materiał bluzki i zdjął ją. Zlustrował moje ciało, oblizując lubieżnie dolną wargę. Mogłam zarumienić się bardziej? To chyba niemożliwe. Miałam na sobie biały stanik, a on właśnie zsuwał moje legginsy. Wyszłam z nich i odrzuciłam na bok, skrępowana.
- Załóż - pokazał na czerwoną sukienkę.
Chwyciłam kolorowy materiał i zaczęłam zakładać go na siebie. Sukienka była wykonana z przyjemnego w dotyku materiału. Gdy tylko wylądowała na moim ciele w całej okazałości, opięła mnie, podkreślając figurę. Muszę przyznać, że bardzo mi się podobała. Była śliczna.
Pasowała idealnie do mnie. Ale zamierzaliśmy wyjść. Gdzie chciał mnie zabrać? Na imprezę? Nigdy nie byłam, czego jest świadomy.
Obawiałam się. Nie tylko samego wyjścia, a spotkania z obcymi ludźmi. Dla mnie to było jak stanie na granicy przepaści. Strach przed wypadnięciem poza stabilny grunt. Byłam po prostu niepewna.
- Nan, kotku buty - Harry podał mi czarne szpilki. - Weź je do ręki. Założysz, gdy cie stad wyniosę - mruknął i skradł mi całusa.
Zaskoczona obrotem sytuacji, zachichotałam pod nosem i chwyciłam chłopaka za szyję. Trzymał mnie pewnie, ale i tak wolałam się go trzymać.
Uśmiechnął się i zadowolony pogłębił pocałunek. Wdarł się językiem do moich ust.
Próbowałam stoczyć walkę z jego językiem, ale poddałam się szybko.  Nie miałam z nim żadnych szans. Nagle Harry gwałtownie  przerwał pocałunek i na mnie popatrzył.
- Musimy iść - powiedział. - Inaczej dojdzie do czegoś na szybko - wyjaśnił i ubrał się. Zapiał koszulę.
Miał rację. Mogło dojść do czegoś nie planowanego. Było mi troszkę smutno, bo jego koszula zakryła mi najlepszy widok na jego mięśnie. Byłam jednak pocieszona faktem, że później i tak ją zdejmie. Jezu... co się ze mną dzieje. Wcześniej nigdy bym o takich rzeczach nie myślała, a teraz...
Ten człowiek mnie zmieniał. Miałam inne poglądy. Chciałam mu się podobać. Może mam szansę na normalne życie? Poza ochroną? Poza ośrodkiem? Życie pełne nie przewidzianych sytuacji, impulsów i przygód. Życie, które  zawsze mnie tak ciekawiło.
Te wszystkie rzeczy, o których mówili w filmach. O których czytałam w książkach. Harry wziął mnie na ręce, przerywając moje myśli. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową i przymknęłam oczy.
Czekałam na to, co zamierza zrobić. Ufalam mu. Opuścił pokój. Na korytarzu było ciemno. No tak. Cisza nocna.
Starałam się nawet ciszej oddychać. Nie chciałam, aby ktoś nas usłyszał.  Pragnęłam wyjść i spędzić dzień z zielonookim.
A raczej noc. Dobre godziny, kiedy powinnam spać. Mila odmiana. Harry wyniósł mnie tylnym wyjściem. Założyłam szpilki, a on na moje ramiona marynarkę. Podążyliśmy w zupełnej ciszy prosto do samochodu. I to jakiego. Szczęka mi opadła Na jego widok.
Drogi mercedes. Granatowy i lśniący.
- O matulu... - wypaliłam bez przemyślenia.
- Moja żona lubi bogato - wywrocil oczami i otworzył mi drzwi.
No właśnie. Zapomniałabym,  gdyby mi nie przypomniał.
- co z twoją żoną?
Wzruszył ramionami. Wyglądał na obojętnego.
 - Nie martw się tym, dobrze?
- Jasne - odparłam zapinając pasy.
Harry do mnie dołączył. Po chwili ruszył. To wszystko było takie obce. Wyglądałam zza szybę, ciekawa. Budynki, kluby, domy. Wszystko zlewało się, gdy mężczyzna przyśpieszył. Manewrował kierownicą i wyprzedzał samochody. Bałam się, ale umiał dobrze prowadzić. Aby dodać mi otuchy, ułożył dłon na moim udzie.
- Zwolnij, proszę - wychrypiałam, przełykając głośno ślinę.
Zwolnił. Posłuchał, co mnie zaskoczyło. Masował moje udo, aż do końca jazdy. Zaparkował pod ładnym, tętniącym życiem klubem. Muzykę słyszałam wyraźnie, bez potrzeby otworzenia okna. Coś mi się zdawało, że to będzie dzień, który zapamiętam na długo...Nie przejmowałam się tym, że rano musiałam być w ośrodku. Ani tym, że ktoś mógł się zorientować. Ja chciałam poczuć się normalna chociaż przez chwilę. Być wśród ludzi. Może nie są tacy straszni.
Gdy Harry pomógł mi wysiąść, złapałam jego rękę i weszliśmy do środka. Ciała ocierały się o siebie, było gorąco i pachniało alkoholem oraz papierosami. Nie podobało mi się to, ale to z pewnością dlatego, że nigdy nie miałam z tym styczności. Może z czasem polubiłabym ten zapach...
Przedarliśmy się przez tłum prosto do baru z alkoholami i sokami. Jeśli myślał, że dam się upić, to grubo się mylił.
- Co podać, szefie? - zapytał wysoki brunet, który był tu barmanem,
Przecierając szklankę, zerknął na mnie i uśmiechnął się.
- Tu jestem - warknął Harry. - Coś delikatnego dla pani. Będzie pierwszy raz pić - wyjaśnił. - Spokojnie Nannine, wyjdziesz stąd o własnych nogach. No chyba, że będziesz wolała inaczej - posłała mi lubieżny uśmiech i spojrzał na kogoś ponad moim ramieniem. Widziałam, że zdenerwował się. - Poczekaj tutaj, tak? Colin przypilnuj jej - poprosił i ominął mnie.
*Harry*
Wszystkie kluby w Londynie, ale nie ten. Rozumiałem, że mój szef cieszy się wolnością, ale nie musiał w moim lokalu. Za dużo by wiedział, za dużo powiedziałby komuś. Na przykład mojej żonie. Nie chciałem kłócić się z Abbie. Jesteśmy szczęśliwym, wolnym małżeństwem, ale taka sytuacja, w której mój szef zauważyłby mnie z Nannine i wygadałby wszystko mojej żonie, nie powinna mieć miejsca. Na pewno by zaszkodziła w naszym związku. Jakby to była jakaś prostytutka, czy coś, to pal licho, ale to jest śliczna i przede wszystkim normalna dziewczyna. Nie chciałbym i nie wybaczyłbym sobie, jeśli coś by się jej stało. Nie. Miałem zamiar ją chronić. Podszedłem spokojnie do czerwonej kanapy i wziąłem krótki oddech. Zlustrowałem Marcusa wzrokiem. Nie bał się, że znów go złapią? Był poszukiwany i...właśnie. 
- Marc - pochyliłem się. Posłał mi ten sarkastyczny uśmiech. - Psy tu są. Musisz spadać.
- Nigdzie się stąd nie ruszam. Mogą mnie pocałować w dupę. Chociaż nie. Aż tak dobrze, to nie ma - krzyknął, rozkładając ramiona na boki w celu ukazania braku zainteresowania.
- Dobrze wiesz, że jak cię zgarną, to już ci nie pomogę. Masz tylne wyjście otwarte - powiedziałem. Starałem się nad sobą panować. Chciałbym w niego uderzyć. Wyżyć się. Gość działa mi na nerwy. Naprawdę. Ale nie mogłem. Nie tutaj.
- Dzięki za troskę, ale nie skorzystam - powiedział, odwracając ode mnie wzrok i popijając jednocześnie drinka.
Zaraz mnie trafi cholera. Warknąłem pod nosem i zawróciłem. Ominąłem kilku gości i dotarłem do Nan. Stąd Marcus nas nie widział, ale gdybyśmy chcieli się przemieścić, nie byłoby łatwo. Wziąłem jej drinka i ruszyliśmy do mojego gabinetu. Tam również było słychać muzykę. Zamknąłem za nami szczelnie drzwi i westchnąłem z ulgą. Popatrzyłem na zdezorientowaną dziewczynę i posłałem jej lekki uśmiech. 
- Nie proszeni goście - wyjaśniłem. - Jak ci smakuje? - spytałem, ciekawy.
Nie musiała tego preferować. Nie chciałem jej spić.
- Em... - przerwała kołysząc resztką drinka - muszę przyznać, że jest naprawdę bardzo dobre.
Uśmiechnąłem się zadowolony i położyłem ręce na jej biodrach. Przedtem nieco uchyliłem drzwi, aby dźwięki były głośniejsze. Zacząłem się z nią lekko poruszać. Widziałem, że jej ciało było dosyć sztywne, a mina wyrażała zmieszanie, ale starałem się ją rozluźnić.
- Kochanie, po prostu się wczuj. Jesteś tutaj ze mną. Nic się nie dzieje. Jesteśmy sami. Nie wstydź się - jęknąłem do jej ucha, napierając kroczem na jej.
Dostrzegłem w tym nastrojowym świetle, jak na jej policzki wkradają się ciemno-różowe rumieńce. Wyglądała jeszcze bardziej słodko niż normalnie. Pod rękoma poczułem jak jej mięśnie ze spiętych robią się luźne, a nogi zaczęły tańczyć w rytm. Jak na pierwszy raz dawała sobie radę całkiem nie źle. Moja seksowna dziewczynka. Jeśli miałem iść na dwa fronty, to dla niej mogłem to robić. Nie miałem dzieci, rodziny. Żona która o niczym nie wiedziała, to nie problem. Lubiłem ryzyko.
Pochyliłem się i skubałem zębami szyję Nannine, kiedy kołysaliśmy się do wolniejszej piosenki. Na moje ramiona wtargnęły drobne dłonie dziewczyny, co mnie ucieszyło. Pragnąłem jak najwięcej jej dotyku. Wszędzie. Tak bardzo mnie pociągała. Miałem ochotę na więcej. Jednak nie chciałem się spieszyć, bo była nie gotowa. Miała mi w zupełności zaufać.
Nie mogąc się powstrzymać zsunąłem ręce na jej zgrabną pupę i zacisnąłem palce. Ta sukienka idealnie opinała jej kształty. Może nie zdawała sobie z tego sprawy, ale nie jedna kobieta mogła jej pozazdrościć figury. Nie jeden mężczyzna pragnąłby być na moim miejscu. Ale to ja tu byłem. To ja mogłem dotykać jej ciała. To ja mogłem smakować jej ust i to ja mogłem nauczyć ją wszystkiego.
- Miś? - odsunąłem się delikatnie i spojrzałem na nią z czułością. - Zrobiłabyś coś dla mnie? - dotknąłem jej policzka.
- Nie - uśmiechnąłem się. - Jestem kreatywny. Coś co da nam wzajemnie przyjemność, ale nie obawiaj się. Wciąż będziesz nienaruszona. Więc?
- Zgadzam się. Mów o co chodzi - powiedziała patrząc mi prosto w oczy.
Nie miałem zamiaru. Wyjąłem z jej ręki kieliszek i odstawiłem na dębowe biurko. Sterta dokumentów. Jutro się tym zajmę. Pociągnąłem dziewczynę w stronę czerwonej kanapy. Usiadłem, a ona wylądowała na mnie okrakiem.
- To będzie suchy seks - ułożyłem dłoń na jej policzku. - Poruszaj biodrami.
Nan zmarszczyła brwi, po czym z powątpiewaniem w oczach zaczęła wykonywać czynność, o którą ją poprosiłem. Szybko mogła się przekonać, że jej się to spodoba. Była ufna, bo wszystko było nowe i ją ciekawiło. Przeniosłem dłoń na jej włosy. Drugą trzymałem na jej nagim udzie. Moje spodnie robiły się ciasne. Odrzuciłem głowę do tyłu i jęknąłem.
- Szybciej kochanie - poprosiłem.
Posłusznie przyspieszyła, przy czym zaczęła szybciej oddychać. Nie była przyzwyczajona do wysiłku fizycznego. Ale podejrzewam, że nie tylko o to chodziło. Musiałem osobiście to sprawdzić. Wsunąłem rękę bardziej i dotknąłem ją przez bieliznę.
Zaczynała być mokra. Kto by pomyślał. Taka niby niewinna, a jednak.
- Boże, chciałbym być w tobie - wydyszałem.
Niestety tak bardzo jak tego chciałem, to wiedziałem, że to nie to miejsce i czas, aby to zrobić. Ona musiała mi ufać, a obecnie nad tym pracowaliśmy.
Pocałowała mnie, a ja zachłannie to przedłużyłem. Usta miała nieziemskie. Delikatne. Słodkie.
A przede wszystkim pełne i gładkie. Doprowadzało mnie to do szaleństwa. Sama jej obecność. To było niesamowite. Dawno się tak nie czułem.
- Wydostanę cię stamtąd i zapewnię normalne życie - spojrzałem w jej oczy. - Obiecuję Nan.

W środku nocy wszedłem do domu. To znaczy była piąta rano. Moją wymówką była akcja. Byłem taki zmęczony, że nie trapiłem się i nie szedłem do sypialni. Wystarczyła mi kanapa.
______________________
No i jak wam się podoba? :)
Mamy nadzieję, że nie zawiodłyśmy was i dalej podoba się wam to FF.
Staramy się jak możemy :)
Mamy dla was info. A mianowicie otworzyłyśmy Recenzowisko i serdecznie zapraszamy was do zgłaszania swoich blogów do oceny!
Skyfallgirl & Natx