piątek, 22 maja 2015

Rozdział 11

W środku nocy wszedłem do domu. To znaczy była piąta rano. Moją wymówką była akcja. Byłem taki zmęczony, że nie trapiłem się i nie szedłem do sypialni. Wystarczyła mi kanapa. Rzuciłem się plackiem, zaraz po tym, jak zdjąłem z siebie ciuchy. Wtulony w miękki materiał zacząłem rozmyślać o Nannine. Moja przygoda z nią na pewno się szybko nie skończy...
Chciałem dać jej wszystko. Była nastolatką. Jeszcze trochę dzieckiem. Ja już miałem staż. Ale ona mnie chciała. Tak po prostu. Ja ją zresztą też. Poza tym czułem się wspaniale w roli 'nauczyciela'. Pokazywałem jej wszystko. Poczynając na sposobie bycia kończąc na seksie. Ja ją zresztą też. Poza tym czułem się wspaniale w roli 'nauczyciela'. Pokazywałem jej wszystko. Poczynając na sposobie bycia kończąc na seksie.
Ta dziewczyna mnie wykończy - pomyślałem Byłem taki zmęczony, a wciąż o niej myślałem. Kiedy już udało mi się odpłynąć, Abigail zaczęła krzątać się po kuchni. Mój boże...Ile ja spałem? Trzy godziny?
- Gdzie byłeś? - usłyszałem poważny ton małżonki.
UntitledPowoli się podniosłem i przetarłem twarz rękoma. Nie miałem ochoty na przesłuchanie, ale ona musi zawsze wszystko wiedzieć.
- W pracy. W klubie - odpowiedziałem, wstając.
- Ktoś to potwierdzi? A poza tym nie mogłeś zadzwonić? Czekałam na ciebie - wymamrotała z wyrzutem.
Podszedłem do niej i objąłem.
- Kochanie, byłem w pracy i nie musisz się...
- Owszem, był. Potwierdzam - usłyszałem za plecami.
Zacisnąłem palce na biodrach mojej żony. Cudownie. Nawet w moim domu.
- Super. A więc nawet ty nie mogłeś napisać, zadzwonić cokolwiek? W ogóle, to skąd się tu wziąłeś? - mówiła donośnym głosem Abi.
- Odwiedzam - Marcus usiadł na kanapie i wzruszył ramionami. - Witaj piękna Abigail. Jak zawsze w humorze - dodał ironicznie. - Twój małżonek poszedł na deal. Wydostał mnie i obiecał coś w zamian za złote jabłko.
Mogłem przysiąc, że mięśnie kobiety spięły się na słowa mojego szefa. Nienawidziła Marcus'a i tych jego popieprzonych układów. Tak samo jak ja.
Zawsze zyskiwał co chciał. A my czasem na tym traciliśmy. Ale wiedziała, że jesteśmy od niego uzależnieni.
- Ja idę do kuchni, bo go rozszarpię - szepnąłem. - Zrób coś i go wyproś.
- Jasne - skinęła, nie odrywając od niego wzroku.
- Uważaj, bo się zakochasz - dodałem złośliwie i wszedłem do kuchni.
Zrobiła mi śniadanie. Kochana kobieta.  Co jak co, ale jeśli dowiedziałaby się o Nan, musiałbym pożegnać się z tym. Nie zamierzałem na razie tego kończyć. Dzisiaj znów miałem akcję, ale o siedemnastej zamierzałem zabrać Nan. Z Louisem to ustaliłem. Dobry kolega z niego. Gdy tylko skończy osiemnaście lat, zabiorę ją stamtąd. Pokażę jej dużo więcej niż może sobie wyobrazić. Pokażę jej to, o czym większość marzy. Zrobię to bez względu na wszystko
*Nannine*
Doktor Pietrovna siedziała ze mną w pokoju i rozmawiała na temat mojego stanu. Powiedziała, że widzi zdecydowaną poprawę. Ale ja myślami byłam zupełnie gdzie indziej. Krążyłam wokół Harry'ego. Rozpamiętywałam to, co się wczoraj wydarzyło. Było mi tak cholernie dobrze. Zawsze przy nim jest mi dobrze. Boje się tylko, że zacznę go traktować jako osobę niezbędną i trudno mi będzie bez niego funkcjonować. Naprawdę nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. Nigdy nie byłam w takowej i ciężko by mi było. Nie chciałam, żeby mnie zostawiał. Byłam z nim szczęśliwa, chociaż nasz układ był bardzo dziwny. Wręcz bardzo. On miał żonę i...Ah. Wszystko warte grzechu. Kiedy miałam popełniać błędy jak nie teraz?
- Nan? Jesteś jakaś nieobecna - usłyszałam doktor Anishę. - Mam coś dla ciebie - dodała, kiedy na nią spojrzała. Wyjęła z kieszeni fartucha białą, ozdobioną kopertę.
- Co to jest? - zapytałam ciepłym, zaciekawionym tonem.
- Zaproszenie na ślub - uśmiechnęła się szeroko.
Moje oczy zrobiły się jak gigantyczne koła od roweru, a szczęka opadła na podłogę. Byłam zszokowana. Chyba najbardziej w życiu.
Szybkim ruchem zabrałam kopertę z rąk pani doktor i nawet jej nie otwierając, rzuciłam na jej szyję i mocno ścisnęłam. Byłam taka szczęśliwa, że jej się tak udało w życiu. Jest wspaniałą kobietą, a pan Tomlinson wspaniałym mężczyzną. Pasowali do siebie jak puzzle. Jestem pewna, że tak mocna więź, jaka ich łączy, nie jest wstanie zaniknąć.
- Matko tak się cieszę! - pisnęłam podekscytowana.
Wiedziałam, że są zaręczeni. Ale jakoś panu Tomlinsonowi się nie spieszyło. A jednak już wszystko zaplanowali. Kobieta objęła mnie i zaśmiała się. Po chwili przerwała i w ciszy odsunęła się. Przejechała palcami po mojej szyi, odgarniając włosy.
- Nannine - odezwała się spokojnie, lecz cicho - czy ty masz malinkę?
Zwęziłam oczy i podążyłam ręką do miejsca, do którego zmierzała pani doktor. Kiedy zorientowałam się, że ma racje, spanikowałam. Nie miałam pojęcia jak się wytłumaczyć.
- Masz tu chłopaka? - spytała i uśmiechnęła się. - Kto to jest? Z tego piętra? Dosyć...normalny?
- Nie, nie, nie - odpowiedziałam pośpiesznie.
- Więc? - pociągnęła mnie za rękę. Usiadłyśmy na łóżku. Nie była zła. Nie krzyczała. Raczej była podekscytowana jak dziecko tym, że się do kogoś zbliżyłam.
- To nie tak... ja nie...
Nagle, niczym na białym koniu, z pomocą przybył mi doktor Tomlinson. Wpadł do pokoju jakby poparzony. Obie zwróciłyśmy się w jego stronę nieco zdezorientowane.
- Ja...muszę...Kochanie chodź mi pomóc - złapał za rękę kobietę i pociągnął do siebie.
Zmarszczyłam brwi i patrzyłam na całe zajście. Nie za bardzo rozumiałam co się stało i byłam ciekawa. Mężczyzna spojrzał na mnie, ale nic nie powiedział. Delikatnie popchnął brunetkę do drzwi. W rękę wcisnął mi karteczkę.
Moje zdezorientowanie wzrosło, a kiedy tylko zostałam sama w pokoju, rozwinęłam karteczkę i przeczytałam jej zawartość. "Tylne wyjście. Teraz. Masz zgodę doktorka. Twój Harry". Czekał na mnie. Co planował? Dzisiaj żadnej imprezy? Zresztą było za wcześnie. Podbiegłam do szafy i otworzyłam ją, by zobaczyć jak wyglądam w lustrze zawieszonym na drzwiczkach. Ciemne jeansy i jasnoniebieski sweterek. Chyba okey, prawda? Kartkę schowałam do tylnej kieszeni i wybiegłam z pokoju. Rozejrzałam się po korytarzu - na szczęście nikogo nie było. Pomaszerowałam do schodów awaryjnych, zeszłam po nich i wyszłam z budynku.
Wpadłam w czyjeś ramiona i zostałam podniesiona. Harry zakręcił mną, a potem dal krótkiego buziaka. Wyglądało na to, że miał bardzo dobry humor i to będzie mile popołudnie. Zachichotałam i przytuliłam się mocno do mężczyzny. Był taki gorący. W każdym tego słowa znaczeniu. Zaciągnęłam się jego zapachem. Również miałam dobry humor. Gdy postawił mnie na ziemi, zauważyłam że obok nie ma auta.
- Em... dzisiaj na piechotę? - spytałam, unosząc brwi w zaskoczeniu.
- Tak - schylił się i pocałował moją skron. Jednocześnie wsunął dłoń do tylnej kieszeni moich spodni i ruszyliśmy przed siebie.
Powróciłam myślami do karteczki, którą wręczył mi doktor Tomlinson. Wszystko wskazywało na to, że on o tym wszystkim wiedział. To było trochę... dziwne.
Znał Harryego? Nie pasowali do siebie. Psycholog był taki spokojny, odpowiedzialny. Harry to inna bajka.
To było nieco sprzeczne, dlatego myśląc o tym nie zauważyłam, jak Harry o coś mnie pytał, dopóki nie stanął przede mną i mnie nie zatrzymał. Jego wzrok wyrażał złość.
- Słuchaj kiedy do ciebie mówię - warknął. - jesteś tu ze mną, a nie z ludźmi w ośrodku, więc kontaktuj.
Poczułam jak gigantyczna gula formuje się w moim gardle. Chwilę temu był wesoły, a teraz wygląda, jakby chciał poderżnąć mi gardło. Szczerze? Bałam się. Ni stąd ni zowąd poczułam jak pojedyncza łza spływa mi po policzku.
Tak łatwo go zdenerwować? Przecież nie chciałam. Zamyśliłam się jedynie. Mężczyzna złapał moje ramiona i mocno do siebie przyciągnął.
- Posłuchaj mnie. Ty i ja. Wszyscy chcą źle. Wiesz czemu? Bo oni nie akceptują szczęścia. Będą chcieli nas rozdzielić. Musisz trzymać moją stronę. Musisz mi pomóc, abym przy tobie był. Więc słuchaj. Bo czasem to co mówię jest bardzo ważne. Ale słuchaj mnie, nie doktora Tomlinsona czy jego narzeczonej. Oni będą chcieli nas rozdzielić, rozumiesz? - patrzył mi w oczy mówiąc to.
Już nie wiedziałam, co mam robić. Przecież ludzie z ośrodka byli i są dla mnie jak rodzina. Gdy mam gorsze i lepsze chwile - są przy mnie. Dbają o mnie już latami, a Harry pojawił się ni stąd ni zowąd. Znamy się dość krótko, ale nie mogę zaprzeczyć, że czuje się przy nim bezpiecznie i kocham jego dotyk. Kocham jego sposób bycia i to jak na mnie patrzy. Jest dla mnie kimś wyjątkowym, a takiej osoby nie miałam od bardzo dawna... ma jednak racje. Oni będą chcieli nas rozdzielić. Nie będzie im się podobała nasza relacja. Podejrzewam, że panu Tomlinsonowi juz się  nie podoba...
Po długim namyśle skinęłam głową. Pogłaskał mój policzek i uspokoił się. Widziałam jak się rozluźnia. To dobrze. Nie chciałam nerwów.
- Teraz ja jestem twoim światem. Ja decyduję o twojej przyszłości - złapał mnie za rękę i znów zaczęliśmy iść.
Może nie spodobała mi się ta pewność siebie w jego wypowiedzi, ale chciałam, aby był ze mną. Mało. Pragnęłam tego.
Szłam obok niego, już nie odchodząc myślami. Uważałam, czy czegoś nie mówi. Nie chciałam, aby na mnie krzyczał. Wtedy się bałam. Ale Harry miał kontrolę nad swoimi i moimi emocjami.
Nagle, nie wiedząc czemu, zaczęło mi się kręcić w głowie. Zatrzymałam się gwałtownie i podparłam o Harry'ego.
- Kochanie? - spytał zaniepokojony. - Nan co się dzieje? - potarl ręką moje plecy.
- Kręci mi się w głowie. Duszno mi, nie mogę oddychać - wysapałam siadając na chodniku. To było dziwne. Nie wspominałam teraz mamy i nie miałam tego wszystkiego przed oczami. Może to z powodu pogody. Nigdy nie wychodziłam na tak długo i nie chodziłam tyle. Być może potrzebowałam tylko się napić.
- Przynieś mi wody, proszę - wybełkotałam.
Miałam nadzieję, że po tym wszystko mi przejdzie. Nie chciałam wracać. Harry spojrzał na mnie i rozejrzał się. Chyba wszedł do jakiegoś sklepu, aby po chwili wrócić do mnie z wodą. Uklęknął i podał mi butelkę.
Wzięłam ją od niego i napiłam się. Czułam jak chłodna substancja spływa mi po gardle. Orzeźwienie. Nagle do głowy wpadła mi myśl. Przecież ja prawie dzisiaj nic nie zjadłam. Skoro mięliśmy dalej iść, to musiałam coś zjeść. Może miał zamiar zabrać mnie na obiad? Nie zeszłam na śniadanie, ponieważ spałam. Byłam zmęczona po nocy. Do pokoju wróciłam nad ranem. Na obiad nie poszłam, bo Harry właśnie mnie wyciągnął.
- Dzięki za wodę - powiedziałam z wdzięcznością.
Nie odpowiedział. Pomógł mi wstać, obejmując w tali.
- Jeszcze kawałek. - zapewnił mnie.
- Jeśli nie masz zamiaru zabrać mnie na obiad, to będzie kiepsko - prychnęłam śmiejąc się lekko.
- Mam - szepnął mi do ucha. - Idziemy do restauracji, będzie też deser. Musisz jeść.
- Dziękuję - powiedziałam przytulając się do niego.
Uśmiechnął się i zsunął okulary przeciwsłoneczne z włosów na oczy. Weszliśmy do ładnej, londyńskiej restauracji. Normalna. Żadna elegancka i sztywna.
Taka przyjemniejsza. Harry zaprowadził mnie do stolika, poprzednio konsultując się z jedną z kelnerek. Niczym prawdziwy dżentelmen odsunął mi krzesło i wsunął,  gdy usiadłam. Zaraz później zajął miejsce na przeciw.
- Zamówię za ciebie, ponieważ wiem, że wiele dań jeszcze nie jadłas. Dobrze? - spytał.
- Jasne, ale... nie obiecuję, że zjem wszystko - powiedziałam cichutkim głosikiem.
- Zjedz tyle ile możesz - złapał moją rękę i uśmiechnął się. Zamówił nam to samo. Kurczaka w sezamie z ryżem. Do picia dostałam całą szklankę soku pomarańczowego.
Zapowiadało się naprawdę dobrze. Nigdy nie jadłam czegoś takiego, ale byłam gotowa spróbować. U nas w ośrodku nie serwowali takich przysmaków. Nie mówię, że jest tam źle, ale coś mi się wydaje , że to będzie lepsze. Chwyciłam za sztućce w tym samym momencie co Harry i zaczęłam po chwili jeść. Smakowało mi. Naprawdę było dobre. A ja byłam taka głodna. To zapelnilo mój wymagający brzuch. Jeszcze do tego dostałam deser w postaci dużego kubka czekolady z bitą śmietaną. O Boże. Od razu się uśmiechnęłam. Harry wyciągnął telefon. Zrobił mi zdjęcie.
UntitledMiałam wąsy ze śmietany, a na ustach szeroki uśmiech. Harry powiedział, że wyglądam uroczo, na co się zarumieniłam.
- Pochyl się - wymruczał. - Moja słodka.
Wykonałam posłusznie polecenie , a dostałam jakże przyjemną nagrodę.
Czułam się jak w niebie. Chciałam więcej niż to. Niestety nie tutaj. To nie było miejsce ani czas na to.
- Masz ochotę coś zwiedzić? Zobaczyć? - zapytał, gdy się odsunęliśmy
- Wiesz... głupio się przyznać, ale nigdy nie byłam na London Eye... - wymamrotałam , patrząc na swoje stopy.
Naprawdę nie miałam okazji. Mama nigdy nie miałam tyle czasu. Chodziłam jedynie do szkoły, bawiłam się na placu zabaw i sama spędzałam dni w swoim pokoju. A tak wiele chciałam zobaczyć. Londyn był piękny.
Harry złapał za mój podbródek i uniósł go ku górze tak , że teraz nie miałam wyjścia i musiałam patrzeć mu prosto w oczy.
- Pójdziemy na London Eye - zapewnił mnie. - Pod warunkiem, że przestaniesz dręczyć się tymi myślami i będziesz tutaj ze mną obecna duchem. Nie chcesz, żebym sie zdenerwował, prawda?
- Tak... ale uwierz, to nie jest łatwe. Gdybyś tylko... nie ważne... możemy iść? - wydukałam, chwytając jego dłoń w swoje dwie.
- Powiedz - zaprotestował i spojrzał mi twardo w oczy.
-  Jeśli chcesz, żebym mogła z tobą spędzić resztę dnia bez ataku, to nie mogę ci powiedzieć - zaprotestowałam , prostując się. Nie mógł prosić mnie o tak dużo. Pracowałam z lekarzami , aby o tym zapomnieć i iść dalej, a teraz opowiedzenie mu tego wszystkiego mogło to zniszczyć.
- Dobrze - powiedział wolno, przyglądając mi się. - Kiedy mi zaufasz, może sama powiesz - ścisnął moją dłoń i wstał. - Chodźmy.
Szłam posłusznie z zielonookim w stronę nieznanej mi atrakcji. Tak bardzo się cieszyłam... Widziałam jednak , że mężczyzna był na mnie nieco zły. Nie poradzę nic na to , że nie byłam jeszcze gotowa. Nie mogłam mu wszystkiego powiedzieć. Jeszcze nie teraz. Może kiedyś tak. Może kiedyś wyznam mu wszystko o swojej przeszłości.
Stop. Koniec. Skupiłam się na tym, co jest teraz. Zabrał mnie na London Eye. Ależ tak. I było cudownie. Będąc w kabinie, która wjeżdżała coraz wyżej, opierając dłonie o szybę, przyglądałam się miasto, które stawało się mniejsze. To było fantastyczne. Jeszcze nigdy nikt nie zrobił dla mnie czegoś takiego. Spodziewałam się jednak, że to nie koniec ze strony mężczyzny. Stał teraz za mną i obejmował od tyłu. Jego loki łaskotały moją szyję.
- Traktuj mnie jak swojego mężczyznę - powiedział do mojego ucha.
-Ale... - nie zdążyłam dokończyć, ponieważ Harry mi przerwał.
Lekko szarpnął moimi biodrami i zacisnął na nich palce.
- Ale, co? Nie ma nikogo prócz nas, rozumiesz? Mojej żony, twoich lekarzy. Tylko my. - odparł twardo.
Mimo jego tonu, uśmiechnęłam się i odwróciłam do niego przodem.
- Moim mężczyzną - powiedziałam nieśmiało.
- A jak traktuje się swoich mężczyzn, Nannine? - pochylił się nade mną.
Patrzył na mnie uważnie. Ułożył dłonie na moich policzkach.
- Więc kim jestem? - zapytał szeptem.
- Najlepiej jak się da? - wydukałam prosto w jego usta.
- Dokładnie - przycisnął mnie do szyby i wpił się w moje wargi.
Moje ręce nagle znalazły się nad moją głową, gdy na mnie napierał.
Chciałabym , aby ta chwila trwała wieczność, ale znów to nie było to miejsce i czas. Po nieco dłuższej i namiętnej chwili odsunęliśmy się od siebie.
- Więc teraz jeszcze muzeum, pójdziemy pod pałac Buckingham i wrócimy. Muszę iśc do pracy - wyjaśnił.
Rozejrzałam sie. Byliśmy już na dole.
- Jasne. Dla mnie i tak to dużo - powiedziałam patrząc mężczyźnie w oczy. Już wiem, że nigdy nie będę w stanie napatrzeć się na jego tęczówki. Były takie piękne. I ta czułość w jego oczach, gdy na mnie patrzył. Cudowny. Objął mnie i wyprowadził z kabiny.
Wolnym krokiem szliśmy ulicami Londynu prosto pod pałac Buckingham. Nawet przez sekundę nie było cicho. Cały czas było słychać trąbienie samochodów, albo głosy ludzi. To była dla mnie zupełna nowość w porównaniu z tym, co mam na co dzień w ośrodku. Na szczęście głowa mnie jeszcze nie zaczęła boleć. Ani ja, ani Harry nie odzywaliśmy się do siebie ani słowem. Pomyślałam, że jest na mnie zły, więc postanowiłam o to zapytać.
- Harry? - zaczęłam, by zwrócić na siebie jego uwagę.
- Słucham? - spojrzał na mnie po chwili.
Teraz to on wyglądał, jakbym wyrwała go z przemyśleń.

- Czy ty... jesteś na mnie zły? - ścisnęłam jego dłoń lekko.
- Co? - skrzywił się. - Teraz nie. Nie mam powodu. Po prostu mam ...dużo pracy.
- Rozumiem... - skinęłam głową i odwróciłam wzrok. Zrobiło mi się troszkę smutno, ale cóż miałam na to poradzić? Ja jestem nastolatką. O nic się nie martwię, nie pracuje. A on jest już dorosłym mężczyzną i musi pracować na swoje. Podejrzewam, że ma nie złą fuchę, skoro stać go na takie auto, jakim jeździ.
No chyba, że zarabia jakoś...nielegalnie. Przyjrzałam mu się. Wiedziałam, że aniołem nie był. Ale czy był w stanie kraść? Może tak. Albo... może robił coś jeszcze zupełnie innego? Co jeśli wmieszany był w narkotyki? Nie... nie wygląda na takiego... chociaż... pozory mylą.
- Coś dzisiaj strasznie zaprzątasz sobie tę główkę - mruknął do mojego ucha.
- Lubię myśleć. Jak jestem sama, to jakoś muszę poradzić sobie z nudą - powiedziałam mrużąc oczy przez rażące promienie słońca.
Było dosyć ciepło, jak na Londyn. Byłam przyzwyczajona do deszczu, więc miło że pogoda dopisywała.
Harry nie odpowiedział, tylko pociągnął mnie w stronę muzeum z figurami woskowymi. Tam spędziliśmy kolejną godzinę. Cały dzień z zielonookim przystojniakiem był na prawdę wspaniały. Nie spodziewałam się, że mężczyzna, który tak szybko zmienia humor, może być takim wspaniałym oprowadzającym. Ale bawiłam się świetnie. Do tego dostałam torbę słodyczy i dwie książki, kiedy odprowadził mnie pod tylne wyjście.
Ciężko było mi się rozstać. Wszystkie chwile, jakie dzisiaj z nim spędziłam, były dla mnie najpiękniejszymi w życiu. Chciałam zostać z nim na dłużej, ale nie mogłam przeszkadzać mu w pracy. Nie powiem, byłam ciekawa, co robi, ale nie miałam póki co odwagi zapytać.
Wiedziałam, że ma klub. Może to tam właśnie szedł? Zastanawiałam się nad tym, kiedy pożegnał mnie pocałunkiem.
Potem odszedł, a ja musiałam wracać. Weszłam do ośrodka i przemknęłam do pokoju, gdzie czekał doktor Tomlinson. 
Wystraszyłam się lekko, lecz wiedziałam, że musimy porozmawiać.
- Cześć - powiedział i odsunął się od stolika. - Usiądź i posłuchaj mnie.
Zaczynałam się bać. Naprawdę. Tak czy inaczej musiałam stawić czoła temu.
- Jasne - szepnęłam, zasiadając na krzesełku.
Nie podoba mi się to, co robicie - powiedział od razu - Lubię cię, dbam o twoje bezpieczeństwo, a Harry...cóż - westchnął - Harry nie jest dobry.
- A skąd pan to wie? Znacie się? - wypaliłam, nie myśląc o tym, co chcę powiedzieć wcześniej.
- Tak - kiwnął głową. - To mój...przyjaciel. Klasyczny badboy, jak chcesz, nazwij to inaczej. Dziewczyno, on ma żonę - jęknął. Przypomniały mi się słowa Harry'ego. Mogą mówić prawdę, ale mogą chcieć nas rozdzielić.
- Ja o tym wiem, ale... my nic złego przecież nie robimy... on... pokazywał mi tylko Londyn. Wie doktor jak to jest. Siedzieć tutaj i nic nie robić. Nie znam własnego miasta. Nie mogłam odrzucić takiej propozycji - dyskutowałam zawzięcie.
Nie pozwolę, żeby nas rozdzielili. Chcę być przy Harry'm za wszelką cenę, co jest nieco dziwne, bo nigdy o kogoś tak nie walczyłam, ale czuję, że o niego warto.
On może mnie nauczyć wszystkiego. Pokazać. Zabrać gdzie będę chciała. Potarłam rękoma swoje kolana i spojrzałam na niego nerwowo. Mężczyzna westchnął, przeczesując palcami włosy.
- Proszę cię. Nie daj się skrzywdzić. A na ślub możesz przyjść z osobą towarzyszącą, bo ten frajer będzie moim świadkiem.
Byłam zaskoczona doborem słów pana doktora. Ale cóż ja miałam zrobić? Był dorosły... mówił jak chciał.
- Dziękuję - powiedziałam łagodnym głosem.
Wolałam nie drążyć dalej tego tematu. Niech pozostanie tak jak jest. Nie chcę popsuć sobie relacji z panem Tomlinsonem.
- Po prostu bądź rozważna - dodał i wyszedł.
Odłożyłam książki na stolik. To będzie moje zajęcie. Teraz zamierzałam wziąć prysznic i opisać wszystko w zeszycie. To bardzo dobre zajęcie.

~~~~~~*~~~~~~
Prosimy o komentowanie i promowanie naszego bloga :) Bardzo nam na tym zależy,

9 komentarzy:

  1. Uhh genialny. Takiego rozdziału się nie spodziewałam. Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  2. Uu dzieje się. Szybko dawaj next<3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział :)
    Mam nadzieje ze Harry nie zrobi nic Nan, ze będzie uważal na to co robi,ja łatwo można zranić,a przez to zniszczyć :/
    doktor Tomlinson zrobi wszystko co będzie kazał mu Harry,ale Nanine powie coś innego,będzie się staral ja przekonać ze Harry jest nieodpowiedni :/
    Zycze weny i do następnego :* <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja już nie mogę doczekać się ślubu ❤
    Tam się może dużo wydarzyć ;D
    Harry jest taki troskliwy ❤
    Fajnie że pokazał Nan ułamek Londynu ^^
    Ściskam i życzę weny
    You Belong With Me

    OdpowiedzUsuń
  5. wow! jestes moim bogiem! genialnie piszesz! czekam na kolejną część! w wolnej chwili zapraszam do mnie :) dopiero zaczynam http://www.soml-ff.blogspot.com/
    pozdro xoxo

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń