wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozdział 9

*Nannine*
Harry ułoży mnie na łóżku, kiedy sam był nade mną. Czułam jego gorące usta na skórze mojej szyi. To było cholernie fajne, ale totalnie przeciwko wszystkiemu. Jego pewność siebie mnie przytłaczała, tak samo jak jego pocałunki na moim ciele. Czułam, że robi mi się gorąco. Powietrze zrobiło się gęstsze, a mój oddech przyspieszał. Mogę się założyć, że Harry czuł bicie mojego serca. Wierciłam się pod nim. Jednakże nie pozwalał mi się ruszyć. Nie odrywał się od moich ust, kiedy ręką dotykał mnie przez spodnie.
Miał doświadczenie. Tym zdecydowanie wygrywał ze mną, ponieważ moje było zerowe. Otworzyłam oczy i spojrzałam prosto w jego zielone oczy. Na chwilę Styles przestał mnie całować, lekko się odsunął i wpatrywał się również w moje tęczówki. Widziałam pożądanie i cień tajemniczości. Coś, co niestety mnie pociągało.
- Nie zrobię ci krzywdy, Nan - szepnął, zapewniając mnie. - Poczujesz tylko przyjemność. Musisz mi zaufać maleńka - dodał zsuwając moje spodnie, które jedynie przeszkadzały.
Przewróciłam oczami, ulegając. Nie mam pojęcia czemu, ale ufałam mu. W końcu gdyby chciał mi coś złego zrobić, już dawno by to zrobił, prawda? Rozluźniłam się nieco i pozwoliłam Harry'emu działać.
Poczułam rumieńce na policzkach, kiedy zobaczył mnie pół nagą. Moje majtki blokowały mi ruchy, będąc wokół kostek. Zasłoniłam usta ręką i zamknęłam oczy. Jeszcze nikt mnie takiej nie widział. Teraz robił to on, a ja byłam rozpalona.
Nagle poczułam jego słodkie usta na biodrze. Poruszyłam się niespokojnie, ponieważ to łaskotało, ale zaraz przestałam. Poczułam mrowienie na całym ciele, a gęsia skórka była chyba już na tyle widoczna, że usatysfakcjonowała Styles'a w pełni.
- Czy tutaj tez jesteś taka wrażliwa? - wymruczał schodząc niżej. Jego usta dotknęły mojego uda. Był coraz bliżej kobiecości. Fragmentu ciała, którego nikt nie dotykał. Wypuścił z ust ciepłe powietrze, co od razu poczułam.
Było nieco niezręcznie ze względu, że byłam półnaga i jeszcze był tu Styles, ale nie mogę zaprzeczyć, że jego dotyk mi się podoba. Poruszyłam się niespokojnie raz jeszcze, ale potem zaprzestałam. Zacisnęłam palce na kołdrze, kiedy jego język muskał moją intymność z jak największym uznaniem.
Był delikatny i spokojny. Nie robił nic na pośpiech. To było coś, czego się po nim nie spodziewałam. Bo w końcu bije od niego niebezpieczeństwem na kilometr. Poza tym, niech przypomnę, że groził mi kilka dni temu, przez co zemdlałam. A teraz mogłabym zemdleć, ale z zachwytu. Wiłam się na tej jakże białej pościeli, pojękując cicho. Nie chciałam, aby ktoś mnie usłyszał, ale nie umiałam zebrać myśli. Robił to z taką łatwością, doświadczeniem. Ja doświadczałam tego pierwszy raz, więc nie mogłam powstrzymać się, by nie jęczeć. To było takie przyjemne. Czułam w dole brzucha dziwne, nowe uczucie... Pogrążałam się w euforii, podczas gdy Harry kontynuował swoje działania. Przeniosłam jedną rękę w jego włosy. Nie mogłam się powstrzymać. Ciągnęłam za jego loczki, czując nieopisaną rozkosz.
Mężczyzna był najwidoczniej z siebie zadowolony, bo uśmiechał się szeroko, kiedy spojrzałam na niego, by po chwili moje ciało wygięło się w łuk.
 - Tak pięknie dochodzisz, moje sunshine - wtulił twarz w moją szyję.
Jego usta zassały skórę, pozostawiając na niej ślad. Tego byłam pewna.
Starałam się unormować swój oddech, lecz Styles wpił się w moje usta i zaczął zabierać mi powietrze. Z braku tlenu, odepchnęłam go na chwilę. Wzięłam głęboki oddech, a zielonooki patrzył na mnie zdezorientowany. Nie wiedzieć czemu, pragnęłam go bardziej. Pociągnęłam loczka za koszulkę i zaczęłam znów całować.
Nie widziałam w tym nic złego. Podobały mi się jego pocałunki i to co ze mną robił. Sam tutaj przychodził. Ewidentnie również tego chciał. Komplementował mnie, czego nie robił nikt nigdy. Mówił, że jestem piękna. To mi w jakiś sposób pomagało. Mimo tego, że trochę się go bałam.
Przy nim, a szczególnie w jego ramionach, czułam się bezpiecznie, co było dość dziwne, ponieważ nasza znajomość nie trwa zbyt długo. Chciałam dowiedzieć się, kim jest, czym się interesuje, dlaczego tak często tu przychodzi i co z jego żoną.
Poczułam się nawet trochę winna za zajście, które miało miejsce przed chwilą. Zdradził ją. Ale...To była jego sprawa. Był dorosły. Mógł sam decydować za swoje posunięcia. Wolał leżeć z dziewczyną w psychiatryku, niż być u boku swojej żony. To było dla mnie dziwne, jednak wiedziałam, że czas na pytania nadejdzie.
- O czym tak myślisz, kochanie? - położył się obok i okrył mnie do połowy kocem. 
Nawet nie zorientowałam się, kiedy moja dolna garderoba wylądowała na podłodze. Najwidoczniej musiała przeszkadzać Harry'emu.
- Nie ważne - powiedziałam, posyłając mężczyźnie lekki uśmiech.
Wzrokiem zatrzymałam się na jego twarzy. Te jego oczy... malinowe usta... i słodki uśmiech... 
Czy on musi być taki przystojny?Do tego uwielbiałam sposób, w jakim przeczesywał długie włosy, aby nie wpadały mu do oczu. To było seksowne. Och...Skąd u mnie znalazły się takie wyrażenia? Nigdy ich nie używałam, ale w zasadzie teraz miała powód.
Zaśmiałam się na to wszystko w myślach. Zaczynałam się zmieniać...
Nagle poczułam, jak ręka mężczyzny obejmuje mnie w pasie i przyciąga bliżej. Swoją dłoń umiejscowiłam na jego i lekko ścisnęłam.
- Mógłbym tak z tobą leżeć - złożył pocałunek na moim ramieniu - i leżeć aniołku, ale muszę iść. Właśnie dostałem olśnienia i muszę komuś pomóc - usiadł ciągnąc mnie do tej samej pozycji.
- Pożegnaj się ze mną.
Ze smutną miną cmoknęłam Styles'a i uśmiechnęłam się, prawie nie zauważalnie.
- Przyjdę jutro - zgarnął kilka kosmyków włosów za moje ucho. - I zabiorę cię na małą wycieczkę. Pozdrów doktora Tomlinsona - dodał wstając.
Zabrał biały fartuch i wyszedł, spokojnie zamykając za sobą drzwi.
*Harry*
W mojej głowie pojawił się świetny plan. Zastanawialiśmy się jak wydostać Marcusa, a wszystko było przecież tak łatwe. Wręcz banalne. A do tego potrzebny będzie mi nasz doktorek. Będzie całkiem nie zła zabawa, bo Tomlinson się o wszystko wkurza. Boi się jak dziecko, że mu zabierze się długo oczekiwanego lizaka. Zabawne jak się zmienił przez ostatnie lata. Nie był taki. Lubił ryzyko i adrenalinę. Teraz stał się romantykiem. Odpowiedzialnym narzeczonym.
Przestałem o nim myśleć i szukałem jego gabinetu. Przemierzałem długie korytarze, aż stanąłem pod salą z numerem 120. Nazwisko psychologa się zgadzało. Trafiłem bez błędnie. Oby tylko był w środku. Musiałem to szybko załatwić. 
Nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka. Siedział przy biurku, uzupełniając jakieś notatki.
- Muszę wyprowadzić Marcusa - powiedziałem, zamykając drzwi. - Ale po drodze przypadkiem mi ucieknie.
- Co? Nie ma mowy! Absolutnie. On nigdzie się stąd nie ruszy. Musi tu siedzieć. Jest niebezpieczny! - krzyczał szeptem, wymachując jednocześnie rękoma. Wyglądał dość komicznie.
Przyjaciel patrzył na mnie zdumiony. Nie był pewny co powiedzieć. Jakby... był w innym świecie. Przestałem widzieć skupienie w jego oczach. Nagle potrząsnął głową i powiedział:
- Po moim trupie.
- Dobrze, nie ma problemu. Lubię takie zabawy. Nie wiesz? Jeśli nie, to zaraz się przekonasz, że nie dobrze jest mnie prowokować, ale skoro sam zachęcasz. - wyjąłem broń. - Ale najpierw poszukam doktor Pietrovnej - odwróciłem się plecami do niego i ruszyłem do drzwi. 
 - Nie waż się jej tknąć! - krzyknął za mną wkurwiony Louis.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Podziałało. Naprawdę musiało mu na niej zależeć. Tak walecznie jej bronił.
- Przekonaj mnie - rzuciłem, dalej będąc odwróconym. - Bo wyjdę i zrobię wojnę tysiąc lecia w szpitalu psychiatrycznym w Silver.
- Napiszę to. Okey? Ale jeśli mnie w coś wmieszasz, to obiecuję ci, że pożałujesz - powiedział wyjmując jakiś świstek i zaczął pisać formułkę.
- Poważnie? Próbujesz mi grozić? - odebrałem od niego kartkę. - To powiem ci, że nic nie możesz. Zero sposobów. Mogę cię zniszczyć, a nie chcę. Przyjaźnimy się. Więc informuję cię, że nie stawiaj mi warunków, ponieważ to ja tutaj rządzę i jeden mój ruch, a nie ujrzysz już pięknych oczu Anishy.
Zamarł. Nie wiedział co zrobić. Potrafiłem uderzyć w czuły punkt każdej osoby. Nie musiałem jej długo znać. Widziałem to po zachowaniu i sposobu bycia. Tak jak u Nannine. Bała się mojego dotyku, ale była zadowolona, gdy stała blisko mnie. Może nie pokazywała tego mimiką twarzy, ale jej ciało mówiło co innego.
Starczyło ją nieco do siebie przekonać. Umiałem wzbudzić zaufanie, złudzenie. Ale nie chciałem jej wykorzystywać, co również mnie dziwiło. Tak jakby część mówiła "nie możesz jej skrzywdzić" i tego nie robiłem. A ja nie słucham rozkazów nikogo. Nawet mojego rozsądku. Jestem jakby poza tym. To jest właśnie coś, co odróżnia mnie od innych. 
Przyzwyczaiłem się do zabijania bez mrugnięcia okiem. Nie sprawiało mi to ani przyjemności ani bólu. Strzał. Huk. Ciało upada. Nie interesowało mnie po co i dlaczego. Po prostu miałem zadanie i je wykonywałem. Chodzi mi oto, że moje sumienie niewiele już ruszy. A ta mała tak...
Popatrzyłem na Louisa, po czym wyszedłem zamykając drzwi za sobą. Zadowolony udałem się na "zakazane piętro".
Wręczyłem strażnikom świstek papieru i za ich pomocą wszedłem do środka.
- Wychodzimy - rzuciłem obojętnie do szefa, za co zmroził mnie wzrokiem. Zacisnąłem zęby. - Chodź, musisz uciec.
- Tylko mi nie rozkazuj - powiedział twardo, szarpiąc się na boki. Starałem się go jakoś utrzymać, żeby nie wyszło na to, że chce uciec.
Wyprowadziłem go z izolatki, dobrze wiedząc że jest o wiele silniejszy. Niestety. Znał każdy ruch, który mogłem wykorzystać. To mój słaby punkt.
Prowadziłem go korytarzem do schodów. Musieliśmy przejść do tylnego wyjścia.
Na szczęście nikt na nas tak bardzo uwagi nie zwrócił, co było plusem tej sytuacji. Zbiegłem razem z szefem po schodach i otworzyłem drzwi, pozwalając słońcu wpaść do środka.
- Złote jabłko - przypomniałem, trzymając go mocno za ramię. - Dasz mi kody - dodałem twardo.
Coś za coś. Mógł teraz wyjść, więc wiedział że nie blefowałem z ucieczką.
- Hm... - westchnął - chyba nie myślałeś, że to jedyne, co miałbyś dla mnie zrobić, bym dał ci kody tak szybko, co? - zaśmiał się w ten obrzydliwy sposób.
Popchnąłem go na ścianę i mocno przycisnąłem do ściany. Wkurwił mnie. Przysięgam. Do tego mówił tym głosem, którego nie lubiłem. Zawsze myślał, że miał przewagę. To było uciążliwe.
- Marcus - warknąłem.
- Odpierdol się ode mnie, Styles - splunął na bok, po czym odepchnął mnie.
- Chyba gramy w jednej drużynie, prawda? - syknąłem. - Nie graj ze mną w tą swoją głupią grę.
- Oj Harry, dobrze wiesz, jak wygląda ta gra. Nic nie idzie tak łatwo - prychnął patrząc w dal. Był takim idiotą, że czasem dziwię się, jak ja z nim wytrzymuję
Wziąłem głęboki oddech. Bez niego byłem niczym i to mnie dołowało. Pokręciłem jedynie głową, wskazując na drzwi.
- Pośpiesz się - dodałem.
- Ale nie poddawaj się tak szybko. Spróbuj coś ugrać - polecił Marcus, po czym znikł za drzwiami. I tyle go widziałem.
Ugrać. Jasne. Nie leży w mojej naturze poddawanie się bez próby. Prychnąłem i pobiegłem na korytarz. Rozglądałem się chaotycznie, udając zagubionego.
- Policja! - krzyknąłem.
Wszyscy popatrzyli na mnie jak na debila. Ja za takie spojrzenia posłałem im lodowaty gest i biegłem po korytarzu, dalej krzycząc. Na dół zbiegli dwaj aspiranci. Nie wiedzieli o co mi chodzi, a ja dalej grając, udałem przerażonego. Szybko tłumaczyłem im, że był silniejszy i to wykorzystał.
Musiałem wyglądać komicznie, bo grałem kogoś zupełnie innego, niż jestem. Pomijając oczywiście granie roli doktorka. To się teraz nie liczyło. Policjanci wybiegli z budynku w pościg za Marcusem. No cóż. Zrobiłem co musiałem.
_____________________
Hej misie!
Jak wam się podoba rozdział? Czytając wasze poprzednie komentarze, nie źle się uśmiałyśmy. Wiemy, że to takie wkurzające, jak się zostawia kogoś w takim momencie, ale to był specjalny zabieg. Chciałyśmy was pozostawić w niedosycie i napięciu, żebyście z chęcią przeczytali, co się stanie dalej. Podziałało? xD
A teraz dla osób, które mają swoje opowiadania!
Otworzyłyśmy (Natx & Skyfallgirl) 'Recenzowisko', czyli stronkę, na której recenzujemy opowiadania. Jeśli chcielibyście abyśmy zrecenzowały wasze opowiadania, to zapraszamy >klik<. Mamy otwarty również nabór, także jeśli ktoś umie poprawnie pisać (oczywiście nie musi być od razu specem) i ma chęci - zapraszamy :) Będzie nam bardzo miło.
O! Zapomniałybyśmy. Jeśli jeszcze nie głosowaliście na MADHOUSE HS na BLOG MIESIĄCA, to zapraszamy do głosowania w tej sondzie >klik<.To dla nas ważne!
Pozdrawiamy!
Do kolejnego! :3

9 komentarzy:

  1. Świetny po prostu genialny, zatkało mnie całkowicie. Ciekawe o co chodzi z tym całym jabłkiem, coś mi jednak mówi że to wszystko ma coś wspólnego z Nan. Czekam na next 💜
    http://sweetlittlegirlsadventure.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Supi rozdział, jestem ciekawa jak rozwinie się relacja między Harrym i Naninne.
    Życzę weny :* do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  3. super rozdział xx
    czekam na next :)
    @ziam__shipper_

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział :) podziałało xd
    Strasznie nie mogłam doczekać się tego rozdziału,ale nawet na chwile mnie nie zawiodlyscie ,jest super :)
    Życze weny i do następnego :**

    OdpowiedzUsuń
  5. Znakomity rozdział, dziewczyny ^^ Oby tak dalej ;*
    Buziaki xx

    Zapraszam też do mnie - http://you-will-always-be-my-property-harry.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zostałaś nominowana do Liebster Award.
    Więcej info. znajdziesz tu:
    http://wheredobrokenheartsgozaynmalikff.blogspot.com/2015/04/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam do zapisywania się na nowy spis
    http://dreamlandblogs.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Czerń dnia przemienień w jasność poranka... http://pinkpoison-by-genowefa.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń