wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozdział 9

*Nannine*
Harry ułoży mnie na łóżku, kiedy sam był nade mną. Czułam jego gorące usta na skórze mojej szyi. To było cholernie fajne, ale totalnie przeciwko wszystkiemu. Jego pewność siebie mnie przytłaczała, tak samo jak jego pocałunki na moim ciele. Czułam, że robi mi się gorąco. Powietrze zrobiło się gęstsze, a mój oddech przyspieszał. Mogę się założyć, że Harry czuł bicie mojego serca. Wierciłam się pod nim. Jednakże nie pozwalał mi się ruszyć. Nie odrywał się od moich ust, kiedy ręką dotykał mnie przez spodnie.
Miał doświadczenie. Tym zdecydowanie wygrywał ze mną, ponieważ moje było zerowe. Otworzyłam oczy i spojrzałam prosto w jego zielone oczy. Na chwilę Styles przestał mnie całować, lekko się odsunął i wpatrywał się również w moje tęczówki. Widziałam pożądanie i cień tajemniczości. Coś, co niestety mnie pociągało.
- Nie zrobię ci krzywdy, Nan - szepnął, zapewniając mnie. - Poczujesz tylko przyjemność. Musisz mi zaufać maleńka - dodał zsuwając moje spodnie, które jedynie przeszkadzały.
Przewróciłam oczami, ulegając. Nie mam pojęcia czemu, ale ufałam mu. W końcu gdyby chciał mi coś złego zrobić, już dawno by to zrobił, prawda? Rozluźniłam się nieco i pozwoliłam Harry'emu działać.
Poczułam rumieńce na policzkach, kiedy zobaczył mnie pół nagą. Moje majtki blokowały mi ruchy, będąc wokół kostek. Zasłoniłam usta ręką i zamknęłam oczy. Jeszcze nikt mnie takiej nie widział. Teraz robił to on, a ja byłam rozpalona.
Nagle poczułam jego słodkie usta na biodrze. Poruszyłam się niespokojnie, ponieważ to łaskotało, ale zaraz przestałam. Poczułam mrowienie na całym ciele, a gęsia skórka była chyba już na tyle widoczna, że usatysfakcjonowała Styles'a w pełni.
- Czy tutaj tez jesteś taka wrażliwa? - wymruczał schodząc niżej. Jego usta dotknęły mojego uda. Był coraz bliżej kobiecości. Fragmentu ciała, którego nikt nie dotykał. Wypuścił z ust ciepłe powietrze, co od razu poczułam.
Było nieco niezręcznie ze względu, że byłam półnaga i jeszcze był tu Styles, ale nie mogę zaprzeczyć, że jego dotyk mi się podoba. Poruszyłam się niespokojnie raz jeszcze, ale potem zaprzestałam. Zacisnęłam palce na kołdrze, kiedy jego język muskał moją intymność z jak największym uznaniem.
Był delikatny i spokojny. Nie robił nic na pośpiech. To było coś, czego się po nim nie spodziewałam. Bo w końcu bije od niego niebezpieczeństwem na kilometr. Poza tym, niech przypomnę, że groził mi kilka dni temu, przez co zemdlałam. A teraz mogłabym zemdleć, ale z zachwytu. Wiłam się na tej jakże białej pościeli, pojękując cicho. Nie chciałam, aby ktoś mnie usłyszał, ale nie umiałam zebrać myśli. Robił to z taką łatwością, doświadczeniem. Ja doświadczałam tego pierwszy raz, więc nie mogłam powstrzymać się, by nie jęczeć. To było takie przyjemne. Czułam w dole brzucha dziwne, nowe uczucie... Pogrążałam się w euforii, podczas gdy Harry kontynuował swoje działania. Przeniosłam jedną rękę w jego włosy. Nie mogłam się powstrzymać. Ciągnęłam za jego loczki, czując nieopisaną rozkosz.
Mężczyzna był najwidoczniej z siebie zadowolony, bo uśmiechał się szeroko, kiedy spojrzałam na niego, by po chwili moje ciało wygięło się w łuk.
 - Tak pięknie dochodzisz, moje sunshine - wtulił twarz w moją szyję.
Jego usta zassały skórę, pozostawiając na niej ślad. Tego byłam pewna.
Starałam się unormować swój oddech, lecz Styles wpił się w moje usta i zaczął zabierać mi powietrze. Z braku tlenu, odepchnęłam go na chwilę. Wzięłam głęboki oddech, a zielonooki patrzył na mnie zdezorientowany. Nie wiedzieć czemu, pragnęłam go bardziej. Pociągnęłam loczka za koszulkę i zaczęłam znów całować.
Nie widziałam w tym nic złego. Podobały mi się jego pocałunki i to co ze mną robił. Sam tutaj przychodził. Ewidentnie również tego chciał. Komplementował mnie, czego nie robił nikt nigdy. Mówił, że jestem piękna. To mi w jakiś sposób pomagało. Mimo tego, że trochę się go bałam.
Przy nim, a szczególnie w jego ramionach, czułam się bezpiecznie, co było dość dziwne, ponieważ nasza znajomość nie trwa zbyt długo. Chciałam dowiedzieć się, kim jest, czym się interesuje, dlaczego tak często tu przychodzi i co z jego żoną.
Poczułam się nawet trochę winna za zajście, które miało miejsce przed chwilą. Zdradził ją. Ale...To była jego sprawa. Był dorosły. Mógł sam decydować za swoje posunięcia. Wolał leżeć z dziewczyną w psychiatryku, niż być u boku swojej żony. To było dla mnie dziwne, jednak wiedziałam, że czas na pytania nadejdzie.
- O czym tak myślisz, kochanie? - położył się obok i okrył mnie do połowy kocem. 
Nawet nie zorientowałam się, kiedy moja dolna garderoba wylądowała na podłodze. Najwidoczniej musiała przeszkadzać Harry'emu.
- Nie ważne - powiedziałam, posyłając mężczyźnie lekki uśmiech.
Wzrokiem zatrzymałam się na jego twarzy. Te jego oczy... malinowe usta... i słodki uśmiech... 
Czy on musi być taki przystojny?Do tego uwielbiałam sposób, w jakim przeczesywał długie włosy, aby nie wpadały mu do oczu. To było seksowne. Och...Skąd u mnie znalazły się takie wyrażenia? Nigdy ich nie używałam, ale w zasadzie teraz miała powód.
Zaśmiałam się na to wszystko w myślach. Zaczynałam się zmieniać...
Nagle poczułam, jak ręka mężczyzny obejmuje mnie w pasie i przyciąga bliżej. Swoją dłoń umiejscowiłam na jego i lekko ścisnęłam.
- Mógłbym tak z tobą leżeć - złożył pocałunek na moim ramieniu - i leżeć aniołku, ale muszę iść. Właśnie dostałem olśnienia i muszę komuś pomóc - usiadł ciągnąc mnie do tej samej pozycji.
- Pożegnaj się ze mną.
Ze smutną miną cmoknęłam Styles'a i uśmiechnęłam się, prawie nie zauważalnie.
- Przyjdę jutro - zgarnął kilka kosmyków włosów za moje ucho. - I zabiorę cię na małą wycieczkę. Pozdrów doktora Tomlinsona - dodał wstając.
Zabrał biały fartuch i wyszedł, spokojnie zamykając za sobą drzwi.
*Harry*
W mojej głowie pojawił się świetny plan. Zastanawialiśmy się jak wydostać Marcusa, a wszystko było przecież tak łatwe. Wręcz banalne. A do tego potrzebny będzie mi nasz doktorek. Będzie całkiem nie zła zabawa, bo Tomlinson się o wszystko wkurza. Boi się jak dziecko, że mu zabierze się długo oczekiwanego lizaka. Zabawne jak się zmienił przez ostatnie lata. Nie był taki. Lubił ryzyko i adrenalinę. Teraz stał się romantykiem. Odpowiedzialnym narzeczonym.
Przestałem o nim myśleć i szukałem jego gabinetu. Przemierzałem długie korytarze, aż stanąłem pod salą z numerem 120. Nazwisko psychologa się zgadzało. Trafiłem bez błędnie. Oby tylko był w środku. Musiałem to szybko załatwić. 
Nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka. Siedział przy biurku, uzupełniając jakieś notatki.
- Muszę wyprowadzić Marcusa - powiedziałem, zamykając drzwi. - Ale po drodze przypadkiem mi ucieknie.
- Co? Nie ma mowy! Absolutnie. On nigdzie się stąd nie ruszy. Musi tu siedzieć. Jest niebezpieczny! - krzyczał szeptem, wymachując jednocześnie rękoma. Wyglądał dość komicznie.
Przyjaciel patrzył na mnie zdumiony. Nie był pewny co powiedzieć. Jakby... był w innym świecie. Przestałem widzieć skupienie w jego oczach. Nagle potrząsnął głową i powiedział:
- Po moim trupie.
- Dobrze, nie ma problemu. Lubię takie zabawy. Nie wiesz? Jeśli nie, to zaraz się przekonasz, że nie dobrze jest mnie prowokować, ale skoro sam zachęcasz. - wyjąłem broń. - Ale najpierw poszukam doktor Pietrovnej - odwróciłem się plecami do niego i ruszyłem do drzwi. 
 - Nie waż się jej tknąć! - krzyknął za mną wkurwiony Louis.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Podziałało. Naprawdę musiało mu na niej zależeć. Tak walecznie jej bronił.
- Przekonaj mnie - rzuciłem, dalej będąc odwróconym. - Bo wyjdę i zrobię wojnę tysiąc lecia w szpitalu psychiatrycznym w Silver.
- Napiszę to. Okey? Ale jeśli mnie w coś wmieszasz, to obiecuję ci, że pożałujesz - powiedział wyjmując jakiś świstek i zaczął pisać formułkę.
- Poważnie? Próbujesz mi grozić? - odebrałem od niego kartkę. - To powiem ci, że nic nie możesz. Zero sposobów. Mogę cię zniszczyć, a nie chcę. Przyjaźnimy się. Więc informuję cię, że nie stawiaj mi warunków, ponieważ to ja tutaj rządzę i jeden mój ruch, a nie ujrzysz już pięknych oczu Anishy.
Zamarł. Nie wiedział co zrobić. Potrafiłem uderzyć w czuły punkt każdej osoby. Nie musiałem jej długo znać. Widziałem to po zachowaniu i sposobu bycia. Tak jak u Nannine. Bała się mojego dotyku, ale była zadowolona, gdy stała blisko mnie. Może nie pokazywała tego mimiką twarzy, ale jej ciało mówiło co innego.
Starczyło ją nieco do siebie przekonać. Umiałem wzbudzić zaufanie, złudzenie. Ale nie chciałem jej wykorzystywać, co również mnie dziwiło. Tak jakby część mówiła "nie możesz jej skrzywdzić" i tego nie robiłem. A ja nie słucham rozkazów nikogo. Nawet mojego rozsądku. Jestem jakby poza tym. To jest właśnie coś, co odróżnia mnie od innych. 
Przyzwyczaiłem się do zabijania bez mrugnięcia okiem. Nie sprawiało mi to ani przyjemności ani bólu. Strzał. Huk. Ciało upada. Nie interesowało mnie po co i dlaczego. Po prostu miałem zadanie i je wykonywałem. Chodzi mi oto, że moje sumienie niewiele już ruszy. A ta mała tak...
Popatrzyłem na Louisa, po czym wyszedłem zamykając drzwi za sobą. Zadowolony udałem się na "zakazane piętro".
Wręczyłem strażnikom świstek papieru i za ich pomocą wszedłem do środka.
- Wychodzimy - rzuciłem obojętnie do szefa, za co zmroził mnie wzrokiem. Zacisnąłem zęby. - Chodź, musisz uciec.
- Tylko mi nie rozkazuj - powiedział twardo, szarpiąc się na boki. Starałem się go jakoś utrzymać, żeby nie wyszło na to, że chce uciec.
Wyprowadziłem go z izolatki, dobrze wiedząc że jest o wiele silniejszy. Niestety. Znał każdy ruch, który mogłem wykorzystać. To mój słaby punkt.
Prowadziłem go korytarzem do schodów. Musieliśmy przejść do tylnego wyjścia.
Na szczęście nikt na nas tak bardzo uwagi nie zwrócił, co było plusem tej sytuacji. Zbiegłem razem z szefem po schodach i otworzyłem drzwi, pozwalając słońcu wpaść do środka.
- Złote jabłko - przypomniałem, trzymając go mocno za ramię. - Dasz mi kody - dodałem twardo.
Coś za coś. Mógł teraz wyjść, więc wiedział że nie blefowałem z ucieczką.
- Hm... - westchnął - chyba nie myślałeś, że to jedyne, co miałbyś dla mnie zrobić, bym dał ci kody tak szybko, co? - zaśmiał się w ten obrzydliwy sposób.
Popchnąłem go na ścianę i mocno przycisnąłem do ściany. Wkurwił mnie. Przysięgam. Do tego mówił tym głosem, którego nie lubiłem. Zawsze myślał, że miał przewagę. To było uciążliwe.
- Marcus - warknąłem.
- Odpierdol się ode mnie, Styles - splunął na bok, po czym odepchnął mnie.
- Chyba gramy w jednej drużynie, prawda? - syknąłem. - Nie graj ze mną w tą swoją głupią grę.
- Oj Harry, dobrze wiesz, jak wygląda ta gra. Nic nie idzie tak łatwo - prychnął patrząc w dal. Był takim idiotą, że czasem dziwię się, jak ja z nim wytrzymuję
Wziąłem głęboki oddech. Bez niego byłem niczym i to mnie dołowało. Pokręciłem jedynie głową, wskazując na drzwi.
- Pośpiesz się - dodałem.
- Ale nie poddawaj się tak szybko. Spróbuj coś ugrać - polecił Marcus, po czym znikł za drzwiami. I tyle go widziałem.
Ugrać. Jasne. Nie leży w mojej naturze poddawanie się bez próby. Prychnąłem i pobiegłem na korytarz. Rozglądałem się chaotycznie, udając zagubionego.
- Policja! - krzyknąłem.
Wszyscy popatrzyli na mnie jak na debila. Ja za takie spojrzenia posłałem im lodowaty gest i biegłem po korytarzu, dalej krzycząc. Na dół zbiegli dwaj aspiranci. Nie wiedzieli o co mi chodzi, a ja dalej grając, udałem przerażonego. Szybko tłumaczyłem im, że był silniejszy i to wykorzystał.
Musiałem wyglądać komicznie, bo grałem kogoś zupełnie innego, niż jestem. Pomijając oczywiście granie roli doktorka. To się teraz nie liczyło. Policjanci wybiegli z budynku w pościg za Marcusem. No cóż. Zrobiłem co musiałem.
_____________________
Hej misie!
Jak wam się podoba rozdział? Czytając wasze poprzednie komentarze, nie źle się uśmiałyśmy. Wiemy, że to takie wkurzające, jak się zostawia kogoś w takim momencie, ale to był specjalny zabieg. Chciałyśmy was pozostawić w niedosycie i napięciu, żebyście z chęcią przeczytali, co się stanie dalej. Podziałało? xD
A teraz dla osób, które mają swoje opowiadania!
Otworzyłyśmy (Natx & Skyfallgirl) 'Recenzowisko', czyli stronkę, na której recenzujemy opowiadania. Jeśli chcielibyście abyśmy zrecenzowały wasze opowiadania, to zapraszamy >klik<. Mamy otwarty również nabór, także jeśli ktoś umie poprawnie pisać (oczywiście nie musi być od razu specem) i ma chęci - zapraszamy :) Będzie nam bardzo miło.
O! Zapomniałybyśmy. Jeśli jeszcze nie głosowaliście na MADHOUSE HS na BLOG MIESIĄCA, to zapraszamy do głosowania w tej sondzie >klik<.To dla nas ważne!
Pozdrawiamy!
Do kolejnego! :3

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Rozdział 8

W moich uszach rozbrzmiewała piosenka Eda Sheerana, kiedy siedziałam w miękkim fotelu u psychologa. Doktor Tomlinson kazał mi się odprężyć przed rozmową. Zamknęłam oczy, słuchając jego rad. Nie wiedziałam, jak ten człowiek na dystans widzi, że myślę o czymś co mnie denerwuje, co mnie męczy. Był na prawdę dobrym lekarzem. Pewnie wszędzie bili się o niego, żeby go zatrudnić. Zachichotałam w myślach na to wyobrażenie.
Próbowałam się odprężyć i o dziwo zaczynało nieco pomagać. Jednak w głowie nadal miałam wydarzenia z poprzedniej nocy.
Ja leżąca przy Harry'm, mężczyźnie, który wzbudza jednocześnie strach i zainteresowanie. Człowiekiem, który był tak pewny siebie, że nie było dla niego punktu zaskoczenia. No może z wyjątkiem jednej chwili. To był zupełny przypadek. Nie sądziłam, aby mogło się to powtórzyć. Był przygotowany na wszystko. Może chciałam go poznać? Może chciałam, aby pokazał mi siebie takiego jakim jest. To dlatego, że byłam zamknięta tutaj. Chciałam poznać świat od innej strony. I to był mój prawdopodobnie błąd. Ale cóż mogę na to poradzić? To wszystko uświadomiło mi, jak mało wiem, będąc w tej dziurze. Zaczęłam być jeszcze bardziej ciekawa tego, co jest poza ośrodkiem. Chciałam wyjść, zobaczyć i może nie wrócić już tutaj.
Harry prawdopodobnie mógł mi to pokazać. Lecz zastanawiało mnie dlaczego wybrał mnie, małolatę w psychiatryku. To atrakcyjny mężczyzna. Musiałam to przyznać. Był przystojny i miał żonę.
Chociaż ona o tym nie wiedziała. Może im się nie układało? Może nie powinnam brać winy na siebie? To on  mnie uwodził. Bardzo efektownie zresztą.
*Harry* 
Stałem w salonie aut i zastanawiałem się po co jej nowy samochód. Wiedziałem, że lubi wydawać pieniądze, ale ta inwestycja wydawała mi się bezsensu. Wolałem jednak uniknąć kłótni.  Objąłem żonę w tali i oglądałem z nią różne modele.
- Który ci się podoba, Abbie? - spytałem, całując jej policzek.
- Problem w tym, że żaden, Harry. Musimy pojechać gdzie indziej - mruknęła niezadowolona. Widziałem na jej twarzy znudzenie, gdy patrzyła na samochody.
- A co? Potrzebujesz różowego w kropki bordo? - syknąłem zirytowany.
Nie wytrzymałem. Mamy w domu dwa auta. Po co nam kolejny? Żeby stał w garażu i zajmował miejsce.
- Nie. Chcę ładny, czarny - powiedziała twardo, wyrywając się z mojego uścisku. Nie miałem ochoty na żadne kłótnie. Tym bardziej tutaj.
Machnąłem ręką i wziąłem głęboki oddech. Nan była łatwiejsza w obsłudze. Delikatna, słuchała, bała się. Pozwoliłem Abigail na za dużo. Pozwała sobie mną manipulować, co ani trochę mi się nie podobało. Ruszyła przede mną do szklanych drzwi salonu. Kiwnąłem głową na sprzedawcę i wyszliśmy na świeże powietrze. To ile dzisiaj zwiedzimy? Pół Bristol, jak znam życie. Dziewczyna maszerowała do samochodu, nie zamierzając nawet na mnie spojrzeć. Co za baba - pomyślałem, przewracając oczami. Wsiadłem do land rovera i odpaliłem silnik. Nie odezwałem się słowem, czując że moje ciśnienie bardzo się podniosło. Najwidoczniej miała okres, dlatego próbowała mną dyrygować. To znaczyło, że nici z seksu, a miałem ochotę. Boże, dlaczego wszystko dzisiaj było przeciwko mnie? Co takiego uczyniłem? Do tego w nocy planowaliśmy z chłopakami akcję.
- Jedziemy do kolejnego salonu - powiedziała chłodno, czekając, aż otworzę jej drzwi. Była nie do przekonania czasami, co nie mało mnie denerwowało. Szczególnie, że nienawidziłem, kiedy mi się stawiała. Owszem, czasem było to pociągające, ale czasem miałem dość.
- Nie. Jedziemy do domu - otworzyłem jej drzwi i obszedłem auto. Miałem kluczyki, miałem władze. Proste. Wsiadłem, czekając na żonę.
- W takim razie, pójdę na piechotę, jak już podwieziesz mnie pod dom - oznajmiła, nie zwracając na mnie uwagi. Oparła głowę o szybę i patrzyła na krajobraz miejski.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Możesz iść - pomyślałem. Miałem dostęp do naszych kont. Wystarczyło zablokować jedynie jej kartę. Zemsta była słodka. Zrobiło to od razu będąc w swoim gabinecie. Nie będzie się ze mną bawiła. Jeśli myślała, że może sobie mnie ignorować, to się grubo myli. Dobrze, że mam jeszcze Nannine. Ona chociaż wie, że się ze mną nie zadziera. Właśnie. Nan. Moje sunshine. Nie zamierzałem czekać do wieczora. W nocy nie miałbym czasu, a teraz mnie brała ochotę. Słoneczko zrobi dla mnie wszystko, jeśli chciała być posłuszna. Miałem zamiar nieco to wykorzystać. Oczywiście byłbym jej bardzo wdzięczny. Wróciłem do samochodu i zadzwoniłem do Louisa. Musiał mnie wpuścić.
- Halo? - usłyszałem cichy, spokojny głos Tomlinsona.
- Za godzinę otworzysz mi drzwi - powiedziałem na starcie, odpalając silnik.
Włączyłem zainstalowany w aucie zestaw głośnomówiący. Tak łatwiej było mi się skupić na rozmowie oraz prowadzeniu.
- Chyba śnisz, po co znowu chcesz tu przychodzisz? - powiedział rozzłoszczony. Widać było, że nie był zadowolony moim kolejnym przybyciem.
- Nie twoja sprawa, przyjacielu - patrzyłem na drogę, uśmiechając się pod nosem. Jak łatwo ich wszystkich doprowadzić do białej gorączki.
- A właśnie moja, bo nie pozwolę,by coś się stało na terenie ośrodka - syknął rozdrażniony. Czy wszyscy dziś są jacyś nie w sosie? O co im kurwa chodzi?
- Już wiem - odezwałem się po chwili drwiącym tonem. - Ma okres i nie możesz wyruchać? Stary, współczuję, ale naprawdę nie radzę być przeciwko mnie. Lepiej graj w mojej drużynie. Spokojnie, spokojnie - zapewniłem go. - Nikomu krzywda się nie stanie. Za godzinę jestem, a ty doktorku idź na dyżur.
Uwielbiam żartować z jego profesji. Zrobił się taki uczciwy i sprawiedliwy... Heh - zaśmiałem się pod nosem, rozłączając jednocześnie z Tomlinsonem. Dzisiaj będzie nie zła zabawa...
Już wiedziałem o co poproszę moją księżniczkę. Spełni moje życzenie. Nauczę ją czegoś. Żal mi jej. Siedziała tam sama, nie miała dostępu do niczego. Nie wyglądała na chorą psychicznie. Myślałem, że chciała tam zostać, bo poza ośrodkiem nie miała nic. Kiedy dojechałem na miejsce, zaparkowałem samochód w cieniu i poszedłem do tylnego wejścia, którym wchodziłem za pomocą Louis'a. Nacisnąłem delikatnie klamkę i mimowolnie się uśmiechnąłem, gdy poczułem, jak drzwi się otwierają. Brunet był jednak dobrym przyjacielem.
Uśmiechnąłem się sam do siebie i wszedłem po schodach awaryjnych na pożądane piętro.
Mój piękny fartuch i ja. Dla innych pacjentów byłem lekarzem. Niech i tak będzie. Ruszyłem korytarzem do odpowiednich drzwi. Wiedziałem, że była już po zajęciach oraz obiedzie. Dlatego godzinę temu Louis mógł ze mną rozmawiać, gdyż miał przerwę.  Zapukałem jak na dżentelmena przystało. Po dwóch sekundach otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Dziewczyna stała przy oknie nie wzruszona. Rękami opierała się o parapet i zapatrzona była w coś na zewnątrz.
Zdezorientowany podszedłem do niej nieco bliżej.
- Tiffany, chodź zobacz. Znowu przyleciał - powiedziała z entuzjazmem w głosie, lekko podskakując w miejscu.
Byłem pewny, że nie spodziewała się mnie tutaj. Nie było wieczora, a właśnie wtedy przychodziłem. Cóż, mała niespodzianka. Ułożyłem dłonie na jej biodrach, a moje usta złożyły delikatny pocałunek na karku dziewczyny. Zamarła przez chwilę i byłem pewny, że przestała czerpać powietrza.
Odwróciła się szybko, a kiedy mnie zobaczyła, jej oczy zrobiły się niesamowicie wielkie. Otworzyła usta ze zdziwienia i szybko pobiegła w kierunku drzwi. Nie rozumiałem jej dziwnego gestu, ale zaraz zobaczyłem, że dziewczyna zamknęła drzwi na klucz, po czym oparła się o nie plecami.
- Co ty tu robisz? - spytała, gromiąc mnie wzrokiem.
Kolejna, która ma okres? Zmówiły się na mnie, czy co?
Wzniosłem oczy ku sufitowi. Boże,dlaczego mścisz sie na mnie? Co takiego uczyniłem? Spojrzałem na Nannine i westchnąłem, podchodząc bliżej.
- Nie masz czerwonego światełka, prawda? - spytałem.
Chociaż to dzisiaj nie istotne.
- Czego, nie mam ? - powiedziała, marszcząc brwi.
- Okresu - wyjaśniłem, krzywiąc się.
Wziąłem jej delikatną rękę i pociągnąłem dziewczynę w stronę łóżka. Z ramion zrzuciłem to denerwujące, białe wdzianko.
- Nie, ale nic ci do tego - powiedziała nieco łagodniej, rumieniąc się.
Ach, czyli typ dziewczyny, która nie lubi o tym gadać? Ok. Zapamiętam. Nie kontynuowałem tematu. Pociągnąłem ją obok siebie i westchnąłem. Po chwili jednak wstałem. Niezupełnie wiedziałem jak oto poprosić. Chodziłem po pokoju, co obserwowała na pewno z rozbawieniem. Teraz to ja wyglądałem jak wariat. W końcu przeczesałem palcami włosy i spojrzałem na brunetkę.
- Musisz mi pomóc.
- Yyy... chyba jesteś na tyle duży, że nie potrzebujesz pomocy małolaty, co? - spytała całkowicie poważnie. Gdyby się zaśmiała, pożałowałaby, ale jak widać już wyczuła, że nie ma sensu mnie denerwować.
Przetarłem twarz dłońmi. Nie będę robił tego własnoręcznie. Aż tak nisko nie upadłem. Było tyle kobiet, które mogłem wykorzystać. Ale chciałem Nan. Chciałem jej pokazać jeszcze dużo. Na razie mogliśmy zacząć od małej zabawy.
- Zrobisz mi dobrze - powiedziałem wolno, lecz wyraźnie.
- Pff, że co? - prychnęła rozbawiona, zaskoczona i zła. Wszystko na raz. Chyba nie takiej pomocy się spodziewała mi udzielić.
Ale nie żartowałem. Jeśli coś chciałem, to to zyskiwałem. Tak było i w tym przypadku. Podszedłem do niej i wplotłem palce w jej długie, ciemne włosy.
- To co słyszałaś. Pamiętasz jak dwa dni temu mnie zdenerwowałaś i dostałaś w twarz? Nie chcemy tego powtarzać - odparłem.
Może nie tak chciałem zacząć z nią tą zabawę, ale byłem zbyt podrażniony. Chciałem, żeby wreszcie mi pomogła, a nie pieprzyła się z tym. Ja mogłem pieprzyć ją, ale nie dzisiaj. Niestety. Westchnąłem głośno. Ewidentnie była dziewicą i musiałem przygotować ją do tego wszystkiego. Byłem już pewny, że to ze mną przeżyje swój pierwszy raz. Ona natomiast jeszcze żyła w niewiedzy. Rozpiąłem pasek spodni jedną ręką, ciągle na nią patrząc. Dziewczyna przerażona, zacisnęła ręce na swoim swetrze i obserwowała moje ruchy z uwagą. Bała się. Jak zawsze. Nauczę ją wszystkiego, ale musi zacząć mi ufać. Ze mną była bezpieczna. Nie zamierzałem krzywdzić jej celowo. Tylko za karę, ale jak na razie słuchała i nie było takiego potrzeby. Pogłaskałem policzek brunetki, spokojnie patrząc w jej oczy. Moje spojrzenie z pewnością mówiło "nie bój się". Spowodowało to, że Nannine lekko się rozluźniła, ale z pewnością wyobrażała sobie taką sytuację zupełnie inaczej. Przykro mi, lecz to nie koncert życzeń.
- Musisz mi pomóc - powtórzyłem. - Wiesz dlaczego, skarbie? - spytałem, robiąc palcami kółeczka na jej skórze. - Bo mnie to boli. Nie wytrzymam tak długo. Proszę... - starałem się być przekonywujący. Oczywiście mogłem ją zmusić, lecz nie chciałem tego. Chciałem, żeby nie czuła się wykorzystana i porzucona. Bo nie miałem takiego zamiaru.
- A-ale ja nie wiem, co mam robić - wyszeptała, a zabłąkana łza spłynęła po jej policzku.
Odsunąłem się lekko i opuściłem czarne rurki. Zapewne idealnie widziała, że miałem problem. Moja męskość nie miała miejsca w bokserkach. Czułem się niekomfortowo z tym. Chciałem, żeby ulżyła mi tymi słodkimi ustami.
- Spokojnie - otarłem słoną krople. Niech nie płacze. Nie lubię tego. - To trochę jak...hmm lizak - zasugerowałem. - To proste. Będziesz wiedziała, co robić jak już zaczniesz - dodałem z otuchą.
Brunetka nieco nie przekonana, obeszła mnie dookoła. Starała się nie patrzeć na moje bokserki, ale widziałem, że kiepsko jej to wychodzi. Była ciekawa i wystraszona. Dziwiło mnie to, bo była bardzo ładną dziewczyną i myślałem, że miała już okazję przeżyć te wszystkie sytuacje, ale z drugiej strony kogo mogła mieć w tym głupim ośrodku? Odpychała od siebie wszystkich. Nie chciała z nikim utrzymywać kontaktu. Poza tym miała to zrobić z jakimś wariatem? Nie sądzę, aby pozwalali tutaj na takie znajomości. Wszystko musiało być pod kontrolą, aby nikomu nie stała się krzywda. Biedna dziewczyna. Tak mało wiedziała. A tam, na zewnątrz tyle ją czekało. Oblizałem usta i usiadłem na brzegu jej łóżka. Złapałem ją za biodra i przysunąłem bliżej siebie. Czułem delikatne ciało brunetki i tak bardzo jej pragnąłem, jednak nie będziemy tego dziś robić. Złapałem ją za nadgarstki i szarpnąłem w dół, tak, że zamiast upaść na kolana, upadła na mnie. Uśmiechnąłem się do niej i poruszyłem zabawnie brwiami.
- Potrzebuję twojej pomocy - powtórzyłem.
Oparłem czoło o jej i musnąłem jej usta. Miała takie słodkie wargi. Lubiłem ją całować. Wtedy nieśmiało oraz nieumiejętnie oddawała pocałunki. To była kolejna rzecz, którą musiałem ją nauczyć. Czułem się w pewien sposób zwycięsko, że mogłem być nauczycielem.
- Klęknij - rozkazałem, trzymając dziewczynę za ramiona.
Zrobiła to, a na jej policzkach pokazały się urocze rumieńce. Doprawdy to słowo zaczyna mnie prześladować. Zrobiłem się romantyczny. Prychnąłem pod nosem i wziąłem jej dłoń.
- Najpierw mnie dotknij - powiedziałem spokojnie.
Dziewczyna posłusznie to zrobiła, a ja odchyliłem głowę z rozkoszy. Jeden, delikatny dotyk, a ona już miała mnie w garści. Dobrze, że o tym nie wiedziała, bo mogłaby to jeszcze wykorzystać.
Abigail za to miała te wiedzę. Była pewna każdego ruchu i umiała się zemścić. Ciekawe, co będzie jak wrócę do domu. Auta to ona dzisiaj nie kupiła.
Pewnie będzie wściekła jak osa. Ale z drugiej strony może będę mógł liczyć, na jakąś drobną zabawę na zgodę?
Teraz i tak nie było to istotne. Miałem przed sobą Nan i to ona teraz miała zrobić mi dobrze.
- Dobrze - odezwałem się ponownie. - Zsuń bokserki i po prostu weź go do buzi - moja prośba brzmiała bardzo ...erotycznie.
Ale tak właśnie było.
Dziewczyna posłusznie to zrobiła. Mogę przysiąść, że widziałam w jej oku błysk zaskoczenia, kiedy zobaczyła mojego małego przyjaciela. Spojrzała to na mnie to w dół, a jej policzki zrobiły się jeszcze bardziej czerwone.
No tak. Robiło wrażenie, bo małym nazwałem go pieszczotliwie. Gdybym chciał wejść w nią, czuła by się bardzo rozpychana. Wplotłem na nowo palce w jej włosy i ją naprowadziłem. Nie chciałem, żeby się bała. To nie było nic złego. Jedynie miała mi pomóc i ulżyć. Drzwi były zamknięte. Nikt nie mógł wejść. Nie umiałem dłużej wytrzymać.
Dziewczyna delikatnie uchyliła usta, a ja szybko pociągnąłem jej głowę w dół, tak, że poczułem ciepło bijące z jej buzi. Wypuściłem przerywany oddech i zacisnąłem oczy. Nan musiała poczuć się niekomfortowo, bo szybko odsunęła się ode mnie.
- Nie tak szybko - powiedziała zawstydzona.
Jęknąłem głośno. Wiedziałem, że robi to pierwszy raz, ale tak bardzo chciałem już dojść. Chciałem poczuć błogość. Poczekałem na jej kolejny ruch, wyrównując oddech,
- Możesz się tak nie ruszać? Tylko mnie odstraszasz - wymamrotała nieco odważniej.
- Przepraszam, ale zaraz mnie rozsadzi - odparłem.
- To twój problem. Jak chcesz, żebym ci pomogła, to rób, to co mówię - powiedziała śmiało. Spojrzałem na nią karcąco, ale ta zrobiła to samo.
- Dobrze wiesz, że mogę cię zmusić. Więc nie dyktuj mi zasad. Rób to powoli, jasne. Gdzie nam się śpieszy - wywróciłem oczami.
Nie odpowiedziała mi, bo po prostu lekko wsunąłem w jej usta moją męskość.
Poczułem, jak drażni mój koniec językiem i delikatnie ze spokojem, bierze więcej. Czułem już ten błogi stan. Byłem na prawdę zadowolony, że Nannine była taka posłuszna.
Niby nie umiała, ale efekty były dobre. Kolejny jęk wypuściłem z ust. Mógłbym przysiąc, że usłyszałem cichy chichot ze strony dziewczyny, ale byłem tak zaaferowany przyjemnością, jaką mi właśnie dawała Nannine,że nie zwróciłem na to uwagi. Kierowałem jej głową, nieco przyśpieszając. Te jej słodkie usta...Och tak. Działały cuda. Podobało mi się. Abbie robiła to zupełnie inaczej. Robiła to zbyt szybko, a Nannine? Robiła to powoli, delikatnie. Polubiłem to. Tą jej niewinność.
Poczułem, że powoli dochodzę, więc przyspieszyłem ruchy dziewczyny jeszcze bardziej. Już po chwili wybuchnąłem. Po jej podbródku polało się białe nasienie. Zamknąłem oczy, wcześniej widząc jak sprawnie wszystko połyka.
- Dzielna dziewczynka - szepnąłem po paru minutach.
Była zdezorientowana, zagubiona. Nie wiedziała, czy zrobiła to dobrze, ale uśmiechnęła się lekko. Ubrałem bokserki oraz spodnie. Doprowadziłem się do normalności, wyrównując także oddech. Już wiedziałem do kogo zwrócę się o pomoc następnym razem.
- Czas się odwdzięczyć...- wymruczałem.

czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział 7

Uniosłam wzrok do góry, masując obolałą głowę. No nie wierzę. Najpierw tam ten facet w kajdankach, a teraz ten doktorek?
Cofnęłam się o kilka kroków do tyłu, po czym sprawnie wyminęłam uśmiechniętego loczka. Weszłam do swojego pokoju i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Niestety zaraz po mnie do pomieszczenia wszedł właśnie zielonooki. Rzuciłam się na łóżko, po czym skuliłam się w kulkę i nie podniosłam wzroku na mojego 'gościa'.
- Dzień dobry kochanie - usłyszałam jego zachrypnięty głos przy uchu. - Jak minął twój dzień? - czułam, że siada obok i przesuwa ręką po moich plecach.
Wiedziałam, że po prostu nie wyjdzie. Jak zacznę krzyczeć to nikt nie usłyszy. Wszyscy byli na stołówce.
- Daj mi spokój - warknęłam, szarpiąc się. Był zbyt nachalny, albo po prostu przez to, że jestem odizolowana od świata, jestem nadwrażliwa?
Nie wiedziałam tak naprawdę jak powinien zachowywać się mężczyzna. Ale wiedziałam, że lekarz nie powinien pozwalać sobie na tak wiele. Chociaż miałam obiekcje i uważałam, że wcale nim nie był. To miałoby sens.
W jednej chwili pociągnął mnie za kostkę i praktycznie spadłam z łóżka. Złapał moją twarz w swoje dłonie z wściekłością, patrząc mi w oczy.
- Czy ty sobie za bardzo nie pozwalasz? Dzień dziecka się zaraz skończy, kochanie - syknął.
- Czego ode mnie chcesz?! Nie widzisz tego, że nie lubię twojego towarzystwa? Albo powiesz mi kim jesteś i czego ode mnie chcesz, albo obiecuję ci, że wszystko wyśpiewam lekarzom i nie wejdziesz tu już nigdy! - wykrzyczałam mu w twarz, jednocześnie wyrywając się z jego uścisku.
Nie jestem pewna, co by tak naprawdę dało moje zwierzenie się komukolwiek z tej sytuacji z loczkiem, ale na pewno postarała bym się o przeniesienie do oddziałów zamkniętych. Tam nawet lekarze rzadko bywają. Miałabym święty spokój. Może byłabym bezpieczna. Skuliłam się, ale wtedy dostałam w twarz. Chyba byłam bardziej tym zszokowana, bo ból poczułam kilka minut później. Kiedy wszystko powoli do mnie doszło.
- Nie masz prawa podnosić na mnie głosu. A twoje groźby są gówno warte. Wiesz, czemu? Bo chyba nie chcesz, aby doktor Pietrovnej lub tobie stała się krzywda, sunshine. Ustalmy coś. Jestem tutaj, bo pokażę ci, że życie nie musi być nudne, zamknięte za kratami, ale nie jestem twoim kolegą i nigdy nie będę - zapalił lampkę na stoliku i mogłam mu się przyjrzeć. Włosy w nieładzie, biała koszulka, na którą założył ciemną, skórzaną kurtkę i czarne jeansy dopasowane do jego ciała. Wyglądał normalnie, lecz groźnie. Jak...bad boys z filmów. To było moje pierwsze skojarzenie, które przyszło na myśl. Kucał przed moim łóżkiem, trzymając w uścisku moje nadgarstki. Był wyższy, silniejszy - nie miałam szans. Policzek piekł mnie od uderzenia, a w oczach co chwila stawały łzy, chociaż za wszelką cenę kontrolowałam się by nie wybuchnąć płaczem. - Jestem Harry i jestem twoim paliwem. A ty sunshine, jesteś ogniem - szepnął, jedną ręka wciąż mnie trzymając, drugą dotknął mojego policzka.
- Nie chce, żebyś mnie dotykał! Nie pomyślałeś, że może życie tutaj mi się podoba? - skłamałam - Może jestem tu z jakiegoś powodu! Nie wiem, czy zauważyłeś, ale to jest ośrodek psychiatryczny - skończyłam, patrząc się prosto w jego oczy. Ta zieleń... łagodna, delikatna, a za razem ostra i dzika. Nie potrafiłam określić tego, w jaki sposób ten chłopak na mnie wpływał. Bałam się go, ale było w nim coś takiego, co mówiło mi, że to nie jest zwykły mężczyzna. Jednak z kilometra było jasno i wyraźnie widać, że wieje od niego kłopotami. I chyba w zasadzie tego się najbardziej bałam. Bałam się wyjść stąd i rozpocząć nowe życie. Bałam się, że znów ktoś mnie tak zrani, jak kochana mama. Kochałam ją, a ona bez odrobiny skruchy, zrobiła to na moich oczach...
To nie było sprawiedliwe. Nie dała mi wyboru. Nie powiedziała dlaczego zostawia mnie samą. Po prostu to zrobiła, nie przejmując się konsekwencjami. Tak, najpierw był dom dziecka. Niedługo. Potem przez moją depresję trafiłam tutaj i tak pozostało. A ile jeszcze miałam tutaj zostać?
- Może i ci się podoba, ale nie znasz nic innego. Nie znasz życia. Nie wiesz jak jest za tymi murami - pokazał palcem na okno zakratowane metalowymi drążkami. - Nic nie wiesz Nannine - wycedził przez zęby. - Jeśli chcesz żyć ze mną w zgodzie i chcesz, aby nikomu nic się nie stało, słuchaj. Nie będzie boleć, nie będzie łez. Chyba chcesz tego oszczędzić? Ja na przykład wolę widzieć twój piękny uśmiech - mówił, co chwila przejeżdżając palcami po mojej dolnej wardze, która drżała. - A teraz mam ochotę cię pocałować i wiesz, co? Zrobię to, a ty oddasz pocałunek, ponieważ jesteś grzeczną dziewczynką - dokończył dotykając moich ust, które po chwili czule połączył ze swoimi.
Na początku byłam w nie małym szoku. Kim on cholera jest, żeby mi rozkazywać? Poza tym znów mnie pocałował, no. Skamieniałam i jakby na chwilę zapomniałam oddychać. Jednak po chwili oprzytomniałam i widząc złość w oczach loczka, odwzajemniłam delikatnie pocałunek. Mogłam poczuć, jak wzrastające ego tego chłoptasia mnie przytłacza z każdej strony. Był tak pewny siebie... mówił o wszystkim otwarcie. Nie obchodziło go zdanie innych. Robił to co chciał.
Mówiąc, że nie znam życia, miał racje. Za murami tego cholernego ośrodka może dziać się coś zupełnie innego. No tak, tam ludzie są normalni. Nie to co tu, ale znów czego innego mogłam się spodziewać? To chyba oczywiste, że tam jest pod tym względem inaczej. Ja chyba nie umiałabym tak funkcjonować. W końcu mam depresję...
Pogrążona w swoich myślach, nie zauważyłam, kiedy mężczyzna powoli się odsunął. Nie powiedział ani słowa. Usiadł obok mnie i westchnął. Potarłam dłonią policzek. Co teraz? Znów się zdenerwuje i zacznie wymieniać zasady? Czy może dobierze się do mnie i ...O nie, nie chciałam nawet o tym myśleć. Zaskoczył mnie tym, że przez dłuższy czas siedzieliśmy w zupełnej ciszy. Skupiłam swój wzrok na jego dłoniach, dużo większych od moich. Na jednym z palcu nosił sygnet, na innym srebrny pierścień, a na jeszcze innym złotą obrączkę.
Zaraz, zaraz. Złota obrączka? Coś mi tu nie gra.
Brunet najwyraźniej zauważył, że się tak przyglądam, bo poruszył się niespokojnie. Spojrzałam prosto w jego oczy. Chyba wiedział, jakie chcę zadać pytanie, ponieważ odwrócił ode mnie wzrok.
- Nie interesuj się - powiedział wolno i spokojnie. - Każdy ma prawo się bawić.
Uniosłam nieco brwi i przewróciłam na niego oczami. Najwidoczniej nie spodobało mu się to, bo poczułam, jak zaciska swoje dłonie na moich nadgarstkach. Syknęłam z bólu i próbowałam się jakoś uwolnić, ale nie udało mi się to.
Jak można być tak podłym, mając żonę? Współczuję jej... sobie z resztą teraz też. Sam powiedział, że nie odczepi się ode mnie prędko. Głupie życie. Reżyser naprawdę się na mnie mści. Co ja takiego zrobiłam? Parę dni temu wszystko było łatwiejsze. Rozróżniałam dwa kolory. Biały oraz czarny. Teraz dołączył zielony, w którym panował niepokój i złość. Gubiłam się w tym wszystkim, co mnie otaczało. W zachowaniach, w rozmowach. Nie było dla mnie do końca jasne, czego może chcieć osoba siedząc obok. Jedna dużo czytałam książek i nie wszystkie podobne sceny kończyły się happy endem. Ale...jesli chciał mnie skrzywdzić tak mocno, zrobiłby to teraz, kiedy wszyscy byli na dole i nikt nie mógł mnie usłyszeć. Wcale nie musiał czekać.
- Puść mnie - zaskomlałam, patrząc błagająco prosto w jego duże oczy. 
Gdyby chciał, to zahipnotyzował by mnie już na dobre. Mogłam w nich utonąć. Były czymś niezwykłym. Nie rozumiałam tego mechanizmu. Dlaczego tak działało na mnie jego spojrzenie? Dlaczego tak działały na mnie jego usta, kiedy uparcie obdarowywał mnie pocałunkami? Nie posłuchał. Trzymał moje ręce i pochylił się w moją stronę.
- Znam cię Nan, lepiej niż ktokolwiek inny. Wiem już wszystko. Wiem, że twoje życie jest tak samo gorzkie, jak kawa którą pijesz co dzień rano. Zawsze w białej filiżance, która nie raz już ci upadła przy zmywaniu naczyń. Wystarczyły mi dwa dni, aby cię poznać dogłębnie. Jeśli będziesz grzeczna - zwilżył językiem dolną wargę - pozwolę ci, poznać mnie - dokończył szeptem.
Ciarki przeszły po całym moim ciele. Skąd on to wszystko wiedział? Śledził mnie? A może tu są jakieś kamery, o których nie mam pojęcia? Obejrzałam się mimowolnie dookoła, w nadziei, że dostrzegę choć jedną, która niestety potwierdzi moją teorię, ale nie zobaczyłam takowej. Usłyszałam jak Styles, czy jak mu tam, zaśmiał się. Musiałam wyglądać dość głupio.
Inną sprawą było to, że on planował bym ja go poznała. A chciałam? Szczerze, to nie wiem. Zaciekawił mnie, ale mogłam spodziewać się jedynie kłopotów. Może wprowadziły by one jakąś rozrywkę do mojego i tak już nudnego życia. Jednak nie byłam pewna, czy naprawdę tego chcę.
- Jak? - pisnęłam, co nieco zdziwiło mężczyznę.
- Co, jak? - uniósł brew przyglądając mi się.
Najwidoczniej zbiłam go z pantałyku i nie zrozumiał o co mi chodzi. Wow, zdobyłam jeden punkt w tej niesprawiedliwej grze na jego zasadach.
- Jak dowiedziałeś się tyle o mnie? Kto ci to wszystko powiedział? - wypaliłam, przez nagły przypływ odwagi. To było chore. Pojawia się znikąd i zaczyna być wszechwiedzącym dupkiem.
Rozłożył ramiona i uśmiechnął się bezczelnie.
- Widzisz? Mogę wszystko. W jedną chwilę mogę cię zniszczyć albo sprawić, że będziesz księżniczką. W tych czasach nie można być uczciwym.
Odwagę w moich oczach, zastąpił strach. Byłam przerażona tym, co mówił. Skoro mógł wszystko... nawet nie chcę o tym myśleć. Może jest jakimś przestępcą? Tak. Na pewno. Przecież skoro nie jest lekarzem, to po co widział się z tym podopiecznym z izolatki? On musi mieć z nim jakiś związek... To nie jest nic dobrego. A teraz ja byłam w jego rękach i raczej mi się o tym nie podobało. Boże. Wszystko było takie dziwne. Harry...Położył się obok i pociągnął moje ciało, tak że leżałam przytulona do jego klatki. Oddychał spokojnie, kiedy ja czułam drogie perfumy bruneta.
Zaciągnęłam się, a mój umysł zaczął wariować. Ten zapach koił moje zmysły. Był normalnie jak narkotyk. Można się było uzależnić.
Zdezorientowana nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić, więc dalej leżałam na jego klatce.
- Zaśnij - powiedział zachrypniętym głosem, co wywołało kolejne dreszcze na mojej skórze. - Zaśnij skarbie, wtedy pójdę. - wplótł palce w moje włosy. Podobało mi się to, chociaż chciałabym zaprzeczyć.
Nawet nie zorientowałam się, kiedy po prostu usnęłam. Mimo wszystko czułam się bezpiecznie.
~~~*~~~
Cześć :) Dodajemy rozdział przed świętami. 
Mamy nadzieję, że wam się podoba i szczerze ocenić go!
Jeśli chcecie zwiastun, możecie zamówić go tutaj : http://dark-trailer.blogspot.com/