środa, 15 lipca 2015

Rozdział 15

*Harry*
Obudziłem się wypoczęty i w bardzo dobrym humorze. Przetarłem twarz ręką, od razu sprawdzając godzinę. Było po jedenastej. Była niedziela. Można się wyspać. Wciąż przytulona do mnie, spala Nannine. Uśmiechnąłem się pod nosem, całując czubek jej głowy. Miała spokojny sen. Wyglądała na zadowoloną, szczęśliwą. Ostrożnie odsunąłem ją i wstałem. Z czarnej torby wyciągnąłem bokserki oraz czyste ubrania. O garniturze chciałem zapomnieć. Był niewygodny. Bynajmniej dla mnie. Poszedłem pod krótki prysznic. Wczorajsza noc była jedną z najlepszych, jakie przeżyłem. Pomimo tego, że nie robiłem tego jak zawsze, to było mi naprawdę dobrze. Coś czułem, że i Nan jest zadowolona. Mogę śmiało powiedzieć, że nieźle zniosła nasz pierwszy stosunek. Bałem się, że będziemy musieli przerwać, ale udało się nam kontynuować. Była bardzo dzielna i silna. Dla mnie. To właśnie sprawiało, że czułem się dumny. Po raz pierwszy chciałem, by tak zostało na zawsze. Żebym nigdy nie musiał mieć innej kobiety. Co ja mówię? Nie potrafiłbym pokochać innej. Tylko jej sposób bycia kocham, tylko jej zapach, tylko jej uśmiech i tylko jej ciało. Była moja. 
Stojąc pod ciepłym strumieniem wody, wyobrażałem sobie ze jest obok. Wtedy mógłbym ją dotykać, podziwiać. Znów. Jak ostatniej nocy. To się tak nie skończy. Ona zacznie nowe życie. Ze mną. Nie musiałem słyszeć "Kocham cię". Czułem, że byłem dla niej ważny i to się liczyło. To, że jej zależało. Musiała się jeszcze wiele nauczyć. Tyle rzeczy musiałem jej pokazać. Mieliśmy czas.
Kiedy tylko skończyłem prysznic i ubrałem się, ruszyłem do sypialni, gdzie czekała na mnie pod kołdrą Nan. Uśmiechała się do mnie szeroko. Była taka śliczna. Piękna w świetle księżyca, piękna w świetle słońca, piękna zawsze. I ten błysk w jej oku. Gdzieś w jej wnętrzu kryła się zadziorna kobieta. Widziałem to.
 - Dzień dobry, sunshine - założyłem ręcznik na kark i podszedłem do niej. Pochyliłem się, całując jej słodkie usta.
Dziewczyna wplotła swoje palce w moje włosy i delikatnie pociągnęła mnie w swoją stronę. Nasze usta zaczęły poruszać się synchronicznie.Oparłem się rękoma po obu stronach Nan, by nie stracić równowagi. Nogą otarłem się o jej kobiecość, a ona gwałtownie przerwała pocałunek i jęknęła.
- Przepraszam. Jesteś obolała - mruknąłem zły na siebie. - Dam ci tabletki, abyś nie chodziła jak pingwiny - pocieszyłem ją. 
- Czekaj - wymamrotała, gdy ja chciałem się oddalić. 
 - Tak? - spojrzałem na nią.
 - Pocałuj mnie jeszcze raz - poprosiła, z lekkim uśmiechem na twarzy.
 - Ależ z przyjemnością - położyłem dłoń na jej karku i tym razem wpiłem się w jej usta.
- Harry.... - zaczęła spokojnie.
 - Słucham - usiadłem, trzymając jej dłoń w swojej.
 - Kocham cię.
 - Co? - moje kąciki ust podniosły się.
 Nan popatrzyła na mnie przerażona. Nie wiedziała, czy coś źle zrobiła, czy wkurzam się na nią o to, co właśnie powiedziała.
  Hej, spokojnie - powiedziałem dotykając jej policzka - Jestem szczęśliwy. A ja rzadko jestem szczęśliwy. Ja ciebie również kocham, ale niestety teraz muszę Cię opuścić i udać się po śniadanie. Musisz zjeść.
 Nannine kiwnęła głową ze zrozumieniem, jednocześnie zakrywając się bardziej kołdrą.
 Uśmiechnąłem się do niej i podniosłem. Pochyliłem się jeszcze wycierając włosy ręcznikiem. Nie chciałbym wystraszyć recepcjonistki. Wyszedłem, zamykając za sobą drzwi, wcześniej biorąc portfel. Zszedłem na dół do lobby.
Kiedy tylko mój wzrok spotkał się z wzrokiem recepcjonistki, ona niemalże od razu rzuciła wszystko i gotowa była posłużyć mi pomocą. Nie musiała się starać. Nie byłem zainteresowany.
Moja ukochana obecnie nago leżała w łóżku. To był mój jedyny punkt zainteresowania. Uśmiechnąłem się krzywo i stanąłem przy kontuarze. 
- Dzień dobry - rzuciłem - Być może mogę zadzwonić, ale załatwię osobiście. Mogę liczyć na śniadanie do pokoju? Moja żona jest zmęczona. Nie za bardzo ma ochotę schodzić.
Pracownica hotelu głośno przełknęła ślinę, ale uśmiech nie zszedł jej z twarzy. Starała się za wszelką cenę pokazać, że nie jest rozczarowana faktem tego, iż nie jestem singlem. 
- Oczywiście. Nazwisko? - zapytała.
  - Styles, proszę pani - powiedziałem wolno i wyraźnie. To nie była ta sama pracownica, co wcześniej. Podejrzewam, że tam ta skończyła już swoją zmianę.
- W porządku. Zaraz śniadanie pojawi się na górze - oznajmiła, zajmując się czymś innym, niż patrzeniem na mnie tępo.
 - Dziękuję Felicite- odparłem widząc plakietkę na jej koszuli. Odwróciłem się i ruszyłem na górę.
 Wchodząc do pokoju, zauważyłem, jak Nannine idzie w stronę łazienki. Szła co najmniej dziwnie, a z każdym krokiem z jej ust wydostawał się jęk.
 - Chodź - powiedziałem, zaskakując ją tym. Wziąłem wczorajszą koszulę i założyłem na jej ramiona. Gdy zapinała guziczki, ja wyjąłem dwie tabletki przeciwbólowe. Nalałem wody do szklanki i podałem dziewczynie.
 - Dzięki - odparła, połykając środek przeciwbólowy.
 Wziąłem ją na ręce i po prostu zaniosłem do łazienki. Wcześniej na łóżku zauważyłem nieco krwi.
 Musiało ją niesamowicie boleć... a to wszystko przeze mnie... Skrzywiłem się na tę myśl. Nie chciałem jej skrzywdzić. Teraz będę musiał się powstrzymać. Nie dotknę Nan póki nie będzie chciała.
 Posadziłem dziewczynę na jednej z szafek. Podszedłem do wanny i odkręciłem wodę. Wrzątek zaczął lać się i wypełniać naczynie.
Gorąca kąpiel dobrze jej zrobi.
 - Wykapiesz się - rozpiąłem na nowo koszule.
 - Ale...
 - Co? - spojrzałem na nią zdziwiony.
 Nan uśmiechnęła się przebiegle, kiedy na nią spojrzałem. Przyciągnęła mnie bliżej i zaczęła powoli jeździć palcem po mojej klatce piersiowej. Podobało mi się to. Nawet bardzo, ale wiem, że pod wpływem impulsu mogłem znów sprawić jej ból. Powstrzymywałem się resztkami sił.
 - Sama - szepnąłem zsuwając z jej ramion biały materiał. Ucałowałem obojczyk brunetki. - Musisz się odprężyć.
 - Uważasz, że uda mi się to samej odprężyć? - zapytała, co wywołało we mnie burzę emocji.
 - Nannine. Nie wystawiaj mnie na próbę - ostrzegłem spokojnie - Nie jestem ze stali.
 - Też tak myślę. Wykąp się ze mną. Nie chcę być znów sama. W tym ośrodku cały czas byłam sama. Zrozum mnie - wymamrotała pewnie.
 Oparłem czoło o jej i spojrzałem w oczy.
- Kochanie, jesteś kusząca, a jeśli z tobą wejdę to możemy długo nie wyjść. Boli cię i chciałbym tego uniknąć. Krwawiłaś.
Nannine spojrzała na swoje stopy. Nie spodziewała się, na to wygląda, odmowy. Jednak, nie poddała się tak łatwo.
- To mi przejdzie. Chyba, że chodzi o to, że nie było ci dobrze, co? - spytała, przygryzając wargę.
 - Naprawdę tak uważasz? - patrzyłem na nią uważnie.
Nie mogła tak myśleć. Było mi idealnie. Ale źle mi z tym, że to przeze mnie jest obolała.
 - Tak. Tak się zachowujesz. Odtrącasz mnie - manipulowała mną lepiej, niż Abigail. Ta dziewczyna to zagadka, którą będę odkrywał przez jeszcze długi czas.
 Zmrużyłem oczy. O nie. Tak się nie będziemy bawić. 
 - Posłuchaj mnie teraz - złapałem jej podbródek - Było cudownie. Najlepiej. Rozumiesz? Świetnie. Teraz ty i twoje seksowne nogi wejdą do tej wanny - wskazałem na wodę - A ja umyję twoje włosy przy czym się odprężysz. 
 Nannine rozchyliła swoje wargi i otworzyła swoje oczy szerzej zszokowana. Na jej policzki wkradł się rumieniec. Wyglądała naprawdę seksownie w tej mojej koszuli... We właśnie tej chwili. Mógłbym zrobić jej zdjęcie i oglądać całymi dniami, ale oryginał lepszy. A przede wszystkim żywy. 
 Siedziała przede mną jeszcze przez chwilę. Pomogłem jej zejść z umywalki. Ostrożnie podeszła do wanny całkowicie zsuwając materiał. Opadł na dywanik u jej stóp. Siłą odwróciłem wzrok od cudownego ciała dziewczyny i wyszedłem, wiedząc kto dzwoni do drzwi.
 - Pan Styles? Śniadanie przywiozłem - odparł dość młody mężczyzna. Był nieco starszy od Nan. Może o 2 góra 3 lata. Nie taki brzydki, więc dobrze, że siedziała w wannie. Na pewno by mu się spodobała, a ja byłbym zazdrosny.
- Dziękuję - odparłem.
 Chłopak wjechał z tacą do środka pokoju. Rozłożył śniadanie na stole w 'salonie' i wyszedł, żegnając mnie skinieniem głowy. Podziękowałem mu i wróciłem do łazienki do Nannine. 
 Zamknąłem za sobą drzwi i usiadłem na brzegu wanny. Zacząłem wplątywać palce w jej włosy. Zastanawiałem się, jak mam jej powiedzieć kim jestem. Nie wiedziała przecież. Bałem się, że nie będzie mnie chciała. Że odejdzie.
Tak czy inaczej kiedyś musiała się tego dowiedzieć, a lepiej dla mnie, żebym ja jej to powiedział.
 - Kochanie?
 - Mhm? - mruknęła, zamykając oczy z przyjemności.
 - Jest coś, co musisz wiedzieć o mnie. Ale pamiętaj, że cię kocham. Że nie chcę cię skrzywdzić.
 Dziewczyna szybko spięła swoje mięśnie i odwróciła się do mnie. Bała się. Widziałem to w jej oczach.
 No właśnie. I tu był ten problem. Nie chciałem jej wystraszyć, a po prostu musiałem być szczery.
 - Co jest Harry? - zapytała zmartwiona.
 - Ufasz mi? - spytałem, patrząc na nią spod rzęs.
 - Tak - powiedziała od razu.
 Westchnąłem i złapałem jej dłonie w swoje. Opuszkami palców głaskałem delikatną skórę.
- Mogłaś się zorientować, że nie jestem święty - zacząłem.

Dziewczyna obserwowała mnie dokładnie. Nie spuszczała mnie nawet na chwilę. 
 - Ten mężczyzna z izolatki to mój szef. - wypuściłem z ust powietrze. Powiedziałem to. Reszty mogła się domyślić. To było jasne. Spojrzałem na dziewczynę, ale bojąc się jej reakcji, nie mając odwagi, wyszedłem.
 Zostawiłem ją samą z tym faktem. Miałem nadzieję, że nie zostawi mnie. Zależało mi na niej. Bardzo.
 Nie była zimną Abigail, której zależało na pieniądzach. Jej wystarczyłem jedynie ja. Nigdy nikt mi nie okazywał uczuć. Nawet matka.

*Nannine*
 Patrzyłam na plecy Harry'ego, kiedy wychodził z łazienki. Byłam zaskoczona tym co mi powiedział. Już wiedziałam, kim jest. Był gangsterem, który zbija fortunę na zabijaniu ludzi. To nie było normalne. Bolało mnie jednak bardziej to , że stchórzył i nie patrząc mi w oczy, wyszedł. Musieliśmy jeszcze o tym porozmawiać, a on wiedział o tym nawet zbyt dobrze. Tego tematu nie dało się odsunąć. To dotyczyło nas nawet za bardzo. Zamknęłam oczy kładąc się w wannie wygodniej. Musiałam jeszcze raz to przeanalizować. Harry był złodziejem. To jasne. Dlatego tak łatwo wszędzie wchodził.
 Ale... czy jego żona o tym wiedziała? Może powiedział tylko mnie? Może tylko mi na tyle ufał? Ciekawił mnie też fakt o zaginieniu tego mężczyzny z ośrodka. Harry na pewno mu w tym pomógł. A wszystko sprowadzało się do mnie. Zaprowadziłam go tam. Teraz gdyby ktoś się o tym dowiedział, to miałabym pewnie nie małe kłopoty.  Mogli by mnie posadzić o współpracę, lecz..nie. Harry nie wydał by mnie nikomu. Tego byłam pewna stuprocentowo. To było widać. On nie pozwoliłby mnie skrzywdzić. Westchnęłam i po paru minutach wyszłam z wody. Od razu owinęłam ręcznikiem. Włożyłam na siebie świeżą bieliznę i nałożyłam ciuchy, które kupił mi Harry. Te z czarnej torby. Gdy byłam już gotowa pomaszerowałam w stronę salonu, gdzie z daleka widziałam chłopaka. Siedział na krześle bawiąc się kluczykami od samochodu. Na stole czekało śniadanie. Ładnie pachniało. Podeszłam powoli i delikatnie. Po kąpieli już tak nie bolało jak rano. Czułam się znacznie lepiej.Myślę, że to też przez te leki. One również pomogły. Ale i tak było cudownie...
- Zjedz Nan. Potem...potem cię odwiozę, bo pewnie tego chcesz.
 Zmarszczyłam brwi zdezorientowana. Wcale nie chciałam wracać. On chyba myślał, że od niego odejdę po tym co mi powiedział. Wręcz przeciwnie. Nie miałam nikogo. Tylko jego. Ceniłam to, że powiedział mi prawdę. To bardzo wiele o nim świadczy. Chciałam zostać z nim i pokazać, że myli się względem mnie. 
- Zostaję z tobą - odparłam, zajmując miejsce na przeciwko zielonookiego.
 - Ze mną? - spytał zaskoczony. Przyjrzał mi się dużymi oczami. Naprawdę go zdziwiłam. 
- Tak po prostu? Nan mógłbym cie zmusić do wszystkiego, do tego nie chcę. Na pewno umiesz to zaakceptować? 
Nie byłam pewna w stu procentach co robi, ale nie pragnęłam niczego innego, niż jego.
 - Nie musisz mnie zmuszać - wstałam, by podejść i usiąść Harry'emu na kolanach - Ja chcę być z tobą. Kocham cię, rozumiesz? - zapytałam, łapiąc jego duże dłonie w swoje drobne.
 Kiwnął głową patrząc na mnie taki nieprzytomny. Jak zaczarowany. Jakbym powiedziała coś... magicznego. Najwidoczniej jego żona nie była jak ja. Nie kochała go. Nie mówiła tego. Więc to była nowość. Ale dla mnie również. Przez tak długo całkiem sama...
 - Ona wie? - zagadnęłam , patrząc chłopakowi prosto w oczy.
- Wie - westchnął. - Dlatego...mniej więcej jesteśmy razem. To znaczy byliśmy. - odgarnął mi włosy z policzka. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Chwilę trwaliśmy w ciszy, aż nagle Harry to przerwał.
 - Jesteśmy uzależnieni od Marcusa. Po prostu...Skończę ten związek. Niech robi co chce.
Kiwnęłam głową w geście zrozumienia, po czym złączyłam swoje wargi z jego. Oddał pocałunek ewidentnie uspokojony. Ja również odetchnęłam z ulgą. Dla mnie nie był zły. Nie krzywdził. Nie obawiałam się go. Tak, czy inaczej, chciałam dowiedzieć się o jego przeszłości. O tym czy kradł, czy brał udział w bójkach, a nawet o tym, czy kogoś zabił.
Tylko może nie w tym momencie. Mogliśmy chwilkę poczekać. Harry odsunął się ode mnie. 
- Jedz - ponaglił mnie.
 Chichocząc pod nosem, usiadłam na swoim miejscu i zaczęłam jeść grzanki z marmoladą. Były przepyszne. A ja taka głodna. Pewnie młoda para już była na wakacjach. Będzie mi ich brakowało przez ten miesiąc. Kto ich zastąpi w ośrodku?
Moje rozmyślania przerwał loczek, pstrykając mi przed twarzą palcami.
- Gdzie odpływasz? Miałaś ze mną zostać - powiedział rozbawiony i wytarł kącik moich ust z marmolady.
 - Przepraszam. Myślałam o ośrodku...
 - Wrócisz tam tylko, żeby skończyć osiemnaście lat. W zasadzie to już jesteś pełnoletnia. Prócz tego, że alkohol możesz pić w wieku 21 lat - pocałował moją dłoń. Zauważyłam, że byliśmy ubrani podobnie. Wręcz bardzo.
Było mi smutno, że muszę tam wracać. Chciałam budzić się przy nim. Każdego ranka i patrzeć w jego piękne oczy. Utonąć w nich. Ale to nie była rzeczywistość. Na razie. Musiałam być skazana na towarzystwo książek i białych ścian. Czułam się, jakbym musiała się z nim pożegnać i zobaczyć za rok. Wątpię, że bym to przeżyła. To za długo. Zdecydowanie. Spojrzałam na Harry'ego. O czym ja myślę? On z pewnością będzie mnie odwiedzał. Przecież powiedział, że mnie kocha...Nie zostawi mnie. Nie będę sama.
Po skończeniu śniadania , postanowiliśmy obejrzeć coś w telewizji. Usiedliśmy na kanapie przed plazmą. Ja na kolanach Harry'ego, ponieważ chciałam być bliżej niego, bawić się jego włosami.
- Niedługo musimy jechać - powiedział. Wyczułam smutek w jego głosie.
- Praca? - spytałam, patrząc na niego troskliwie. Bawiłam się jego włosami, co skutkowało jego odprężeniem. 
- Praca i żona - westchnął. - Muszę z nią porozmawiać - wyjaśnił i posłał mi uśmiech. 
Pomimo tego, że to nie ja miałam z nią rozmawiać, byłam zestresowana. Co prawda z Harry'm byłam już prawie półtora miesiąca. Tak oficjalnie, ponieważ nasza znajomość sięga już 3 miesięcy wstecz. Wiedziałam, że sobie poradzi. Zależało mu na mnie. Nie miałam do tego wątpliwości. Darzył mnie uczuciem tak samo, jak ja jego. Chcieliśmy być wreszcie razem. Beż żadnych przeszkód i osób trzecich. Tylko ja i on.  W końcu musieliśmy wszystko wyprostować. Podobała mi się wizja życia z nim. Wspólne mieszkanie, łóżko. Wspólne wieczory, poranki. Pragnę tego. Spojrzałam na niego. Chyba chciał mi coś jeszcze powiedzieć.
- Coś jeszcze? Powiedz mi. Widzę, że coś cię dręczy - zagadnęłam, trącając go nosem.
- Będę musiał wyjechać na kilka dni. Jeszcze nie teraz, ale niedługo. Do Wenecji - odpowiedział, jeżdżąc ręką po moim biodrze. 
W tym momencie poczułam się jakbym została przygnieciona tonowym blokiem asfaltowym. To było jak grom z jasnego nieba. Nie wyobrażałam sobie tego, że wyjedzie. Na pewno nie teraz, kiedy jesteśmy tak blisko. - Co? - spytałam nie dlatego, że nie zrozumiałam, ale z niedowierzania.  
- Mój szef... Marcus przygotował akcje. Nie zostawię cię. Pojedziesz ze mną. Tak chyba będzie dobrze
- przymknął oczy. 
 - Ale... w takim razie ustalałeś to z ośrodkiem, że już nie jestem pod ich opieką? - zapytałam zaciekawiona. Już dla mnie nie było znaczenia, gdzie byłam. Byle z nim.
- Jeszcze nie. Zrobię to. Tyle, że to trochę niebezpieczne. Wolałbym, abyś została w mieszkaniu. W domu. Gdziekolwiek.
Nie mogłam się na to zgodzić. Całe dotychczasowe życie byłam sama. Chciałam z nim spędzać resztę życia. A nie czekać na niego. W dodatku nie miałam pewności, że wróci. Tam mogło się wszystko stać. Zdarzyć. Bezpiecznie nie mogło być. Przecież jego praca wymagała...Jasne, że był złodziejem. Ale co by było, gdyby go ktoś przyłapał? Może strzelił do niego z broni. Nie chciałam być daleko. Tyle kilometrów od niego.
- Pojedziesz ze mną - odparł i pocałował mnie długo. Zachłannie. Namiętnie. Odwzajemniłam pocałunek. Tak, czy inaczej czułam niedosyt. Chciałam, by całował mnie bez końca. W taki sam sposób jak teraz.
Smak ust Harry'ego był moim uzależnieniem. Jak narkotyk.
 Jego zapach i dotyk również. Czułam się jak Ana przy Christianie. Albo Anna Karenina przy Wrońskim. Mogłam nic nie jeść, nie pić. Tylko być przy nim, całować go, dotykać.
- Chodź - odezwał się niechętnie po długiej chwili. Pocałował mój policzek i pomógł wstać.
Harry zabrał nasze wszystkie rzeczy i wyszliśmy z pokoju. Zjechaliśmy w ciszy windą i oddaliśmy kartę magnetyczną w recepcji. Płacąc, wyszliśmy z hotelu. 
Otworzył mi drzwi od samochodu. Wsiadłam grzecznie i zapięłam pasy. Przez drogę rozmawialiśmy, słuchaliśmy radia. Było przyjemnie. Tak, jakbyśmy nic kompletnie nie planowali. Byli i nie wiedzieli co się stanie. Jakby Harry w ogóle nie był tym, kim jest.
Zachowywał się jak szczęśliwy chłopak bez zobowiązań. A tak naprawdę nie chciałam poznać jego mrocznej strony.
Chciałam zawsze widzieć tylko ten jego uśmiech. Słyszeć, jak się śmieje i patrzeć jak jest szczęśliwy przy mnie. 
- Jesteśmy - mruknął niepocieszony, zatrzymując samochód pod ośrodkiem. Och nie..
 Będę musiała się zmierzyć z szarą rzeczywistością. Z samotnymi porankami... Na szczęście już nie długo... skończę 18 lat i wyjdę z tego ośrodka. Kiedyś czułam się tam najlepiej, najbezpieczniej, a teraz jest odwrotnie. To tam czuję się nieswojo, obco. Tylko przy zielonookim potrafię normalnie funkcjonować. 
Dał mi poznać nowe życie. Kiedyś bałam się tego,co zrobię, gdy stąd będę musiała odejść. Teraz już wszystko stało się jasne. On weźmie mnie za rękę i będzie prowadził. To głupie, naiwne, ale niech będzie kim chce. Ja mu ufam.
- Kiedy przyjedziesz? - spytałam, obserwując każdy nawet najmniejszy ruch Harry'ego. 
- Jutro rano - zapewnił mnie i pocałował delikatnie, a potem odgarnął kosmyk włosów z czoła. - No leć - uśmiechnął się. 
Pocieszała mnie myśl, że przyjedzie do mnie. Może nie odczuję tego czasu i szybko mi to zleci.
Uśmiechnęłam się jeszcze do chłopaka i wyszłam z auta. 

*Harry* 
 Rzuciłem kluczyki na stolik i westchnąłem. Najpierw porozmawiam z żoną, potem pojadę do kasyna. I muszę wieczorem załatwić sprawy papierkowe w klubie. Dużo tego. Poszedłem do salonu, by znaleźć Abigail. Jak się okazało, siedziała otulona w koc na kanapie, oglądając jakąś telenowelę.
- Musimy pogadać - rzuciłem chłodno i usiadłem na fotelu.
Kobieta popatrzyła na mnie obojętnie i jednym kliknięciem wyłączyła telewizor. 
- Nie ma sensu ciągnąć tego cyrku dalej - wzruszyłem ramionami. - Tu nie ma miłości i dobrze to wiesz. Rozejdziemy się. 
Abi popatrzyła na mnie uważnie. Rozchyliła delikatnie usta biorąc głęboki oddech. Zamrugała kilkakrotnie oczami, po czym zaczęła odpowiadać.
- Harry, jestem w ciąży.
- Słucham?! - poderwałem się z fotela. - Żartujesz chyba? To nie jest możliwe - warknąlem wściekły. - Zabezpieczamy się.  
 - Też nie chciało mi się w to wierzyć, ale zrobiłam 3 testy i każde powiedziały to samo - odparła spokojnie, jakby w ogóle nie rozumiała sytuacji w jakiej mnie postawiła. No w zasadzie faktycznie nie mogła tego rozumieć.
 Nie wiedziała o wszystkim, ale przecież...Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem na nią. Nie kłamała. Ona była w ciąży. 
Teraz wszystko sypało się. Wszystko, co zaplanowałem legło w gruzach. Co ja teraz zrobię? Nie mogę zostawić dziecka, ale potrzebuję Nan przy swoim boku. Chciałem wreszcie być z kimś, kogo kocham, a ona mi wyjeżdża z czymś takim.
Dlaczego kurwa teraz? Spojrzałem w sufit. Za co ty się tak mścisz?! Boże, tyle myśli w mojej głowie. Musiałem się przejść. Ochłonąć. Inaczej rozszarpałbym Abigail na strzępy.
Ruszyłem do wyjścia i trzasnąłem drzwiami.  Wyszedłem na dwór i ruszyłem przed siebie. Na piechotę do kasyna.
Tam się wyładuje. Kompletnie nie wiedziałem, co mam zrobić. Muszę wziąć odpowiedzialność, ale...nie. Nie zostawię Nannine. Będę kurwa żył na dwa domy, ale nie pozwolę zniszczyć czegoś, co zaczęliśmy budować.
Zakochałem się w niej na zabój. Nie chcę stracić jedynej rzeczy, która akceptuje mnie takiego, jakim jestem. Która odwzajemnia moje uczucia. Która nie oczekuje pieniędzy, prezentów, wielkich rzeczy. Owszem zamierzałem jej to dawać, ale wiedziałem, że nie jest to na liście która będzie ją uszczęśliwiać. I za to była cudowna.  
Kiedy dotarłem już na miejsce, rozluźniłem się nieco i wszedłem do środka ogromnego budynku. Ominąłem kilka stolików, przy których siedzieli różni ludzie, po czym zająłem swoje stałe miejsce.
To był jakiś trans. Byle grać. Nie ważne ile. Przegrałem? Wiedziałem, że jak zagram kolejny raz, to mi się uda. Wygrałem? Wiedziałem, że mogę spróbować znowu to powtórzyć. Mój telefon ciągle dzwonił. W końcu go wyłączyłem. Tylko ja, karty i rywale.
- Harry - Liam złapał moje ramię. Co on tu robił? Która jest godzina? - Harry przestań, ta partia bez ciebie. Już dużo przegrałeś, rozumiesz?
- Nie! Jeszcze raz gram! - wrzasnąłem na niego, szarpiąc się. 
- Idziemy - warknął, pchając mnie do wyjścia.
Trenował z Brucem Willisem czy jak? Był silniejszy. 
Potknąłem się o własne nogi, ale szybko odzyskałem równowagę, ponieważ Payne przyparł mnie do ściany budynku. 
- Jeszcze raz tam pójdziesz, a wyślę cie do ośrodka zamkniętego - syknął patrząc mi prosto w oczy. - Ile przegrałeś? Dwieście? Trzysta? Co sprzedasz następne? Harry! Otrząśnij się. To co robisz to nałóg. 
Odepchnąłem go za jednym zamachem i tym razem, to ja przypierałem go do muru.
- Nie jestem uzależniony! Zrozumiałeś?! - uciąłem, patrząc mu prosto w oczy. 
 - Gowno prawda -splunął na ziemię i złapał moją rękę, wykręcając ją. - Do auta kurwa. - popchnął mnie, wyciągając telefon.
 Jeszcze pożałuje tego, że mną tak poniewiera. Nie pozwolę sobie na to. Niestety tego wieczoru nie miałem tyle siły, by mu się postawić.
 Odegram się kiedy indziej. Na razie miałem milion spraw na głowie. Dziecko? Jakie dziecko do cholery? Nie z nią! Nie z Abbie.
 Musiałem dowiedzieć się, od kiedy ona jest w ciąży. To rozwiało by wszystkie wątpliwości.
Wtedy widziałbym, czy jest moje. Mogło nie być. Mogła sypiać z kimś innym. Liam pojechał ze mną do jego domu. Nie chciałem wracać do Abigail. Nie byłem w stanie. Wszedł bym tam, wyszedł i wrócił grać. Boże. Znowu przegrałem.
Właśnie to we mnie uderzyło.
Przegrałem kupę pieniędzy. Nie potrafiłem przestać. Zatrzymać się.
Potrzebuję Nan. Do cholery jasnej potrzebuję jej. Będąc w salonie przyjaciela opróżniłem drugą butelkę alkoholu. Dosyć mocnego. Ale to nie pomogło. Musiałem do Nan. - Liam dawaj kluczyki - wybełkotałem.
 - Nic nie dostaniesz. W takim stanie nie dotkniesz mojego auta - oświadczył, patrząc na mnie, niczym ojciec na złego syna.
- Nie możesz mi mówić co mam robić - zmrużyłem oczy. Czemu on mnie pouczał? To denerwujące.
Za kogo on się uważa? To ja jestem bossem. Ja wydaje rozkazy. Nie on. 
- Dawaj kurwa kluczyki - zamachnąłem się i uderzyłem w jego tors. 
Chłopak zachwiał się na nogach, a kiedy odzyskał siłę, przygwoździł mnie do podłogi i obezwładnił. Patrzył na mnie ze złością, ale i zrozumieniem. Wiedział, że nad sobą nie panuję, że coś jest ze mną nie tak.
Było nie tak. Cholernie potrzebowałem Nannine. - Chcę do niej - jeknąłem.
 Liam zmarszczył brwi i popatrzył na mnie uważnie.
- Abigail nie chciałaby cię widzieć w takim stanie.
- Do jakiej kurwa Abigail - warknąłem. 
Payne był już totalnie zmieszany. Nie wiedział o czym w ogóle mówię. Patrzył pusto w moje oczy. - To o kim ty kurwa mówisz? - syknął, zwężając na mnie oczy, jakby to miało pomóc w zrozumieniu tego, co miałem zamiar sprostować. 
- Nie obchodzi mnie pieprzona Abigail. Chcę do Nannine. Dziewczyny z tego ośrodka. Tej piękności ze ślubu w czerwonej sukni. Chcę być przy niej. Nie mogę wytrzymać, rozumiesz?! - wykrzyczałem mu prosto w twarz, szarpiąc się, jak upolowane zwierzę. 
- Jesteś pijany. Nie w takim stanie. Możesz jej zrobić krzywdę. - powiedział spokojnie. Starał się mnie opanować. 
- Nic jej nie zrobię. Daj mi te cholerne kluczyki, albo pójdę na piechotę! - warknąłem, czując przypływ ogromnej złości. Chciałem tylko się z nią zobaczyć. O tak wiele proszę? 
- Harry - postawił mnie na nogi i złapał za ramiona. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale szarpnąłem się i wyrwałem. Wyszedłem z domu wkurwiony. 
Nikt nie będzie mi mówił, co mam robić. Jestem ważniejszą osobą niż on. Zrobię, co uważam za słuszne.  Nie jestem pijany. Wypiłem trochę, ale nie przesadzajmy. To paranoja. Szedłem w stronę ośrodka.
Kopałem w furii każdy kamyk, jaki napotkałem na chodniku. Na szczęście nie musiałem spotkać żadnej żywej duszy, bo bym się na niej wyładował. Szedłem sam. Pozostawiony swoim myślom.
Zahaczylem tez o bar. A kto mi zabroni. Ojcem będę. Na tę myśl znów ogarniała mnie wściekłość.
Wypiłem kilka kieliszków i dalej kierowałem się do ośrodka. Kiedy wszedłem do wnętrza budynku awaryjnymi drzwiami, wspiąłem po schodach i wypatrywałem, czy aby na pewno nikogo nie ma na korytarzu. Louisa nie było, to nie mógł mi pomóc. A pies go...Machnąłem ręką i troszkę, troszeczkę się zataczając szedłem do pokoju Nannine.
Bez pukania wpadłem do pokoju. Zatrzasnąłem za sobą drzwi, jednocześnie budząc ze słodkiego i głębokiego snu Nan. Popatrzyła na mnie zaspanymi oczami i uśmiechnęła się lekko. Odwzajemniłem gest i oparłem się o ścianę. Dziewczyna nie za bardzo wiedząc, co zrobić, wstała z łóżka i podeszła do mnie. Jej uśmiech zniknął, gdy poczuła alkohol bijący ode mnie. Odsunęła się na długość ramienia. Rozczarowany przyciągnąłem ją do siebie i cmoknąłem w policzek. Nan jednak odepchnęła mnie od siebie i popatrzyła groźnie. Co jest? Chcę ją pocałować! 
- Co? - spytałem niezadowolony. - Przyszedłem do ciebie na pieszo - starałem się brzmieć wyraźnie. Potarłem ramię które bolało od reki Liama. 
- Jesteś pijany. Połóż się spać - powiedziała spokojnie, wskazując mi na łóżko. 
- Nie chcę spać - wybełkotałem i podszedłem do krzesła. - Abigail jest w ciąży - zaśmiałem się sucho. 
- Co? - Nannine spojrzała na mnie zdziwiona. Była bardziej zaskoczona niż myślałem, a co gorsza na jej twarz wkroczyła niesamowita złość i smutek.  
- Będzie matką. Nie wiem jak. Zabezpieczaliśmy się i...Boże. aż takim skurwysynem nie jestem. Ale nie zrezygnuje z ciebie.  - Chcesz zostawić to dziecko? - spytała z kamiennym wyrazem twarzy. Nie wiedziałem, jak mam odpowiedzieć. Chciałem być z nią. Dziecko też było ważne, ale ja go nie chciałem. Wolałem mieć dzieci z Nannine. To ją kochałem. 
- To nie tak - westchnąłem i przetarłem zmęczoną twarz. - Będę o nią dbał póki nie urodzi. Jeśli to będzie moje dziecko, zadbam o dziecko. Jeśli nie moje, niech sobie radzi sama.
Nannine przytaknęła i wplotła swoje palce w moje loki, po czym zaczęła się nimi bawić. Uspokoiło mnie to nieco. Nagle poczułem dziwny przypływ adrenaliny. Pragnąłem większej ilości dotyku dziewczyny. Zerwałem się z miejsca i przygwoździłem ją do ściany. Zacząłem delikatnie całować jej słodkie usta, co z czasem przerodziło się w coś bardziej namiętnego. Nannine odwzajemniła delikatnie pocałunek, ale chciała mnie odsunąć. Nie pozwoliłem na to i zacząłem gryźć jej szyję, jednocześnie wkładając ręce pod koszulkę jej piżamy. 
Może i bylem pijany, ale szaleńczo potrzebowałem bliskości. Muskałem palcami odkrytą skórę. Zostawiałem drobne ślady moich ust. Co chwila słyszałem, jak wzdycha. Moja dziewczynka. 
 Czułem, jak broni się przede mną, ale nie rozumiałem dlaczego. Już mnie nie chciała? Rękoma zjechałem w dół jej brzucha i delikatnie palcami pod wadziłem jej gumkę od spodenek. Momentalnie zostałem odepchnięty od niej. Popatrzyłem na nią ze złością. Podjąłem drugą próbę. Tym razem byłem bardziej nachalny. Przybliżyłem się do jej ucha i otworzyłem usta, by coś powiedzieć.
- Kochanie, nie walcz ze mną - szepnąłem dociskając swoje krocze do jej.
- Z-zostaw mnie - pisnęła, próbując wyrwać się z moich objęć. Wkurzony zamachnąłem się i uderzyłem ją w twarz. Zacząłem szybciej oddychać, a Nan złapała się za policzek i opadła z jękiem na ziemię. 
- Powiedziałem nie walcz ze mną. - złapałem ją za ręce i pociągnąłem gwałtownie do góry. - Denerwujesz mnie. Powinnaś dbać o moje potrzeby, jak ja o twoje! Namieszali ci w głowie?! - krzyczałem pijany i zdenerwowany. 
Dziewczyna zaczęła płakać, a we mnie coś pękło. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że ją uderzyłem. Nakrzyczałem i uderzyłem... Uderzyłem moją dziewczynkę... 
Puściłem ją gwałtownie. Odsunąłem się z przerażeniem. Nie wieżę że to zrobiłem. Przecież ona miała mi ufać.
-Przepraszam.
 Widziałem każdą jej łzę. Byłem zły na siebie, ponieważ to ja byłem ich powodem. Przetarłem ręką twarz i westchnąłem głośno. Co ja najlepszego narobiłem... Podszedłem do dziewczyny i delikatnie potarłem jej ramię. Zabolało mnie serce, gdy ciało Nan pod wpływem mojego dotyku zadrżało, a w jej oczach zobaczyłem przerażenie... 
- Przepraszam - powtórzyłem cicho. - Ja nie...Nie bój się mnie. Nie chciałem - położyłem dłoń na jej policzku. Będzie miała siniaka.
Co ja narobiłem... Przyciągnąłem ją do siebie, a pojedyncza łza opuściła moje oko i spadła na policzek dziewczyny. To był pierwszy raz, kiedy płakałem od bardzo, bardzo dawna. Nan uniosła głowę do góry i położyła rękę na moim policzku. 
- Ty płaczesz? - spytała drżącym głosem. 
- To mnie boli - wyjaśniłem cichym, ochrypłym głosem - Wiem, że nie powinienem. Nie chciałem. Boże, Nan nie zostawia mnie. Nie możesz. 
 Dziewczyna z bólem popatrzyła na mnie. Widziała, że nie byłem świadomy tego, co zrobiłem. Ze łzami w oczach zbliżyła się do mnie i złożyła delikatny pocałunek na ustach. 
- Nigdy cię nie zostawię.
Zamknąłem oczy. Kolejne łzy spłynęły po moich policzkach. Cholernie żałowałem. Nie zasługuje na nią.
Była dla mnie za dobra. Ja na jej miejscu bym sobie nie wybaczył. Nigdy. Takiemu łajdakowi się nic nie należy. Byłem zdziwiony, że po tym wszystkim dalej chciała ze mną być, a co więcej, że mnie kochała.  
- Nannine ja jestem zwykłym draniem - złapałem jej dłonie i spojrzałem w oczy. Trochę otrzeźwiałem po tym co się stało.
 - Nie jesteś. Po prostu za dużo wypiłeś - odparła wtulając się w mój tors.
- Dużo to ja..a nie ważne. Kładź się. Pójdę już - potarłem rękoma jej plecy.
 - Nie idź, proszę. Zostań ze mną - poprosiła, cmokając mnie w policzek.
- Na pewno? - pocałowałem ją w czoło. Zrobiło mi się lepiej, gdy to powiedziała. Jeszcze ufała. Ale nie wiedziała o moich problemach. Na razie nie mogłem jej powiedzieć. 
- Tak - odparła, patrząc mi prosto w oczy. 
- Dobrze kochanie.. 
Wziąłem dziewczynę w ramiona i zaniosłem do łóżka. Położyłem ją na miękkiej pościeli, a sam zdjąłem z siebie spodnie i koszulkę. W samych bokserkach wszedłem pod kołdrę tuż po Nannine. Objąłem ją rękoma i przytuliłem do siebie. Dziewczyna położyła swoje ręce na moim torsie i przymknęła oczy, słuchając bicia mojego serca, które chciało mi wyskoczyć z piersi.  To ta miłość. Co ona robiła z ludźmi...Wariowałem na jej punkcie. Dosłownie.