piątek, 26 czerwca 2015

Rozdział 14

*Harry*
Zapiąłem białą koszulę i ubrałem marynarkę. Smoking pasował idealnie. Śmiać mi się chciało, widząc Louisa. Zdenerwowany chodził od ściany do ściany, co chwila zerkając na zegarek. Tak jakby miała mu uciec sprzed ołtarza. No na pewno. Była w nim zakochana.Widziałem to na kilometr. Oboje się kochali. Myślę, że ja i Nan też moglibyśmy mieć taki 'idealny' ślub. Na pewno wyglądała by pięknie w białej sukni na czerwonym dywanie. Z welonem, który tylko ja bym mógł z niej zdjąć. Z tymi swoimi pięknymi oczami i malinowymi ustami. Cała moja .A potem wziąłbym ją w ramiona. Jej delikatne ciało i ucałowałbym te cudowne wargi. Byłaby panią Styles. Och, może kiedyś do tego dojdzie. Może kiedyś będę miał okazję tak się do niej zwracać. Oby. A teraz mogłem dokładnie przyjrzeć się jak powinna wyglądać taka uroczystość. Najbardziej cieszy mnie to, że będę mógł tańczyć z Nannine całą noc i nikt mi tego nie zabierze. Nawet żona. Nie będzie jej. Oczywiście wiedziała, gdzie jestem, ale nie mogła tu być. I bardzo dobrze.- Uspokój się, bo podłogę już wypastowałeś. Chodzisz i chodzisz - mruknąłem.
- Nie rozumiesz, że się denerwuje? - syknął, stając na chwilę w miejscu, po czym kontynuował swoją poprzednią czynność.
- Po cholerę? Jeśli ją kochasz i stoisz tu dzisiaj, to wiesz, że ten cały cyrk nie jest dla zabawy. Ona też cię kocha. To dziecinne. Jesteście tu, bo chcecie tego samego.
Zaczynało mnie to nieco drażnić, ponieważ ja się tak nie zachowywałem podczas swojej uroczystości. Złapałem go za ramię i szarpnąłem. Musiał się zebrać. Miał zaraz się ożenić. No błagam. Poprawiłem mu muszkę.
- Już. Okey? Spokojnie chłopie. Będzie dobrze. A teraz chodźmy już pod ołtarz, bo ceremonia się zaczyna - wychrypiałem, patrząc na przyjaciela, po czym pociągnąłem go za rękaw i poszliśmy na nasze miejsce. Tomlinson nie odzywał się już ani słowem. Stał tam z założonymi za plecami rękami i przełykał nerwowo ślinę. Musiałem zrobić wszystko, aby się nie roześmiać. To było komiczne po prostu. Ale w pewnym stopniu cieszyłem się. Dzisiaj żenił się z wybranką życia. Miał prawo być szczęśliwy.Tak jak ja przy Nan.
Dziewczyna stała w pierwszym rzędzie tuż przy mamie przyszłej żony Louis'a i jego rodzicach. Ubrana była w czerwoną sukienkę i czarno-czerwone szpilki, które razem kupiliśmy. Wyglądała prześlicznie w tych swoich lekko falowanych włosach i lekko podkreślonych oczach czarną kredką. Posłałem jej ciepły uśmiech, co szybko odwzajemniła.
Nagle organy zaczęły grać tą oklepaną melodię, a w drzwiach kościoła stanęła Anisha w śnieżno białej sukni. 
Louis zrobił krok do przodu, jakby się do niej wyrywając. Uśmiechnąłem się pod nosem i złapałem jego ramię. Znów stanął w miejscu, oddychając głęboko. Ładna kobieta. Niby starsza od Lou, ale wcale tego nie było widać. Podeszła razem ze swoim ojcem do ołtarza, po czym jej rodziciel wrócił do pierwszego rzędu do żony. Msza się zaczęła. Świadkiem kobiety była jakaś blondynka. Pewnie też pani doktor.
Długo nie staliśmy. Uroczystość przebiegła szybko, dzięki czemu jeszcze bardziej cieszyłem się, że będę mógł przywitać się z Nan. Wyszliśmy przed ogromny kościół. Nie padało, ale było wietrznie. Para młoda zaczęła dostawać życzenia i gratulację. Odbierałem wino, kwiaty i tym podobne, od razu układając to w aucie.
- Uciekasz ode mnie? - usłyszałem cieniutki głosik za sobą.
Uśmiechnąłem się pod nosem, odsuwając od bagażnika.
- Ależ nie - złapałem Nannine w talii. - Witaj kochanie - rozejrzałem się.
Niall, Zayn i Liam byli daleko. Poza tym jako przyjaciele byli lojalni. Nie powiedzieliby Abigail.
- Wyglądasz bardzo... - przerwała zastanawiając się nad określeniem mojego stroju. Postanowiłem ją w tym wyręczyć.
- Seksownie? - zaśmiałem się. - Spójrz na siebie. Każdy będzie cię tu pożerał wzrokiem - wymruczałem, pochylając się nad nią. - Przywitaj się.
Dziewczyna złączyła nasze usta w słodkim i delikatnym pocałunku. Idealnie.Tego mi brakowało przez tydzień. Abigail nie dawała mi spokoju. Musiałem być przy niej, a nie chciałem. Wolałem jechać do Nan. No niestety.
- Nie było cię - stwierdziła krótko, po odsunięciu się ode mnie. Była trochę smutna, a nawet nieco zła.
- Nie mogłem - wyjaśniłem, odbierając kolejne bukiety kwiatów. Ludzie, po co tyle badyli.
- Tak... zdarza się - ucięła, idąc składać życzenia Anishy i Louis'owi. Nawet nie zdążyłem nic jej odpowiedzieć.
Nie lubiłem kiedy zachowywała się jak typowa nastolatka. Ona miała łatwiej. Zero obowiązków, nie musiała nic załatwiać. Nie miała męża.Westchnąłem głośno, odbierając kolejne upominki dla młodej pary. Już prawie cały bagażnik był zapełniony.
Wszyscy goście rozeszli się do swoich aut. Mała nie wiedziała co zrobić. Anisha złapała ją za rękę.
- Spokojnie, pojedziesz z nami. Zmieścimy się w piątkę - wyjaśniła. 
Fajnie. Kolejna okazja, by być przy Nan. Dziewczyna również się ucieszyła, ale tak szybko, jak się uśmiechnęła, tak szybko ten gest zniknął z jej twarzy. Coś było nie tak. Chyba, że aż tak źle się czuła przez to, że nie przyjechałem. Nie chciałem jej zawieść. Poza tym miałem dla niej dobrą wiadomość. Dzisiaj mieliśmy spać w hotelu. Cała noc, a ona w moich ramionach. 
Wszyscy wsiedliśmy do samochodu. Ja na końcu oczywiście. Usiadłem przy oknie, Nan była po środku, a obok niej blondynka, która była świadkową Anishy. Długo nie jechaliśmy. Zaledwie 20 minut. Dość szybko, jak na dojechanie poza Londyn. Tommo wynajął gigantyczną salę w jednym z pensjonatów poza miastem. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Wystrój sali, ułożenie stolików, muzyka. Nawet kolor światełek.
Dziewczyna była oniemiała. Widać, że jej się podobało. Gdy tylko wysiedliśmy, rozglądała się oczarowana.
- Nan? - objąłem ją od tyłu. - Wiesz, że nie lubię jak jesteś na mnie zła, skarbie. Chociaż uroczo wyglądasz gdy się złościsz i marszczysz nosek.
- Harry, przestań. Dobrze wiesz, że nic tym nie zdziałasz. A jeśli tak myślisz, to grubo się mylisz - powiedziała, wyrywając się z mojego uścisku. Co się dzieje? - pomyślałem.
Odwróciłem ją do siebie.
- Posłuchaj mnie. Nie podoba mi się twoje zachowanie. Podobno wolisz, jak jestem miły i kochany. Uszanuj to, że mam też pracę i zobowiązania. Nie wypruję sobie żył. Przykro mi. Mało dla ciebie robię? Mało okazuję, że mi zależy? Skoro mnie nie było to oznacza, że nie mogłem. Po prostu nie mogłem. - wyrzuciłem z siebie i puściłem ją.
Poszedłem za parą młodą.
Nannine nie odezwała się do mnie przez kolejną godzinę, podczas gdy impreza rozpoczęła się na dobre. Wznieśliśmy toast za młodą parę i zjedliśmy 'obiad'. Czas przyszedł na taniec małżeństwa, tak więc wszyscy zebrali się po bokach parkietu. Muzyka zaczęła grać, a Anisha i Tommo poruszać się. Falowali na parkiecie bezszelestnie. Wyglądali uroczo. Nagle podszedł do mnie Malik i szturchnął mnie w bok.
- Widziałeś tą laskę w czerwonej sukience? - spytał, wskazując na nią brodą.
- Widziałem - patrzyłem na niego - Spróbuj się do niej zbliżyć, a powyrywam ci nogi z dupy - zagroziłem - Nie żartuję.
Była moja. Zła, humorzasta, ale moja.
- Ej stary, wyluzuj. I tak Niall ruszył do akcji - zaśmiał się, patrząc na Nan, która rozmawiała z Horanem.
Odepchnąłem mulata i ruszyłem w ich stronę. Od razu stając obok, zwiększyłem ich odległość od siebie.
- Nie rób przedstawienia - powiedziałem jej do ucha. - Mam niespodziankę, która wynagrodzi siedem dni, które również były dla mnie ciężkie. O - dodałem głośniej. - Widzę, że się poznaliście. To mój przyjaciel Niall.
- Em... - zawahała się, spoglądając na mnie - tak.
- Niall, to jest Nannine i jest dla mnie bardzo ważna - uśmiechnąłem się krzywo - więc trzymaj rączki przy sobie, chyba że chcesz je stracić.
- Dobra, dobra. Już sobie idę - uniósł ręce w geście poddania - trzymaj się Nan. Zanim jednak odszedł puścił dziewczynie oczko, co nie uszło mojej uwadze i niesamowicie mnie wkurzyło. Jednak postanowiłem z nim się policzyć innym razem. Nie chciałem robić afery w otoczeniu gości. To w końcu dzień mojego przyjaciela. Westchnąłem jedynie, luzując krawat.
- Nie mogę nawet zatańczyć? - zagadnęła, patrząc na swoje buty.
- Możesz. Ale chyba uczynisz mi tę przyjemność i najpierw zrobisz to ze mną?
- Jasne - odparła, wzruszając ramionami.
Złapałem jej podbródek i twardo spojrzałem w oczy.
- O co tak naprawdę chodzi?
- O nic. Po prostu nie potrafię zrozumieć, dlaczego to robisz - wymamrotała.
- Co robię? - spytałem, przekrzywiając głowę. Nie rozumiałem jej.
- Jesteś z dwoma na raz. Skąd mogę wiedzieć, że jestem dla ciebie ważna, skoro w domu pomiędzy wizytami u mnie sypiasz z żoną? Wiesz, jak ja się czuję? Ja ci powiem. Czuję się jak śmieć - wyrzuciła z siebie wszystko. Widziałem, że łzy zbierają się w jej oczach.
Złapałem jej twarz w dłonie.
- Rozwiodę się. Chcę tylko...chcę tylko, abyś mi ufała. Wtedy będę miał pewność, że mam dla kogo poświęcić to wszystko. Ona mnie nie interesuje. Ten związek był jedynie marnym układem.
Jej oczy rozszerzyły się, a usta rozszczelniły. Wyglądała, jakby zobaczyła ducha.
- Przepraszam - wydukała, szybko mrugając by pozbyć się nadmiaru wody pod powiekami.
- Kochanie - pocałowałem ją krótko i delikatnie. Potem moje usta złożyły pocałunek na jej czole.
Nan nic nie odpowiedziała. Wziąłem ją po ramię i zabrałem na parkiet, gdzie zaczęliśmy tańczyć. Jeśli ktoś by mi powiedział, że ta dziewczyna nigdy nie tańczyła, to nie uwierzył bym. Była prawie lepsza ode mnie. Ale prawie. Widziałem, że na nią patrzą. Że podziwiają. Mieli co. Te nogi, ta sukienka. Jej biodra...Och, ta dziewczyna zawładnęła moimi myślami. To ja byłem szczęściarzem, który mógł ją dotykać, całować i szeptać jej do ucha. Byłem z tego powodu dumny. 
- Może teraz ty się dla mnie uśmiechniesz - zaćwierkała, patrząc mi prosto w oczy.
Oczywiście, że to zrobiłem. Jej mógłbym podarować wszystko. Więc stać mnie było i na szczery uśmiech. Obróciłem ją dwa razy i znów była w moich ramionach. Ułożyłem rękę na plecach dziewczyny. Muzyka była w średnim tempie. Moje usta były tuż przy jej skroni.
 - Co masz pod sukienką? - wychrypiałem.
- Niespodziankę - mruknęła.
- Nie mogę się doczekać - odpowiedziałem.
- Planowałam ci wcześniej pokazać... ale w zasadzie dziś, to dobra okazja - powiedziała, ujawniając rząd swoich śnieżnobiałych zębów.
- Dobra? - wymruczałem składając pocałunek na jej szyi. - Dobrze. Chciałbym wiedzieć o tobie więcej. Masz jakieś plany? Wiesz, że Cię wyciągnę. Możesz spokojnie myśleć o przyszłości.
- Ja... chciała bym studiować... ale to zbyt drogie - przyznała opierając głową na moim ramieniu.
- Przestań. Temat pieniędzy jest tematem zamkniętym - powiedziałem stanowczo.
- Okey - ucięła, po czym dodała - chcę iść na studia dziennikarskie.
- Niewdzięczny zawód. Gazety są teraz mało czytane. Ludzie wolą internet.
- W takim razie zapomnij o tym - szepnęła mi do ucha, robiąc kolejny piruet.
I znów do mnie wróciła. Zastanawiałem się dlaczego dziennikarstwo i mnie olśniło. Przecież ona kochała książki. - Może literatura angielska? - spytałem.
- Hm... dobry pomysł - powiedziała radośnie.
- Czy mogę? - obok nas stanął pan młody. No dobrze. Jemu mogłem oddać maleńką. Przecież jego żona była blisko. Świeżo poślubiona. Ja zaś zająłem się Anishą, żeby było sprawiedliwie. Objąłem pannę młodą i kołysaliśmy się do Celine Dion. Myślę, że to przy niej Louis dojrzał. Przy tej kobiecie.
- Panna młoda zadowolona uroczystością? - zagadnąłem, spoglądając na Nan.
- Zdecydowanie tak. Nie znam cię - odparła szczerze i nieufnie. - Co masz wspólnego z moim mężem i dlaczego o tobie nie wspominał?
- Byliśmy... znaczy jesteśmy przyjaciółmi, ale przez y... przez moją żo... znaczy kontakt się urwał. Zobaczyliśmy się ostatnio i teraz stale się kontaktujemy. Jestem pewien, że Louis ci wszystko opowie - odparłem.
Przypatrzyła mi się uważnie. To inteligentna kobieta. Takie ceniłem. Poprawiła kołnierzyk mojej koszuli. - Harry, tak? - zagadnęła. Mocno szarpnęła za koszulę, przyciągając mnie gwałtownie. 
- Spróbuj ją skrzywdzić a nawet Al Capone ci nie pomoże. - powiedziała po czym posłała mi przyjazny uśmiech.
To było... dziwne? Postanowiłem coś naprostować w głowie tej niuni. 
- Słuchaj, nie musisz mi tego mówić. Jestem za nią w pełni odpowiedzialny. Nie pozwolę jej skrzywdzić i sam tego nie zrobię. Jeśli ktokolwiek spróbuje ją tknąć, to może liczyć się z tym, że straci ręce i nogi. Jestem kimś, kto może więcej niż ci się wydaje - powiedziałem, uśmiechając się do gości.
- Ależ ja jestem tego świadoma, mój drogi. Doskonale wiem kim był Louis, kiedy jeszcze się nie znaliśmy. A skoro jesteś jego starym kumplem to nie możesz być nikim dobrym. Rozumiem. Jesteś bossem. Nie chcę być z tobą w złych stosunkach. To jedyna moja prośba. Nie skrzywdź jej. Mam nadzieję, że ją uszanujesz.
Coś czułem, że faktycznie miała dobre zamiary. Była mądra. Nie dziwię się, że Lou ją wybrał. - Możesz być spokojna. Może przekonasz się jeszcze, że jestem dobrym człowiekiem - szepnąłem jej do ucha, jednocześnie puszczając oczko do Nan.
Uśmiechnęła się kończąc taniec z Louisem. Ja również tak zrobiłem. Ucałowałem dłoń Anishy i odszedłem.
Podeszłem szybkim krokiem do Nannine, zanim ktokolwiek mógłby ją poprosić do tańca. Chwyciłem dziewczynę w pasie i przytuliłem do swojego boku.
- Masz na coś ochotę? - zapytałem, prosto w jej włosy.
- Hm... z chęcią spróbowałabym tamtych sałatek... - zaczęła, ale przerwałem jej.
Miałem trochę co innego na myśli. Ale może powinna zjeść i mieć siłę na noc? Na nic nie liczyłem. Wszystko zależało od małej.
- Skoro tak. To chodź. Chcesz szampana?
- Jasne, ale nie zbyt dużo. Nie chcę się upić - powiedziała, uśmiechając się promiennie.
- Nie pozwolę na to - zapewniłem ją.
Przyniosłem dziewczynie kieliszek i podeszliśmy do sałatek. Później zajęliśmy miejsce przy stole. Dziewczyna zjadła spokojnie posiłek. Następnie poszliśmy znów trochę potańczyć.
- Teraz czas na tort - szepnąłem do jej ucha.
Wszyscy zaczęli się zbierać do gigantycznego ciasta, na którego każdym poziomie wbite były zimne ognie. Całość przywieziono na wózku, bo podejrzewam, że obsługa nie dała by rady go unieść.
Para młoda przejęła pałeczkę. Louis objął kobietę i razem pokroili ogromny tort. Wznieśliśmy za nich toast.
Powoli było co raz to mniej gości. Wszyscy się żegnali, ponieważ para miała zaraz wyruszyć w swoją podróż poślubną, tak więc i my zaczęliśmy się zbierać. W zasadzie, to Nannine nawet nie wiedziała, że planuję ją zabrać ze sobą, ale tym lepiej.
Taka mała niespodzianka.Nie piłem dużo, mogłem prowadzić. Założyłem swoją marynarkę na jej ramiona, kiedy patrzyliśmy jak para młoda odjeżdża. Później zaprowadziłem ją do swojego mercedesa.
Kiedy jechaliśmy już ulicami Londynu, dziewczyna była nieco zdezorientowana.
- Harry? - spytała, rozglądając się po okolicy.

- Może być też kochanie - zaśmiałem się. - Niespodzianka - odpowiedziałem na nie zadane pytanie.
- Ale...
Uniosłem brew, patrząc na nią. Czy ona zamierzała ze mną dyskutować i okazać, że mi nie ufa?
- Ja chciałam tylko powiedzieć, że nie mam ciuchów na zmianę - powiedziała, chowając się głębiej w fotel.
- Więcej pewności siebie, nie zjem cię - pokręciłem głową - spójrz za fotel.
Dziewczyna patrzyła na mnie nieco zdezorientowana, po czym odwróciła się do tyłu i zobaczyła czarną torbę.
- Co tam jest?

- Bielizna, bluzka, spodnie - wyjaśniłem.
Sam wybierałem. Będzie ubrana podobnie do mnie. Spodnie mieliśmy mieć identyczne. Białe w czarne paski.

- Dziękuję - powiedziała po chwili namysłu.
- Proszę - wzruszyłem ramionami. - Mam nadzieję, że ci się spodobają.
- Skoro ty wybierałeś, to na pewno - stwierdziła, całując mnie w policzek.
Położyłem dłoń na jej kolanie i skręciłem. Zaparkowałem samochód przed niedużym, ale czterogwiazdkowym hotelu. Wysiadłem z samochodu, obszedłem go dookoła i otworzyłem drzwi dziewczynie. Następnie wyjąłem torbę z tylnego siedzenia i chwytając Nan w pasie, zaprowadziłem do recepcji hotelu.
- Spędzimy tu noc - powiedziałem do niej i stanąłem przy kontuarze. - Dobry wieczór - zwróciłem się do młodej recepcjonistki. 
- Dobry wieczór - odparła, uśmiechając się do mnie najszerzej jak mogła. Wyprostowała swoją pozę i wypchnęła piersi do przodu. Typowa reakcja każdej dziewczyny. Tak, czy inaczej nie interesowała mnie w tej chwili.
Westchnąłem jedynie i oparłem rękę na blacie.
- Rezerwacja na nazwisko Styles - powiedziałem.
Spojrzała na moją obrączkę i speszona wróciła wzrokiem do komputera. Strzelam, że wzięła Nan za mą żonę.

Ale tym lepiej. Nie będzie się już tak szczerzyć.
- Zgadza się. Pokój 247 - westchnęła, sięgając po coś do jednej z szuflad. Wyjęła z niej jakąś kartę, którą następnie przyłożyła do czytnika.
- Oto karta magnetyczna. Nią otworzy pan drzwi - poinstruowała, spoglądając na moją towarzyszkę.

- Dziękuję. Chodź kochanie, miłego wieczoru - zwróciłem się jeszcze do recepcjonistki.
Ruszyliśmy w stronę windy. Wcisnąłem guzik i czekałem cierpliwie, aż maszyna przyjedzie. W między czasie pocałowałem czule Nan w policzek i wtuliłem się w nią.
- Harry kochanie, nie musiałeś tego robić - oznajmiła, oplatając mnie w pasie.
- Lecz chciałem. Trochę prywatności jest nam wskazane - trzymałem w drugiej ręce nasze rzeczy.
Nie zamierzałem spędzać kolejnej nocy w ośrodku psychiatrycznym. To mnie dołowało.

Winda wreszcie przyjechała, więc wsiedliśmy do środka. Błyskawicznie znaleźliśmy się na pożądanym piętrze. Zatrzymałem się tuż przed drzwiami i spojrzałem łobuzersko na Nannine.
- Jak już tam wejdziemy, to możemy długo nie wyjść - ostrzegłem, przesuwając kartą, aby otworzyć drewnianą powłokę. Wziąłem dziewczynę na ręce, przez co ta nieco zaskoczona, pisnęła słodko. Z nią w ramionach, wszedłem do środka. Zapaliłem światło, a przed nami ukazał się wspaniale wystrojony salon.
Na parapecie stały różnej wielkości świeczki, które zamierzałem zapalić. Pod ścianą stała kanapa w kształcie litery L. Biała i na pewno wygodna.
- Kochanie - zwróciła na siebie moją uwagę Nannine.
- Zaczynam lubić to jak do mnie mówisz - mruknąłem i pocałowałem ją.
Dziewczyna złapała mnie za kark i pociągnęła bliżej. Postawiłem ją na chwilę, by móc złapać ją za uda i unieść z powrotem. Jej nogi owinęły się wokół mnie, co niesamowicie mnie pobudziło.
Boże, miałem na nią taką wielką ochotę. Położyłem ją na łóżku i ucałowałem jej słodkie usta. Wszystko zależało od niej.
- Chcę tego - szepnęła między pocałunkami.
Zatrzymałem się na chwile. Musiałem mieć jej stu procentową pewność. Nie chciałem na nią naciskać. Musiała dać mi to wyraźnie do zrozumienia.

- Ale wiesz, że twój pierwszy raz to ważna decyzja? Że nie chcę, abyś żałowała? - spojrzałem w oczy dziewczyny.
- Nie będę żałować, jeśli to będziesz ty, ale... - przerwała na chwilę, wpatrując się w moje tęczówki.
- Ale? Jeśli jest jakieś ale, muszę wiedzieć - powiedziałem pewnie.
- Będziesz delikatny? - spytała, uśmiechając się na ten swój wspaniały sposób. Tylko ona tak potrafiła. Była taka piękna. Niewinna. Nieskazitelna. Kiwnąłem głową, głaszcząc policzek brunetki.
Teraz byłem pewny, że to z nią chcę być do końca życia. Nie wyobrażam sobie swojej przyszłości u boku innej kobiety. Nie zamierzam wrócić do żony. Kochać się z nią więcej. To było skończone. Właśnie teraz. Nie mógłbym zrobić tego Nan. Zakochałem się w niej. Po raz pierwszy mogłem to przyznać, bo byłem pewny tego, jak niczego innego w życiu.
Patrzyłem w jej oczy i wiedziałem to wszystko. Nasza przyszłość. Nie mogliśmy żyć osobno. To nie miałoby sensu. Co mnie obchodziła Abigail? Nic. Zero. Miałem ją gdzieś. Nasz związek nie opierał się na prawdziwym uczuciu. To był układ, którego stałem się ofiarą.
Całowałem Nan po szyi, a następnie wzdłuż szczęki, po czym zatrzymałem się przy ustach. Popatrzyłem ponad dziewczynę na świeczki i uśmiechnąłem się delikatnie.Odsunąłem się i podszedłem do parapetu. Z kieszeni wyjąłem zapalniczkę. Zapaliłem świeczki. Teraz jest ładnie. Romantycznie.
Obróciłem się z powrotem do dziewczyny. Leżała spokojnie na łóżku, podparta łokciami. W tym świetle wyglądała uroczo. Jak księżniczka. Moja księżniczka.
Zacząłem rozpinać guziki białej koszuli, uśmiechając się do niej. Musiałem ją zapewnić, że nie musi się bać. Na pewno będzie bolało, ale chciałem to zrobić jak najdelikatniej.
- Striptiz za darmo? - uniosła jedną brew w rozbawieniu.
- Tak kotku. Najpierw ja - odparłem i spojrzałem na nią znacząco - potem ty. Obiecałaś mi coś - przypomniałem.
- Ja ci coś obiecałam? - rzuciła, chichocząc pod nosem.
Pokiwałem głową i zdjąłem z ramion materiał. Rzuciłem go na podłogę. Zabrałem się za spodnie.
- Co takiego? - zapytała, zwężając na mnie oczy, jednocześnie przygryzając wargę. Zawsze gdy to robiła, czułem falę podniecenia przepływającą przez moje ciało. Nie musiała być naga, bym zwariował.
Zamknąłem oczy i westchnąłem. Jeszcze chwila. Była już taka moja. Musiałem jedynie poczekać.
- Pokażesz mi, co masz pod sukienką - wychrypiałem seksownie.

- Aaa... - przeciągnęła, kładąc się całkowicie. Wstała po chwili i stanęła na przeciw mnie. Patrzyła mi prosto w oczy. Uśmiechnęła się, po czym zaczęła rozbierać. Najpierw zdjęła ramiączka, a następnie zsunęła z siebie resztę sukienki, ale bardzo wolno. Odsłoniła najpierw swój czarny, koronkowy stanik z diamencikiem po środku piersi. Następnie pokazała brzuch i na końcu również koronkowe majteczki. Z przodu wyglądała oszałamiająco. Chciałem niesamowicie zobaczyć jeszcze jej tyłek. Pokazałem dziewczynie, żeby się odwróciła. Nadal była w obcasach, co niesamowicie mnie podniecało. Zrobiła jeden obrót wokół własnej osi i znów stanęła do mnie przodem. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, jej twarz oblała się rumieńcem. Moje kąciki ust uniosły się ku górze.
Tylko moja - powtórzyłem w myślach. Przejechałem językiem po dolnej wardze, zwilżając ją. W spodniach robiło mi się ciaśniej. Zsunąłem je i zostałem w bokserkach. To wszystko dzięki niej. Była piękna, zadbana, słodka.
Pokazałem, aby podeszła do mnie.

Zrobiła to niemal od razu. Patrzyłem jej prosto w oczy. Kosmyk włosów zakrył jej połowę twarzy, więc założyłem je za ucho dziewczyny.
- Seksowna jesteś kotku - wymruczałem - pocałuj mnie - dodałem.
Nan zbliżyła się do mnie powoli, spojrzała na mnie, po czym delikatnie dotknęła wargami moich. Z czasem przyspieszyliśmy nasze zderzenia ustami. Przeniosłem swoje ręce na biodra dziewczyny, a jej wylądowały na mojej szyi. Przyciągnąłem ją szybkim i zdecydowanym ruchem. Czułem ją tak blisko.
Napierałem kroczem na jej. Czy ona tez na mnie reagowała? Och...miałem nadzieję. Przesunąłem rękę niżej. Nie mogłem się powstrzymać. Dotknąłem palcami jej cienkiego materiału majteczek. Potarłem delikatnie jej kobiecość. Westchnęła. Chyba dostałem odpowiedź. Z jej ust przeniosłem się na szyję. Całowałem zachłannie każdy centymetr jej skóry. Oddech dziewczyny przyspieszył, więc wziąłem ją na ręce, nie przerywając poprzedniej czynności. Opadliśmy na łóżko.
Rozpiąłem stanik. Pomogła mi go zsunąć. Wylądował na podłodze. Jej piersi nie były wielkie, ale idealnie pasowały do moich dłoni. Zacząłem ją całować, rozpoczynając wolny masaż. Dziewczyna jęknęła, co dało mi znak, by kontynuować swoje poczynania. Uśmiechnąłem się sam do siebie i językiem zataczałem kółka na jej piersiach. Odchyliła głowę do tylu. Było jej dobrze. Bylem tego pewny. Pociągnąłem zębami za twardy jak kamyk sutek. Znów jęknęła. Ustami przesunąłem po jej mostku schodząc niżej. Doszedłem do koronki majtek.
- Dla kogo jesteś taka wilgotną, hm? - spytałem drażniąc się z nią.
- Dla ciebie... - westchnęła, patrząc na mnie w dół.
- Dla mnie - powtórzyłem całując jej udo. Powoli zsunąłem bieliznę z nóg dziewczyny.
Usłyszałem nerwowy oddech Nan i jej niesamowicie szybkie bicie serca. Cieszyłem się, że mogę być tym pierwszym. To ja pierwszy miałem ją na własność. Całą. I już nieodwołalnie. Nikt inny nie miał prawa dotknąć jej palcem. Inaczej zabiję. Uspokoiłem dziewczynę pocałunkiem.
- Kocham cię kochanie - szepnąłem przygryzając jej wargę.
- Nie musisz mi odpowiadać. Jak będziesz gotowa.
Dziewczyna otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale po chwili znów je zamknęła. Potrzebowała czasu. Rozumiałem. 
Uśmiechnąłem się jedynie i obróciłem nas. Była nade mną. Położyłem dłonie na jej biodrach. 
- Rozbierz mnie skarbie.
Również nic nie odpowiedziała. Tylko kiwnęła głową i uśmiechnęła się słodko. Wycofała się nieco na kolanach, po czym nachyliła, by chwilę później tworzyć drogę pocałunkami od mojej szyi, aż po pępek. 
Niby niewinna, a wiedziała co ma robić. Leniwie bawiłem się jej włosami. W myślach dziękowałem sobie, że wyłączyłem telefon. Nikt nam nie przeszkodzi. Nagle do głowy wpadła mi pewna myśl. Książkę o miłości i seksie podarowałem jej już dawno. Być może ją przeczytała i teraz się na niej wzoruje? Jeśli tak, to boję się, że będzie mieć nade mną władzę.
Powoli zsunęła moje bokserki. Również pierwszy raz widziała mnie całkiem nagiego. Zapewne nieco się bała bólu. Widziałem jednak ten blask w jej oku. Coś jakby pragnęła to zrobić od bardzo dawna. W jednej chwili zamieniłem nas miejscami. Teraz one leżała pode mną spokojnie. Jej włosy falami opadały na poduszkę. Piękna. Poruszyła się niespokojnie i popatrzyła prosto w moje oczy. Ręką dotknęła mojej klatki piersiowej, gdzie miałem mnóstwo tatuaży. Nie musiałem pytać. Była pewna tego, co teraz zrobimy. Pocałowałem ją, aby uspokoić. Rozsunęła nogi. Ułożyłem się między nimi i zacząłem na nią napierać. Dziewczyna przygryzła delikatnie dolną wargę i patrzyła w sufit. Czekała spokojnie, aż wreszcie wejdę w nią cały. O Boże. Chwila. Przestałem i sięgnąłem ręką do portfela leżącego na stoliku. Wyjąłem prezerwatywę. Dopiero zabezpieczony w nią wszedłem. Pomału. Nan wzdrygnęła się, kiedy wszedłem w nią jeszcze głębiej. Była taka ciasna. Ruszałem się wolno dając jej przyzwyczaić. Nie chciałem zrobić jej krzywdy. Tak jak ona , pragnąłem, by to było przyjemnym doznaniem.
- Boli? - spytałem.
- Trochę tak - syknęła, zaciskając usta w linię prostą.
Zatrzymałem się, czując opór. Właśnie miała stać się kobietą. Szczerze? Nigdy nie robiłem tego z dziewicą. Tak więc nie tylko ona przeżywa swój pierwszy raz. Dla mnie był to pierwszy raz, gdy rozdziewiczałem dziewczynę. To wielka chwila. Zapamiętam to na długo. Ona mam nadzieję też.
Nannine kiwnęła mi głową, abym kontynuował. Za jej zgodą naparłem na nią bardziej i w ułamku sekundy, oboje poczuliśmy, jak opór znika. Stało się. Nie ma już odwrotu. Moja mała dziewczynka została kobietą.

W jej oczach pojawiły się łzy. Wiedziałem dlaczego. Nie ruszałem się. Ból musiał nieco się zmniejszyć. Głaskałem jej policzek, aby dodać otuchy. Zaczynałem czuć poczucie winy, gdy usłyszałem szloch dziewczyny. Nachyliłem się jak najbardziej mogłem, by nie zadać jej bólu i pocałowałem namiętnie w usta.  - To minie - szeptałem - Minie kochanie. Przepraszam - co chwila całowałem jej wargi.
Niespodziewanie zostałem mocno przyciągnięty rękoma dziewczyny do niej. Całkowicie nagiej. Zaskoczony przerwałem pocałunki i spojrzałem na nią.
- Przytul mnie, proszę - pisnęła cichutko.
Objąłem ją. Jej drobne ciało i przytuliłem do siebie. Była wszystkim. A ja bez niej nikim. To właśnie zrozumiałem. Nie byłem dobrym człowiekiem. Popełniałem błędy bez przerwy. A przy niej mogłem zacząć na nowo. Mogłem wreszcie zostać dobrym człowiekiem u boku kochającej... no właśnie... tego nie wiedziałem. Nie wiedziałem czy mnie kocha. Ja ją kochałem i to mnie bolało. Bolała mnie możliwość odrzucenia. Wiedziałem jednak, że nie zostawi mnie tak po prostu. Czuła cokolwiek do mnie. Miałem nadzieję, że nie była to nienawiść. Chociaż, gdyby była, to nie byli byśmy tu, gdzie jesteśmy. Nie mógł bym się z nią kochać. Nie dała by mi tej pierwszej nocy. Ona mi ufała. Wiedziałem to. Głaskałem
dłonią jej plecy. Przechodziły ją dreszcze, gdy muskałem palcami delikatną skórę. - Możesz kontynuować. Jest lepiej - powiedziała nagle, przerywając ciszę.
- Tak? - spojrzałem na nią, szukając ostatecznej pewności.
Musiałem to wiedzieć.
- Tak, ale powoli - ostrzegła.
Kiwnąłem głową. Znów była całkowicie pode mną. Wykonywałem wolne ruchy. 
Dziewczyna mocno się spięła, co nieco mi przeszkadzało. Musiała się rozluźnić, żebym mógł ją nieco rozepchać.
- Nannine, musimy współpracować. Ty i ja, tak? - spojrzałem na nią.
- No tak. C-coś nie tak? - jęknęła, nie wiedząc o co chodzi.
- Nie możesz się tak zaciskać..
- T-to c-co mam robić? - zapytała skromnie.
- Rozluźnij się. Pomyśl, że będzie ci przyjemnie - poinstruowałem ją.
Dziewczyna nic już nie powiedziała, tylko kiwnęła głową i się rozluźniła, co mi nieco ułatwiło swobodne poruszanie się. Z minuty na minutę było coraz lepiej. Łatwiej. Oddychała szybciej.Widziałem w jej oczach już nie ból, a przyjemność. Materac uginał się pod nami. Zamknąłem oczy i jęknąłem dysząc w jej szyję. Ona chwilę później również jęknęła. To była muzyka dla moich uszu. Przybliżyła się do mnie jeszcze bardziej, bo wygięła plecy w łuk, a ja złożyłem pocałunek na jej szyi. Obserwowałem jak fala przyjemności przechodzi przez jej ciało. Dalej wykonywałem ruchy. Na naszych ciałach pojawiły się kropelki potu. Czułem się niesamowicie. Zrobiłem to z nią. Kochałem ją. Chciałem jej to okazać. Nie to co z Abigail.
Wziąłem w ramiona Nan. Drżała. Te wszystkie emocje w niej wybuchnęły. Pozbyłem się zabezpieczenia w chusteczkę. Patrzyła na mnie z uśmiechem. Wiedziałem, że się jej podobało. - Śpij piękna - ucałowałem jej czoło. Zamknąłem oczy.

piątek, 12 czerwca 2015

Rozdział 13

*Nannine*
Obudziłam się sama w pokoju w środku nocy. Była potworna burza. Zawsze się bałam, gdy padało. Nagły głośny grzmot spowodował, że podskoczyłam i pisnęłam. Żałowałam, że nie było ze mną Harry'ego. Przy nim czułam się bezpiecznie. Podeszłam do stolika i zapaliłam lampkę. Od razu zrobiło się jaśniej i przyjemniej. Nie zamierzałam teraz spać. Jak przejdzie to wtedy się położę - postanowiłam. Usiadłam na krześle i spojrzałam na dwie nowe książki. Robił mi prezenty za każdym razem. Był taki słodki, pomimo swego wieku i stanu cywilnego. Kazał mi się nie przejmować żoną, to przestałam to robić, ale gdzieś głęboko w podświadomości dalej mnie ten temat dręczył. Postanowiłam przeczytać tyły książek, by dowiedzieć się mniej więcej, o czym będą. Po przeczytaniu obydwu zdecydowałam się na '50 Twarzy Grey'a'. Zaciekawiła mnie historia bezbronnej, zwykłej dziewczyny i młodego biznesmena. Nie czekając dłużej, po prostu zabrałam książkę, owinęłam się na łóżku w kocyk i zaczęłam czytać. Bardzo szybko mi to szło. Książka okazała się bardzo ciekawa. Nie przeczytałam całości. Nawet chyba do połowy nie doszłam, a już zadzwonili na śniadanie. Ten czas tak szybko minął. Burzy też już nie było. Czy aż tak się zaczytałam? Ach... to wszystko przez wspaniałego pana Grey'a.
Uśmiechnęłam się i odłożyłam książkę. Może byłam trochę nie wyspana, ale w dosyć dobrym humorze. Musiałam się ubrać. Dzisiaj sobota. Nie będzie zajęć. To świetnie. Wybrałam czystą bieliznę oraz ubranie. Poszłam pod szybki prysznic, który mnie orzeźwił. Ubrana i gotowa, wyszłam z pokoju, zamykając go na klucz. Po korytarzu przechadzała się doktor Pietrovna patrząc w podłogę. Fartuch miała rozpięty, a dłonie w kieszeniach. Od razu gdy mnie zauważyła, podeszła.
- Nan - powiedziała i uśmiechnęła się. - Martwiłam się.

- Em... u mnie wszystko w porządku, jak widać - powiedziałam promiennie.
- Cieszę się - objęła mnie ręką i szłyśmy w kierunku stołówki. - Ten zbieg ciągle jest szukany. Policja ma jakiś trop. Pewnie wszystko się niedługo wyjaśni. Hm, może pójdziemy dzisiaj na zakupy? - zaproponowała. - Potrzebujesz sukienki.
Nagle przypomniało mi się, że przecież umówiona jestem dzisiaj z Harry'm. Nan. Myśl. Musisz jej jakoś odmówić.
- A nie mogły byśmy pójść w poniedziałek? Dziś wolałabym zostać i poczytać książki - powiedziałam, nieswojo unikając kontaktu wzrokowego.
- W poniedziałek będzie ciężko. Mam wtedy więcej zajęć, a dzisiaj dyżur jest słaby - wyjaśniła. - Miałaś mi powiedzieć czy ty się zakochałaś. Ostatnio jesteś weselsza. 
Nie mogłam powstrzymać rumieńców, które wkradały się na moje policzki. Nie mogłam niestety powiedzieć, czy byłam zakochana, bo sama nie wiedziałam. Czułam jakąś więź do Harry'ego, ale czy to było zakochanie? Miłość? Nie miałam zielonego pojęcia. 
- Pani doktor... ja się nie zakochałam... po prostu poznałam ciekawą osobę... a co do sukienki to... - nie zdążyłam dokończyć, ponieważ doktor Tomlinson mi przerwał.
- Cześć dziewczyny - wszedł między nas zdenerwowany. On przecież o wszystkim wiedział. A jego narzeczona nie. - Cześć kochanie - pocałował kobietę w policzek. 
Odwróciłam głowę, by nie patrzeć na to. Nie to, że miałam coś przeciwko, czy się brzydziłam. Po prostu ja bym się czuła nieswojo, gdyby ktoś się na mnie patrzył podczas pocałunku.
- Dzień Dobry - powiedziałam, patrząc w dal.
- Zabieram cię dzisiaj na małą wycieczkę. Jedziemy na weekend do SPA. Musisz odpocząć. Bierzesz wolne. Nan, poradzisz sobie? - zwrócił się do mnie.
- Jasne. Nie ma problemu. Wypocznijcie sobie - powiedziałam, szczerze się uśmiechając do przyszłego małżeństwa. Byłam wdzięczna doktorowi Tomlinson'owi za wybawienie z opresji. Nie wiem, czy było to zamierzone, czy nie, ale pomógł mi.
Weszliśmy na stołówkę. Byłam głodna i podekscytowana. Jedząc mleczną zupę myślałam nad naszym spotkaniem. O której Harry miał zamiar przyjechać? Wczoraj zasnęłam w trakcie naszej rozmowy. Ale dzięki temu, teraz tyle o nim wiedziałam.
Był naprawdę wspaniałym mężczyzną. Wydawał się taki okrutny, niebezpieczny. Typowy bad boy, a okazał się dorosłym, zabawnym mężczyzną. Czułam się jak księżniczka, wspominając o tym, jak powiedział mi, że jest mój. Księżniczka i książę z bajki. To było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. A jednak...
Uśmiechnęłam się pod nosem. Chciałam być juz z nim. Szybciej. Niech ten czas leci szybciej. Byłam taka niecierpliwa.
Po śniadaniu poszłam do pokoju. Postanowiłam się jakoś fajnie ubrać, skoro miałam iść wybierać z Harry'm sukienkę na ślub moich 'opiekunów'.
To będzie cudowne przyjęcie. Pan Tomlinson na pewno się postara. Był romantyczny. Pani doktor tez miała swojego księcia.
Jednak w mojej głowie pojawiła się żona Harry'ego. Ona była przeszkodą. Jak dla mnie dość dużą.
Chciał ją dla mnie rzucić? Byłam ważniejsza? Jeśli zależało by mu na pierwszej, nie zaczęłoby na drugiej. Może powinnam się postarać i walczyć o niego?
Już sama nie wiem. Najpierw muszę upewnić się co do moich i jego uczuć. Wtedy będę mogła stwierdzić, czy mam o co walczyć i czy w ogóle walczyć.Coraz bardziej mu ufałam i coraz więcej wiedziałam. Pozwolił mi się poznać. Wczorajszy wieczór był bardzo miły.
Kiedy tylko weszłam do pokoju, udałam się do szafy. Otworzyłam ją i popatrzyłam na to, co mam. Wyjęłam parę moich ulubionych, czarnych jeans'ów i malinowy sweterek. Uwielbiałam swetry.
 Były ciepłe i dobrze w nich wyglądałam. Tak mi się wydawało. Poza tym...Harry mówił, że mu się podobam. Automatycznie mój wzrok powędrował w stronę seksownej bielizny.Ten komplet był śliczny.
Przed oczami stanęła mi wczorajsza akcja, gdy pokazywałam się w bieliźnie Harry'emu. Czy ja faktycznie tak na niego działałam? 
Pociągałam go. Hm...to chyba dobrze. Zaczęłam czesać włosy, aby spleść je w warkocz. Powinnam się umalować? Nigdy tego nie robiłam, chodź miałam wiele kosmetyków. Lekki makijaż chyba nikomu nie mógł zaszkodzić. Zaplotłam luźnego warkocza i pomaszerowałam do łazienki, gdzie wyciągnęłam moją kosmetyczkę z szafki pod umywalką.
Zauważyłam, że coraz rzadziej wyżalam się pamiętnikowi. To chyba dlatego, że teraz nie byłam taka samotna. Nie czułam się tak. Nie potrzebowałam tego. Wspomnienia pozostaną w mojej głowie i sercu. Westchnęłam cicho i przejechałam błyszczykiem po ustach. Wtedy zobaczyłam w lustrze Harry ego. W czarnej koszuli i spodniach. Objął mnie od tyłu.
My loooove- Wystraszyłeś mnie - rzuciłam przestraszona.
- Przepraszam - pocałował zagłębienie mojej szyi i spojrzał na nas w lustrze.
- Mogę skończyć się malować? Zostały mi tylko rzęsy - oznajmiłam, przyglądając się sobie.
- Wyglądasz tak ładnie - zamruczał do mojego ucha. - Maluj. Poczekam.
Pociągnęłam szczoteczką z tuszem dwa razy rzęsy, po czym schowałam kosmetyki do torebki i odstawiłam na właściwe miejsce. Wyszłam z łazienki i podeszłam do Harry'ego. Był tak nieziemsko przystojny... we wszystkim było mu ładnie. Czy miał koszulkę z jakimś logo, czy jak był ubrany w koszulę w jakiś wzór. Mężczyzna obecnie bawił się kluczykami od auta, wyglądając zza okno.
- Nie przywitasz się ze mną? - jęknęłam, przygryzając wargę. Zdążyłam zauważyć, że ten gest pobudzał mężczyznę. Fajnie było znać takie sztuczki.
- Z tobą zawsze - przyjrzał mi się i pochylił, aby zachłannie mnie pocałować. Ręce oparł na mych biodrach, które docisnął do swoich.
Czułam się, jakbym latała ponad chmurami. Z nim zawsze tak było.
Oddałam niezdarnie pocałunek. Nie byłam w tym dobra, ale Harry nie złościł się o to. Wręcz przeciwnie. Uważał to za urocze i chciał nauczyć mnie robić to lepiej. 
Wiele rzeczy chciał mi pokazać. Nauczyć. Nie mogłam się doczekać. Wszystko wydawało się być takie ciekawe.
- Idziemy? - zaproponowałam, kiedy oderwaliśmy się od siebie.
- Idziemy, idziemy. Ładnie wyglądasz.
- Dziękuję - zachichotałam, łapiąc mężczyznę w pasie.
Uśmiechnął się i zabrał mnie do samochodu. Jak dżentelmen otworzył przede mną drzwi. Było nieco chłodniej. Jechaliśmy dość długo, ponieważ były niesamowite korki, a my zmierzaliśmy na obrzeża Londynu. Tam mniej osób mogło nas zobaczyć razem. Było mniej tłumów i może lepsze sklepy. Chciałam wybrać ładną, skromną sukienkę. Chciałam się podobać.Niestety Harry stwierdził, że potrzebuję jakiegoś ciekawego koloru na sobie, więc beż lub jasny róż odpadał. Zamiast mnie, to mężczyzna krążył po alejkach z sukniami, a ja siedziałam na pufie i od czasu do czasu chodziłam za nim. 
Wiedziałam. Wiedziałam, że wybierze czerwoną. Właśnie z taką do mnie wrócił. Sukienka przed kolano oraz odkryte ramiona.
- Serio - przytaknął - Przymierzaj.
Wzięłam od niego sukienkę i pomaszerowałam do przymierzalni. Nałożyłam na siebie ostrożnie ubranie, po czym przyglądałam się sobie w lustrze. Gdy stwierdziłam, że wyglądam całkiem nie źle, spojrzałam na metkę. Ta kiecka kosztowała 250 funtów! Nigdy w życiu nie miałam na sobie droższej rzeczy! Nie mogłam pozwolić, by Harry ją kupił. Mój tok myślenia przerwał właśnie jego głos.
- Podoba mi się - powiedział, stając za moimi plecami. Przejechał palcami po odkrytym ramieniu i ucałował je. Przeszedł mnie dreszcz. - Kupimy ci jeszcze buty i będzie idealnie. Myślałaś kiedyś o tatuażu? Napis na twoim ramieniu byłby idealny - mruknął.
- Nie. Harry, ja... nie mogę pozwolić na to, żebyś płacił tyle za mnie. Widziałeś ile ta kiecka kosztuje? Poza tym nie sądzę, że napis na moim ramieniu byłby dobry. Wolałabym coś innego w innym miejscu - powiedziałam ściszonym tonem, tak, by tylko on mnie usłyszał.
- Nie rozmawiajmy o pieniądzach - skarcił mnie wzrokiem. - Ja płacę za kobietę. Stać mnie. A co byś chciała? - spytał rozpinając materiał.
- Harry - ostrzegłam - To nie to miejsce i czas. Chciałabym ptaki. Lecące ptaki. To jedna z moich propozycji.
Mężczyzna miał mnóstwo tatuaży, więc myślę, że dobrze wiedział, co mi proponuje. 
- Nie rób ich tu - pokazał na moje żebra. - Nie wytrzymasz - dodał i zsunął całkowicie sukienkę. Pomógł mi z niej wyjść.
Ubrałam się szybko i razem z Harry'm pomaszerowaliśmy do kasy. Nazbyt miła ekspedientka okazywała wyraźnie zainteresowanie moim towarzyszem, więc starałam się jej dogryźć.
- Nie uważa pani, że to nie ładnie tak interesować się czyimś życiem? - zapytałam, gdy spytała zielonookiego o to, po co tu przyjechał, pomijając kupno tej sukienki.

Popatrzyła na mnie. Nawet nie z pokorą. Co ona uważała się za lepszą? Nie była. Wróciła do kasy i oddała kartę Harry'emu.
- Miłych zakupów życzę.
Popatrzyłam na nią z ironią, po czym odpowiedziałam za mnie i mężczyznę: 
- Dziękujemy.
- Chodź - powiedział rozbawiony Harry. Złapał mnie za rękę i wziął zakupy.
- Możemy już jechać po te buty? I błagam niech ekspedientem będzie facet - odparłam, idąc obok niego.
- Pewna jesteś? - spojrzał na mnie. - Gdyby cie podrywał, mógłbym skończyć na komendzie.
Zachichotałam pod nosem. To było słodkie.
- Jeśli to będzie kolejna baba, która startuje do ciebie, to nigdy mnie nie zobaczysz. Wyląduję w izolatce. W kaftanie bezpieczeństwa - ostrzegłam.

- Kochanie, cieszę się, że jesteś zazdrosna ale ja jestem Twój - zapewnił mnie i otworzył drzwi do kolejnego sklepu.Westchnęłam cicho. Można powiedzieć, że nieco mnie uspokoił.
Weszliśmy do gigantycznego holu, gdzie buty były dosłownie wszędzie. Czekoladowe ściany idealnie współgrały i olbrzymim żyrandolem wykonanym najprawdopodobniej z jakiegoś drogiego kamienia. To wyglądało jak raj? Taki dla zakupomaniaczek. Dokładnie. Dobrze, że ja nią nie byłam. Inaczej moglibyśmy stąd już nie wyjść.
Miałam swój cel. Wygodne, ładne buty na wesele. Przyjęcie pewnie nie będzie długie, a para młoda po torcie uda się w podróż poślubną. - udajmy się szukać twojego pantofelka kopciuszku - mruknął.
Zaśmiałam się na jego określenie, które rzucił w moją stronę. Kopciuszek i książę... tylko... kiedy pryśnie czar? Miałam nadzieję, że wcale. Mam prawo być szczęśliwa. Przy nim byłam. Uśmiechnęłam się. Harry podążał za mną, kiedy szukałam butów.  
Stanęłam w jednej alejce i dosłownie na wprost mnie stały prześliczne czarne szpilki z czerwoną podeszwą. Zdawało mi się, albo usłyszałam śpiew aniołów? Tak. To było chyba zesłanie.
Podeszłam w ich stronę nieco szybciej, zanim ktoś mógłby je zauważyć. Chwyciłam pudełko ze swoim numerem i usiadłam na pufie.
Zdjęłam buty i zaczęłam przymierzać piękne obcasy. Były idealne. W nich mogłabym być prawie wzrostu Harry'ego. Może niższa o cztery centymetry, ale zawsze coś.
- Co myślisz? - zapytałam obracając się w nich.
- Myślę, że ci je kupię. - uśmiechnął się szeroko. - Diablica.
- No faktycznie. Może jeszcze mi kupisz rogi i ogon? - powiedziałam, poruszając biodrami.
- Ej - walnęłam go w pierś, udając urażoną. W rzeczywistości mi się nawet to podobało.
- Jest seksowny -powiedział mi do ucha. - Zresztą jak cała reszta.
Nic mu nie odpowiedziałam, bo nie koniecznie wiedziałam, co bym mogła, za to dałam mu całusa w policzek. Zdjęłam buty, wsadziłam je do pudełka i pomaszerowałam do kasy.
Zakupy zaliczyłam. Miałam co chciałam i wiedziałam, że bardzo mi się podobają te rzeczy. Harry zabrał mnie na obiad, bo uznał, że tam mnie źle karmią. Jedliśmy obiad, gdy zadzwonił jego telefon. Wywrócił oczami i odebrał. - Tak? Przecież przyjadę zaraz. No a po co ci ja na zakupach? Masz kartę to idź.
Domyśliłam się, że to jego żona. Tak nagle... odechciało mi się jeść i... żyć? Odstawiłam sztućce na bok i wytarłam usta serwetką.Odchyliłam się na krześle. Wybrała moment. Tak sobie uświadomiłam, że jestem ciekawa jak wygląda. Była ładna?
Pewnie musi być nie złą laską... daleko pewnie mi do niej. Dlaczego Harry wybrał mnie?
Nie zrozumiem tego człowieka. Tego, który właśnie się pochylał i całował mnie, rozłaczając się.
- Żona? - zapytałam, dobrze znając już odpowiedź.
- Tak - odparł ponuro.
- Musisz już iść pewnie, co? - wymamrotałam, nie patrząc na niego.
- Jeszcze nie - odpowiedział. - Nie przejmuj się, tak?
- Jasne - odparłam, patrząc na swoje ręce, które wydały mi się nagle interesujące.
- Skarbie - uniósł mój podbródek. - Zagwarantuję ci bezpieczeństwo. Zabiorę z ośrodka.
- Co mi to da, jak będziesz z nią? - wybełkotałam, tym razem ze złością.
- Przez krótki czas. Wyciągnę cię i rozwiodę. Zrozum, że jesteś dla mnie ważna. Że chcę ci dać wszystko. Chcę, aby ktoś mnie kochał - przesunął palcami po moim policzku.
Czy... on powiedział, kochał? Ja... ja nie byłam pewna, czy czuję do niego miłość. Na pewno mi się podobał, ale... nie wiedziałam, czy to faktycznie mogło być coś więcej. Musiałam się o tym przekonać. Szybko.
- A ty.... coś do mnie czujesz? - spytałam cicho.
- Jesteś dla mnie ważna i zależy mi na tobie. Inaczej nie byłoby mnie tu. Nie bawiłbym się w to - wyjaśnił.
To już jedno wiedziałam. Też nie był pewny, czy mnie kocha, ale zależało mu. To na pewno. Ucieszyłam się. Nawet bardzo.
- Uśmiechnij się w końcu - musnął moje usta. - Chcesz deser?
- Nie. Nie mam ochoty - powiedziałam, starając się brzmieć całkiem wesoło, co marnie mi się udało.
 - Chodźmy - westchnął i zapłacił.
Nic więcej nie powiedział. Skierował się ze mną do samochodu.
Znów jechaliśmy dość długo przez te korki. Dobrze, że chociaż było ciepło w aucie Harry'ego.
~Abigail~
Zmęczona opadłam na kanapę. Nie wiedziałam, że zakupy potrafią być takie męczące. Harry'ego jeszcze nie było. Może spotkanie z chłopakami? Wstałam, aby otworzyć okno, bo było duszno. Odwróciłam się, a moje serce stanęło. Marcus stał w progu salonu.
- Co ty tu robisz? - zapytałam z wyrzutem.
- Chronię się, kochanie - odpowiedział, wzruszając ramionami. - Zapewne jesteś sama. - dodał. - Znów.
- To nie powinno cię interesować. Wynoś się stąd - zagroziłam, wskazując palcem drzwi.
- Nie pozwalasz sobie? - podszedł do mnie. - Chcesz stracić to wszystko?
- O czym ty w ogóle mówisz?! - warknęłam, zwężając na niego oczy.
Joseph - O tym, że jesteś zależna ode mnie. Ale przecież ty o tym wszystkim doskonale wiesz - przyglądał mi się z tym drwiącym uśmiechem. Gdzie jest Harry kiedy go potrzeba?
Nigdy go nie ma. Zawsze zostaje sama.
- Zostaw mnie. Wyjdź stąd - próbowałam resztkami odwagi.
Mężczyzna pokręcił głową i położył ręce na moich biodrach, automatycznie mnie przyciągając.
Próbowałam walczyć, ale on był zbyt silny. Nie miałam żadnych szans.
Czego ode mnie chciał? Nigdy go nie lubiłam. Zawsze stawiał na swoim.
- Co ty ode mnie chcesz, co? - spytałam, patrząc mu prosto w oczy. Starałam się zrozumieć tą sytuację, ale nie mogłam niczego się domyśleć.
- Ciebie - odpowiedział wolno i uśmiechnął się w ten swój sposób. Mnie? Słucham?
- Odwal się ode mnie! - krzyknęłam, próbując się uwolnić z jego uścisku.
Potrząsnął mną zdenerwowany i przyparł do ściany. Nie powiedział nic, ale jego spojrzenie mówiło wszystko.
- Harry cię zabije - syknęłam, a obraz zaczynał mi się zamazywać od łez przypływających do oczu.
Zaśmiał się i uniósł ręce do góry. Pokręcił głową z dezaprobatą.
- Abbie, Abbie, Abbie. Moja słodka, nie zrobię nic czego nie będziesz chciała. A uwierz mi pójdziemy do łóżka.
- Kto ci powiedział, że chcę się z tobą pieprzyć! - krzyknęłam mu prosto w twarz.
- Bo chcesz - uśmiechnął się lubieżnie i odsunął się.
- Wmawiaj sobie to dalej - odpysknęłam, po czym odeszłam jak najdalej mogłam.
Czułam jego wzrok na sobie. Powiedział do zobaczenia i wyszedł, zostawiając mnie samą. Napewno nie mogę o tym powiedzieć Harry'emu. Marcus dobrze wiedział, że nie będę taka głupia i mu nie powiem. Kurwa. Miał mnie w garści. Nie chciałam, żeby Styles'owi się coś stało. Kochałam go.  Ja
rozumiem po części ale jak ja widzę jak on się zawstydza to po prostu zaczynam się śmiać
Może to był luźny związek. No dobrze. Ale nie chciałam go zdradzać z jego szefem. Z takim szefem! Przecież on na pewno nie był normalny, skoro zamknęli go w psychiatryku.
Musiał być jakiś pieprznięty. Poza tym już zdążyłam to zauważyć. Jaki normalny szef przychodzi do domu pracownika i chce zgwałcić jego żonę? No właśnie. Żaden. Wzięłam głęboki oddech. Tylko spokojnie. Spokojnie. Zaczęłam rozpakowywać zakupy. Musiałam się czymś zająć. To nie na moje nerwy.
Jeszcze na dodatek wieczorem Harry zaprosił chłopaków i w salonie grali w pokera. Boże... daj mi cierpliwość i siłę, by to znosić.
Nagle usłyszałam huk drzwi. Wystraszona sięgnęłam po nóż do szuflady. Odwróciłam się i czekałam, aż obcy pojawi się w drzwiach.
~~~~~*~~~~~
Proszę wam bardzo. Rozdział 13. Podoba się, nie podoba?
Wyraźcie opinię :)

czwartek, 4 czerwca 2015

Rozdział 12


*Harry*
Byłem taki zdenerwowany, kiedy wyszedłem z kasyna. Przegrałem wszystko, co dzisiaj zdobyliśmy z akcji napadu na drugi gang. Powiodło się, ale nie mieli dużego łupu. Parę tysięcy funtów poszło się jebać. Przegrywałem od początku, ale liczyłem, że następne rozdanie będzie lepsze. A tu nic. Świetnie. Była jedenasta w nocy, kiedy zadzwonił mój telefon. Akurat parkowałem pod domem. To Louis. Zdziwił mnie. Coś z Nannine? Od razu odebrałem.
- Cześć - powiedział do słuchawki. - Mam dwie sprawy.
Zdziwiony jego tonem, uniosłem brwi.
- O co chodzi? - spytałem.
- Jedna jest taka, że kiedyś ci coś obiecałem. Mimo, że jesteś jaki jesteś, chcę, żebyś był świadkiem na moim ślubie - wyznał.
Powiem szczerze, że mnie zaskoczył, ale nie zamierzałem odmówić. Wiem, że ta cała jego narzeczona jest bardzo blisko z Nan, więc będę miał kolejną okazję, by zbliżyć się do niej i to na oczach doktorka.
- Z miłą chęcią - odpowiedziałem na propozycję.
- Druga rzecz jest taka, że zabierasz ze sobą żonę i nie zbliżasz się do Nan - on próbował mnie szantażować? On? O tym, że powie Nannine? Ja miałem lepiej. Mogłem po prostu skrzywdzić jego kobietę.
- Zrobię co mi się podoba, a ty nie będziesz mi rozkazywać. Chyba pamiętasz jeszcze, co mogę zrobić, bez kiwnięcia nawet palcem? Radzę ci uważać - zagroziłem, śmiejąc się do samego siebie.
- Podobno uważasz się za mojego przyjaciela - przypomniał. - Harry, ona jest dzieckiem. Niewinną dziewczyną z przeszłością. W co ty się pakujesz?
- To nie powinno cię interesować! Poza tym, skoro tak bardzo ci zależy na Nan, to może z nią weź ślub! - syknąłem wkurzony. Oczywiście nie dopuścił bym do tego. Nie wyobrażam sobie Nan z Tommo. Nie. Stop. Nie mogę o tym myśleć.
- Po prostu wiem, że zabawisz się i ją skrzywdzisz! - podniósł głos. - Wiesz, ile razy musieliśmy ją zbierać?! Nie, kurwa nie wiesz. Rozsypiesz ją na kawałki i będziesz miał zabawę.
- Tego nie wiesz. I radzę się w to nie wtrącać. Jeśli chcesz wiedzieć, to nie mam zamiaru jej skrzywdzić. Bynajmniej nie tak, jak wy to robicie w tym pieprzonym ośrodku. Zamknięta w czterech ścianach nie zna życia! - dyskutowałem dalej. Nie mogłem pozostawić Lou w przekonaniu, że ma racje. To ja tutaj wiem, co jest dla Nan najlepsze.
To ja ją uszczęśliwię. Chciałem, żeby była przy mnie i żeby walczyła o nas. Dobrze wiedziałem, że ludzie nie będą mogli tego zaakceptować. Jeśli dziewczyna będzie mnie słuchała, będzie żyła jak w bajce.
Mój humor był jeszcze gorszy. Nie dość, że przegrałem, to Louis robił mi wyrzuty. Po prostu...ugh.
- Więc co zamierzasz? - spytał, opanowując się.

- Wyleczę ją z tej głupiej potrzeby bycia z ludźmi takimi jak wy. Niszczycie ją na każdy możliwy sposób. Nie wstyd wam? Staracie się jej pomóc, a tak naprawdę wszystko, co tam macie przypomina jej o tym, jak samotna jest. Nie ma żadnego wsparcia. Zrobicie prędzej z niej wariatkę, niż normalną, odpowiedzialną za siebie dziewczynę! Ja jej pokażę, jak trzeba żyć - wyjaśniłem, gorączkowo przeczesując włosy.
- Harry, nie - przerwał mi - Uwierz, że pomogliśmy jej. Ona już dawno wyszła z depresji. Tylko ona może wrócić. Tak łatwo jak wspięła się ku górze, może opaść na dno. Jesteś pewnym, że jesteś odpowiednim człowiekiem, aby ją podtrzymać i jej pomóc? - spytał wolno.
- Tylko ja to potrafię zrobić. Nie pamiętasz już, jak ja uczyłem cię traktowania kobiet? To ty nie potrafiłeś zadbać o nie - wypomniałem, wspominając stare lata.
- Pamiętam - przyznał mi rację.
Tak więc wiesz, że dam sobie radę. Żona nie musi póki co nic wiedzieć - powiedziałem, chcąc zakończyć już rozmowę.
Westchnął jedynie.
- Nan, przekaże ci zaproszenie - dodał i rozłączył się. Czyli wiedział, że niedługo ją odwiedzę.

Ach ten Tommo. Ze mną nigdy nie wygra.
Wysiadłem z auta i zamknąłem je. Wziąłem głeboki oddech. Potrzebowałem prysznicu oraz łóżka.
Od razu udałem się do sypialni. Nie...Nie...Naprawdę? Moja żona czekała na mnie w dosyć skąpej bieliźnie.
Oblizałem usta i uśmiechnąłem się zawadiacko do żony. Nie mogłem powstrzymać swoich reakcji na widok tak seksownej Abi w naszej sypialni. Może byłem zmęczony, ale to mogło mi poprawić humor. Poza tym ja tez miałem potrzeby. Nie mogłem zaniedbać żony i sprawić, że będzie mieć podejrzenia.
Zacząłem rozpinać koszulę, podchodząc do niej.
- Jak ci minął dzień? - zapytała, wiercąc się na łóżku.
- Był..długi - pochyliłem się nad nią i pocałowałem.
- W takim razie finał będzie również długi, ale za to przyjemny - mruknęła uwodzącym tonem kobieta.
- Tak? - odsunąłem się i opadłem na plecy - A co zamierzasz?
Kobieta usiadła na mnie okrakiem i zrobiła z ust dzióbek.
- Zabawisz się ze mną? - spytała robiąc słodką minę kotka.
Przejechałem rękoma po jej biodrach. To nie była moja niewinna Nan, chociaż bardzo chciałem, aby i ona mnie tak kiedyś przywitała. Aby się mnie nie wstydziła uwodzić. Mogła być nieśmiała dla innych, ale nie chciałem, aby była nieśmiała dla mnie.
- Jak chcesz, abym się z tobą bawił? - podniosłem rękę i uderzyłem ją w tyłek.
- Najlepiej ostro - zniżyła ton swojego głosu, gdy ugryzła płatek mego ucha. Podobało mi się to. Wiedziała, że podnieca mnie sposób w jaki robi to wszystko. Była świadoma swoich słów i czynów.
Lubiłem traktować ją jak dziwkę. Zresztą ona wtedy bardzo dobrze się czuła. Miałem ochotę przelecieć ją mocno i szybko. To było nieco dziwne, nazywać własną żonę dziwką i traktować ją w ten sposób, ale jeśli miała by coś przeciwko, to by przecież powiedziała. A tu nic. Dla mnie tym lepiej.
Pociągnąłem zębami za ramiączko jej stanika. Boże, to mniej zakrywało niż powinno, ale wyglądała świetnie. Kupię podobny zestaw Nannine. Och tak. To będzie wspaniały widok. Jestem tego przekonany. Ma wspaniałe ciało. Nie wiem, czy przypadkiem nie lepsze niż Abi... ale to się dopiero okaże.
- Rozbierz się - warknąłem. Lubiłem patrzeć jak to robi. Podniecała mnie.
Abigail zrobiła to, o co ją poprosiłem bardzo wolno, uważnie patrząc mi w oczy, co doprowadzało mnie do szaleństwa. Wiedziała, co i jak robić. To mnie czasem wkurzało, bo mogła tego użyć jako broni, czego bym nie wytrzymał. Wiele razy wspominałem o swoim błędzie. Za bardzo dałem się poznać. Chociaż teraz niewiele wie. Nie wie o Nan, nie wie o kasynie.I lepiej niech tak pozostanie.
Kobieta zrzuciła z siebie bieliznę i przybliżyła się do mnie. Zaczęła również powoli zdejmować wszystkie części mojej garderoby, co spowodowało, że mój nie mały przyjaciel wariował. Starałem się opanować, ale zamiast tego, oddałem się temu. Niech się dzieje co chce. Jestem dziś zbyt zmęczony na panowanie nad moimi hormonami. Chcę jak najszybciej dojść i iść spać. Naprawdę mogłaby już dać mi w siebie wejść i załatwić sprawę. Przewróciłem ją. Leżała pode mną. Ręką rozsunąłem żonie nogi i sięgnąłem pp prezerwatywę. Nałożyłem ją szybkim i zwinnym ruchem, po czym energicznie wszedłem w Abi. Nie była na to zbytnio przygotowana, więc syknęła. Poczekałem trochę, żeby się przyzwyczaiła, a następnie zacząłem ruszać się coraz szybciej. Zagłębiałem się w nią do końca. Mocno. Zamknąłem oczy i jęknąłem. Ten dzień był świetny. Nan tak ładnie się uśmiechała. A kiedy ją całowałem chętnie oddawała pocałunki. Moja malutka. Z zamyślenia wyrwały mnie krzyki Abi dochodzącej pode mną. Wszedłem w nią jeszcze kilka razy, by dokończyła swój orgazm, po czym opadłem obok niej. Dyszałem tak samo jak moja żona. Byliśmy zmęczeni, choć ja nieco bardziej biorąc pod uwagę dzisiejszy dzień. Spojrzałem jej prosto w oczy. Była fantastyczną kobietą, ale teraz w głowie miałem tylko Nannine. Ucałowałem ją w czoło i przykryłem się bardziej kołdrą. Czułem jak przytula się do mnie. Lekko ją objąłem i zamknąłem oczy. Bardzo szybko odpłynąłem. Nie. Nie dali mi się wyspać. Z rana zadzwonił Malik, że mamy się zebrać bo Marcus musi nam przedstawić plan akcji. Nie miałem ochoty słuchać tego idioty. Miał mi psuć dzień już z samego rana? O nie. Na to nie mogłem pozwolić. Musiałem zachować się jak prawdziwy twardziel i po prostu pójść tam i wysłuchać go. A później mogłem olać wszystko i pojechać do mojej małej ślicznotki.
- Abigail wstawaj - powiedziałem, budząc ją. Niedługo będę miał okazję. Dzisiaj dowiem się, kiedy ma urodziny. Chcę ją wyciągnąć. Kupię mieszkanie, dom. Co będzie chciała. Stać mnie. Zapłacę za studia. Niech się rozwija. Niech idzie do przodu. Powoli zacząłem się podnosić. Rozejrzałem się po pokoju. Zrzuciłem z siebie kołdrę, po czym wstałem. Zebrałem swoje rzeczy z podłogi, wyciągnąłem nowe z szuflad i szafy, po czym udałem się do łazienki. Wziąłem szybki prysznic, po czym udałem się do kuchni na śniadanie, które przyrządziła Abigail. O. Naprawdę to lubiłem. Jak gotowała i dbała o wszystko. Z Nan będzie ciężej. Nie wydaję mi się, aby umiała gotować, chociaż o porządek umiała dbać. W jej pokoju było bardzo czysto. Książki zawsze idealnie poukładane. Być może ma ukryty talent do gotowania? Kto wie. Zasiadłem przy wysepce i zacząłem jeść jajecznicę z bekonem. Uwielbiałem takie śniadania.
Po chwili dołączyła do mnie żona i razem jedliśmy posiłek. Miałem wrażenie, że coś jest nie tak, ale nie pytałem o nic. Wolałem poczekać, aż sama coś powie.
Nie lubiłem gdy coś przede mną ukrywała. Byliśmy małżeństwem. Może ja nie byłem szczery, ale ona miała być. Tego wymagam.
Patrzyłem na nią niecierpliwie i znacząco.
- Co tak na mnie patrzysz? - spytała, uśmiechając się szeroko.
- Co cię dręczy? - rzuciłem prosto z mostu.
- Jestem ciekawa co robiłeś wczoraj, ale nie wiem, czy powinnam pytać - powiedziała bez ogródek. To było dość dziwne, ponieważ zawsze wypytywała i nigdy nie pytała się o zgodę.
- A co miałem robić? - spytałem obojętnie. - Mieliśmy akcję, a potem świętowałem. Książkę piszesz?
- Coś mi się wydaje, że nie jesteś dziś w humorze. Nie będę cię już o nic pytać, nie przejmuj się - wypaliła nieco zła, odnosząc naczynia po swoim śniadaniu do zmywarki.
- Nie wyżywam się. Jedynie nie lubię spowiadać. - wyjaśniłem i wziąłem kluczyki od samochodu. Włosy miałem jeszcze trochę wilgotne od wody.
Wyszedłem z domu i powędrowałem do auta. Otworzyłem je kliknięciem na pilocie, wsiadłem do środka i zamknąłem drzwi. Rozsiadłem się wygodnie, po czym odpaliłem samochód i kilka chwil później jechałem do celu. Jak to jest, że policja go nie znalazła? Nie sprawdziła, czy wrócił do domu? On nawet nie wyjechał z kraju.
Był przed ich nosami, a oni nic. Szczerze, to wkurwiało mnie to. Wolałem, kiedy go nie było.
Poradzę sobie bez jego kodów. Koniec. Pieniądze mogłem zdobyć w inny sposób. Grunt, żeby je przy sobie utrzymać. Najbardziej teraz pragnąłem Nannine. Te kody miałem już głęboko w dupie.
Bae 😍Teraz musiałem skupić się na tej jego akcji. Ciekawe co wymyślił. Wszedłem do swojego klubu. Tutaj było spotkanie. Chłopaki juz czekali. Dołączyłem do nich.
Skinieniem głowy przywitałem się z wszystkimi.
- To o co chodzi? - zwróciłem się do Marcusa.
- Sprawa wygląda tak - westchnął i pokazał nam plan Wenecji. - W muzeum, pod płytą na środkowym piętrze znajduje się sejf. Trzeba go otworzyć. Do tego potrzebujemy najlepiej delikatnych rąk. No ale nie każdy się na tym zna. Więc kto umie otwierać sejfy? - spojrzał na mnie znacząco. - Dokładnie. Potem zabieramy złoto na jacht i spieprzamy
Co? Nie... nie mogłem zostawić tutaj Nan. A przecież nie mogłem jej zabrać, bo była Abigail i chłopaki. Absolutnie nie mogłem zgodzić się na ten pomysł. Przecież nie rozerwę się, by być w dwóch miejscach na raz.
Akcja mogła trwać z tydzień. To za dużo na rozląkę. Nie chciałem.. Nie mogłem. Ona mnie potrzebowała. Pokręcilem głową.
- Nie mogę - wyznałem.
Wszyscy na mnie spojrzeli bardzo zdziwieni. Starałem się zachować kamienny wyraz twarzy, co nieco utrudniały mi przeszywające wzdłuż i wszerz spojrzenia kolegów.
Nie mogłem postąpić inaczej. Musiałem tu zostać. Przecież jej nie schowam w walizce.
- Nie mam czasu - wyjaśniłem.
- A co masz innego do roboty? Co jest dla ciebie ważniejsze niż złote jabłko? - zaczął dyskutować z wyrzutem Marcus.
- Pieniądze mogę zdobyć inaczej - wzruszyłem ramionami. Jasne. Miałem ochotę na złoto z sejfu, ale nie miałem wyjścia.
Można powiedzieć, że oszalałem na jej punkcie. To co jest między nami zaczyna być poważne, a nie chcę dać satysfakcji Louis'owi i zranić Nan. Tak czy inaczej nie chce tego robić.
- Stop - odezwałem się po chwili. - A możemy zrobić to w innym terminie? Za miesiąc? - spytałem. Mniej więcej wtedy byłaby juz poza ośrodkiem. W domu, którym bym jej oferował. Ważne, że byłaby bezpieczna, a ja mógłbym zostawić ją na kilka dni. Mogła by zadzwonić w każdym momencie. Potrzebowałem nieco czasu. Spojrzałem z nadzieją na szefa.
- Czyś ty już totalnie zwariował? Nie ma co czekać. Wiesz ile gangów tylko czeka, żeby zdobyć to jabłko? Nie możemy czekać - wściekł się Marcus.
- Możemy. Jestem pewny, że nikt się nie dowie o tym. Poza tym masz kody. Jako jedyny. Jesteś górą - powiedziałem zły. Zawsze musiał robić mi na złość. Pod górę.
- Co się z tobą stało? Zmiękłeś przez ostatni czas, czy co? Gdzie jest ten niebezpieczny Harry, który o nic nie dbał? Poprzestawiało ci się coś w głowie? W ogóle cię nie poznaje - rzucił oskarżycielsko w moją stronę szef.
Podniosłem się z fotela. Miałem teraz inne priorytety. Spiorunowałem blondyna wzrokiem. Chciałbym go udusić.
- Podobno jestem ci potrzebny. Inny termin, albo ja się wypisuje - odparłem.
- Ugh - westchnął. Wiedział, że nie ma nikogo na zastępstwo. Był skazany na moje humorki.Uśmiechnąłem się znacząco. Wygrałem. Tym razem mi się udało. Poznałem plany, pogadaliśmy i opuściłem ich. Miałem na razie z głowy wszystkie akcje.Postanowiłem odwiedzić Nannine. Może dziś spędzimy czas u niej w pokoju, albo zabiorę ją jednak gdzieś. Sam nie wiem. Zastanowię się. Tylko nie chcę znów czuć się jak na przesłuchaniu, kiedy wrócę do domu. A gdzie byłeś, a po co. To naprawdę było uciążliwe. Jadąc w stronę ośrodka i przemierzając Londyn, znów zapragnąłem zagrać.
Ale z drugiej strony nie chciałem przegrać kolejnych pieniędzy. Może powinienem był sobie odpuścić trochę. Pójdę do kasyna jutro. Dziś zajmę się moją słodką nastolatką Uśmiechnąłem się, zmieniając biegi. Wstąpiłem na stację paliw, aby uzupełnić bak. Szedłem zapłacić, kiedy obok mnie przeszła długonoga blondynka. Zmierzała do czerwonego ferrari. Ona miała po prostu ładne nogi, tak? Długie były to się odwróciłem. Stop. Harry. Ogarnij się. Jedziesz do Nan. Na pewno była by zła gdybyś po drodze zabawił się z jakąś blondyną. Nie będę przeginał. Płacąc, zastanawiałem się jakie książki jeszcze mogłem jej kupić. Uwielbiała czytać, a tam po prostu się nudziła. No, oprócz tego, że codziennie miała lekcje. Ale co ona mogła tam robić? Bawić się ekierką i ołówkiem na matematyce? No błagam. Ona musiała zacząć wreszcie żyć jak prawdziwa dziewczyna, a przy moim boku mogła tego zasmakować. Musiałem dowiedzieć się, kiedy ma urodziny. W końcu jej impreza będzie najlepsza. A to dzięki komu? A no właśnie dzięki mnie.
Chciałem ją wypytać, co by chciała na urodziny. Nie musiała się krępować. Mogła dostać wszystko. Podałem ekspedientce kartę, poprawiając okulary na nosie.
- Proszę pani? - rzuciłem, pochylając się w jej stronę. Nikogo za mną nie było, więc nie blokowałem kasy.
- Tak? - zapytała nieśmiało.
- Jaką książkę ostatnio pani przeczytała - przygryzłem wargę.
Młoda, ruda, ale nie w moim typie. Przykro mi. Lekko zdziwiona pytaniem, zaprzestała interesować się kasą. Popatrzyła na mnie jakby zobaczyła ducha. Była totalnie oniemiała.  - Co to za pytanie? Przepraszam  ale nie zbyt rozumiem o co chodzi - wydukała zdenerwowanym głosem. Starałem się opanować i nie wybuchnąć.
- To jest proste pytanie - warknąłem, ale skarciłem się w duchu. Spokojnie. - Jaką książkę mogłaby pani polecić? - spytałem raz jeszcze. No nie wierzę. Rude też są takie głupie jak blondynki? Dlatego moją żoną jest brunetka. A kochanką szatynka..
- Um... Niezgodna. Przygoda pomieszane z romansem - odparła wracając do pracy.
- Dziękuję - posłałem jej najsłodszy uśmiech i odebrałem kartę.
W drodze do Nannine, wstąpiłem do księgarni.
Zakupiłem książkę, którą poleciła ta kasjerka i jedną dodatkową w prezencie. Na pewno obie się jej przydadzą, a ta druga może ją czegoś nauczyć. Dobrze. Może jej nie czytałem, ale dobrze wiedziałem o co chodzi. Zwłaszcza po tych zwiastunach, które ciągle leciały w telewizji. Może powinienem zabrać ją na to do kina? Tak. To dobry pomysł. Może jeszcze po seansie mógłbym liczyć na ciekawą noc? Po księgarni, odwiedziłem sklep z bieliznami. Przecież obiecałem sobie, że ona również dostanie ładną. Pociągającą. I w końcu nauczy się mnie nie wstydzić. Postanowiłem kupić ciemno fioletowy komplet z koronką. Idealnie będzie pasował do jej urody. Wiedziałem jaki ma rozmiar. Sprawdziłem to ostatnio, kiedy kupowałem sukienkę. Pomyślałem, że i ta wiedza się przyda. Teraz już nie zatrzymując się pojechałem do ośrodka.
Wszedłem awaryjnym wyjściem po schodach. Sprawdziłem , czy nie ma nikogo na korytarzu, po czym szybkim marszem przedostałem się do pokoju Nan. Zapukałem do pokoju. No cóż. Kultura tego wymaga. Chyba, że jest noc i wtedy ona śpi.
Usłyszałem ciche 'proszę' po czym wszedłem do środka. Dziewczyna siedziała na łóżku otulona kocem. Wyglądała pociągająco .
Kiedy ona tak nie wygląda? Chyba dopiero wróciła z obiadu. Zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem do stołu, gdzie zostawiłem zakupy.
- Co to jest? - zapytała wyłączając telewizor. Nawet nie zauważyłem, że chodził,  gdy przyszedłem.
Oparłem się o blat i założyłem ręce na klatkę.
- Może zacznijmy od tego, abyś się ze mną przywitała?
Posłałem jej ciepły uśmiech, a ta prawie od razu przybiegła, dając mi słodkiego całusa w policzek. Objąłem ją, kładąc dłonie na jej pupie. Przyciągnąłem ją bardziej do siebie. Kochana maleńka.
- Mam dla ciebie prezent. Sama zobacz - skinąłem głową na torby.
Zmrużyła na mnie oczy podejrzliwie, po czym zerknęła do torb. Najpierw trafiła do reklamówki z książkami. Wyjęła najpierw tą, którą poleciła ta kasjerka, a potem sięgnęła po drugą. Zdziwiona przeczytała tytuł na głos.
- Pięćdziesiąt twarzy Grey'a.
- Tak - potwierdziłem. - Może ci to przybliży nasze przyszłe życie. To znaczy nie tak dosadnie. Nie jestem Greyem.
Na twarzy dziewczyny pojawił się ogromny uśmiech i dwa rumieńce. Wyglądała słodko.
Na dodatek przygryzła wargę. Pocałowałem jej czoło i wskazał em na drugi prezent.
- Jeśli tam znajdę jakieś zabawki erotyczne , to nie wiem , czy chcę je widzieć - powiedziała, zwilżając wargi językiem.
- Nie martw się. Nie tym razem, ale możesz liczyć, że kiedyś i to znajdziesz - uśmiechnąłem się łobuzersko.
- Ej - ostrzegła, bijąc mnie żartobliwie w ramię. Zobaczyła zawartość kolejnej torby i po prostu zaniemówiła. Szczęka opadła jej prawie na ziemię.  Wyciągnęła komplet bielizny i przyłożyła do ciała. Nie musiała zakładać tego na siebie, a już wiedziałem, że będzie jak ulał.
Uśmiechnąłem się szeroko, znów składając dłonie na klatce. Idealnie. Nie musiałem nic mówić. Wiedziała, że chcę ją w tym zobaczyć.
- Teraz? - spytała, jakby czytała mi w myślach.
- Teraz - potwierdziłem.
- Ale..
- Nie drażnij mnie - uciąłem. - Kim jestem? - spytałem. Nie chciałem, aby o tym zapominała.
- Skoro tak ma być,  to zabierz to wszystko ode mnie. Nie chce tego - krzyknęła, oddając mi bieliznę. Pobiegła do łazienki i zamknęła się.
Wziąłem głęboki oddech i poszedłem za nią. Oparłem się o drzwi rękoma.
- Kochanie, nie gniewaj się, tak? - mój ton był łagodny. - Wiesz dlaczego to robię? Bo jesteś piękna, a ja nie chcę, abyś się mnie wstydziła. Ja jestem dla ciebie, ty dla mnie.
- Nie chcę cię widzieć. Boję się jak na mnie krzyczysz - zaszlochała cichutko.
- Przepraszam, nie będę. Miałem dzisiaj ciężki poranek. Nan, wyjdź do mnie. Nie zrobię ci krzywdy.
Już nic więcej nie usłyszałem. Drzwi po chwili otworzyły się, a w nich stała zapłakana dziewczyna.
Przyciągnąłem ją i oplotłem ramionami. Nie chciałem widzieć jej łez. Tego jak cierpi. Była taka delikatna. Wszystko mogło ją skrzywdzić. Poczułem jak jej drobne ramiona oplatają się wokół mojej talii. Ścisnęła  mnie lekko, po czym nieco odsunęła.
- Przepraszam, Sunshine - mruknąłem, patrząc w jej oczy. - Nie chcę, żebyś się krępowała. Możesz powiedzieć mi wszystko. Nie jestem obcy.
No i tutaj w zasadzie byłem obcy, ale w końcu mięliśmy razem robić wszystko. Miałem być jej nauczycielem, więc musiałem zyskać jej zaufanie. Musieliśmy być szczerzy ze sobą. Bynajmniej ona musiała.
Przypomniałem sobie, że chciałem wiedzieć kiedy ma urodziny. Wziąłem jej dłoń i pociągnąłem w stronę krzesła.
- Kiedy masz urodziny? - spytałem, siadając, a ją biorąc na kolana.
- 15 lutego - odparła, wzruszając ramionami.
- 14 dni po mnie - odpowiedziałem, jeżdżąc palcami po jej udzie.
- A, dobrze wiedzieć - powiedziała, przygryzając wargę.
Położyłem dłoń na jej policzku. Miała bardzo subtelną skórę.
- Może pójdę przebrać się w tą bieliznę? - zaproponowała, patrząc na mnie z uśmiechem.
- Ale nie będziesz już płakać? - przygryzłem jej dolną wargę i pociągnąłem.
- Jak mnie przytulisz, to nie - odparła opierając czoło o moje.
Objąłem ramionami moją małą dziewczynkę. Zamknąłem oczy, wzdychając zapach jej miękkich włosów.
- Dobra. Zaraz wracam, ale żeby nie było. Ubranie zakładam z powrotem - ostrzegła , chwytając komplet.
- Kochanie - jęknąłem. - Pokaż mi się. Później się ubierzesz i porozmawiamy.
- Okey - przytaknęła , uśmiechając się pogodnie.
Zeszła z moich kolan i weszła do łazienki. Podniosłem się, rozglądając. Chodziłem oglądając jej książki. Duża była ta kolekcja. Zmarszczyłem brwi, kiedy usłyszałem, że ktoś szarpie za klamkę. Ups. Zamknięte.
- Nannine? - usłyszałem kobiecy głos. - Jesteś tam? To ja Anisha.
A więc pani doktor przyszła na kontrolę. Wyjąłem szybko z kieszeni telefon i napisałem sms'a do Tomlinsona.
'Jeśli nie chcesz, żeby Anishy się coś stało, to zabierz ją spod pokoju Nan'
Byłem spokojny. Drzwi były zamknięte, a Nannine nic nie słyszała z łazienki.
Nie mogła się dowiedzieć o wizycie, a kobieta raczej nie wyważy drzwi. Nie otrzymałem odpowiedzi, ale domyśliłem się, że Louis jest już w drodze do nas. Po minucie nie słyszałem już głosu narzeczonej Tommo. Siedziałem wygodnie na brzegu łóżka, kiedy z łazienki wyszła dziewczyna w mega seksownej bieliźnie. Wiedziałem, że ma piękne ciało. Trzeba było je tylko czymś podkreślić. Oblizałem dolną wargę, uśmiechając się lubieżnie. Zlustrowałem ją wzrokiem. Była skrępowana. To jasne. Ale kurwa taka seksowna. Miałem ochotę przelecieć ją tu i teraz, ale nie była na to gotowa. Szkoda. Musiałem panować nad sobą.
Poprawiłem się nerwowo na łóżko. No. Styles. Pilnuj się, albo twój przyjaciel usłyszy i stanie na baczność.
- Wyglądasz przepięknie. Wiedziałem, że będzie pasować - odparłem , lustrując ją wzrokiem.
- Dzięki... chyba - wymamrotała niepewnie. Spuściła wzrok na stopy i zaczęła nerwowo ruszać nogami. O nie. Tylko nie to.  Im więcej się ruszała, tym bardziej musiałem się pilnować. To było cholernie trudne.
- To może idź się ubrać - powiedziałem niechętnie. - Zanim stanie się coś, czego nie lubisz robić. - dodałem.
Spojrzała na mnie zdezorientowana. Zmarszczyła brwi i oparła się o futrynę.
- Czego nie lubię? - wychrypiała dociekliwie. Kurna,  zaraz mnie coś strzeli - pomyślałem.
Zamknąłem oczy. Dziewczyny mają łatwiej. Robi im się mokro, przebierają nogami, ale wytrzymają. A ja? Mam chodzić z namiotem w spodniach? Już i tak czułem ciśnienie.
- Pamiętasz co robiłaś ostatnio...ze mną? Ustami? - mruknąłem.
- A... - jęknęła, nie zdając sobie sprawy z tego, jak gigantyczny podtekst erotyczny to miało.
- Nan - szepnąłem bez tchu. - Właśnie. Idź się ubierz, bo ja naprawdę będę miał kłopot. Reaguję na piękną kobietą, która jest moja.
- Kiedy ja nie chcę się ubierać - powiedziała, zaskakując tym mnie najbardziej jak się dało.
Otworzyłem szeroko oczy i spojrzałem na nią zszokowany. Przecież się wstydziła. Poza tym wcale mi nie pomagała.
- No nie patrz tak na mnie - powiedziała , chichocząc przy tym nerwowo.
Wstałem z łóżka i wolno do niej podszedłem. Obróciłem ją, tak że była do mnie tyłem. Delikatnie całowałem szyję dziewczyny. Widok tak skąpo przykrytego jej ciała sprawiał, że wariowałem w środku. Dobrze wiedziałem, że moje sunshine nie zdawało sobie z tego sprawy. Nie była świadoma.
- Harry - zaczęła cicho.
- Do niczego nie dojdzie - obiecałem jej.
- Ja... nie ważne. Zapomnij - powiedziała , odsuwając się ode mnie.
- Powiedz mi - odwróciłem ją i spojrzałem w oczy. - Mieliśmy być szczerzy.
- Wiem, ale to nie jest ważne. Naprawdę - tłumaczyła, patrząc mi prosto w oczy.
- Wszystko jest ważne. Powiedz mi. - nalegałem łagodnie. Ułożyłem dłonie na biodrach dziewczyny i zataczałem palcami kólka na jej skórze.
- Mam dla ciebie zaproszenie na ślub doktora Tomlinsona - wymamrotała.
Uśmiechnąłem się w odpowiedzi. O tym to ja wiem.
- Cieszę się, ale ja idę tam jako świadek.
- No właśnie. A twoja żona? - zagadnęła niespokojnie
- Ona nie idzie - wyjaśniłem spokojnie. - Nieznosi Louisa.
- Acha...- mruknęła.
- Więc - pochyliłem się nad nią - pójdziemy razem kochanie.
- Naprawdę? - zaćwierkała z nadzieją.
Pokiwałem głową i uniosłem ją. Oplotła nogami moje biodra.
- Jutro pójdziemy ci kupić sukienkę.
- Ale ja nie mam pieniędzy - pisnęła , patrząc mi prosto w oczy.
- Ale ja mam. Oto się nie martw - zapewniłem ją.
To było naturalne, że będę za nią płacił. Nawet gdyby miała milion na koncie.
- Tak bardzo ci dziękuję - odparła, zanim złączyła nasze usta w pocałunku.
Przyparłem ją do ściany i delikatnie, naprawdę delikatnie oddałem pocałunek. Potem przeniosłem ją na łóżko. Wziąłem koszulkę dziewczyny i naciągnąłem ją na jej ciało.
- Chcę to zrobić z tobą, Harry - szepnęła mi do ucha.
- Też tego pragnę - kucnąłem przy łóżku i pocałowałem jej dłonie.
- Już niedługo - uśmiechnęła się.
Również się uśmiechnąłem i usiadłem obok. Zaczęliśmy normalną rozmowę. Bez podtekstów. Bez złości. Leżała głową na moim brzuchu, podczas kiedy ja bawiłem się jej włosami. Pytała o błahe rzeczy. Jaki lubię kolor, jaką porę roku preferuje. Czy umiem pływać, czy często chodzę na siłownię. Dużo się o mnie dowiedziała. Przesiedziałem z nią kilka godzin, a tematy się nie skończyły. Jednak Nan po prostu odpłynęła. Przez chwilę patrzyłem jak śpi, a później opuściłem pokój.
~~~*~~~
Witajcie w ten gorący dzień. Mamy nadzieję, że tęskniliście. Zostawiajcie komentarze i motywujcie nas.
Pierwsza część jest już napisana i ma dokładnie 20 rozdziałów.