czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział 7

Uniosłam wzrok do góry, masując obolałą głowę. No nie wierzę. Najpierw tam ten facet w kajdankach, a teraz ten doktorek?
Cofnęłam się o kilka kroków do tyłu, po czym sprawnie wyminęłam uśmiechniętego loczka. Weszłam do swojego pokoju i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Niestety zaraz po mnie do pomieszczenia wszedł właśnie zielonooki. Rzuciłam się na łóżko, po czym skuliłam się w kulkę i nie podniosłam wzroku na mojego 'gościa'.
- Dzień dobry kochanie - usłyszałam jego zachrypnięty głos przy uchu. - Jak minął twój dzień? - czułam, że siada obok i przesuwa ręką po moich plecach.
Wiedziałam, że po prostu nie wyjdzie. Jak zacznę krzyczeć to nikt nie usłyszy. Wszyscy byli na stołówce.
- Daj mi spokój - warknęłam, szarpiąc się. Był zbyt nachalny, albo po prostu przez to, że jestem odizolowana od świata, jestem nadwrażliwa?
Nie wiedziałam tak naprawdę jak powinien zachowywać się mężczyzna. Ale wiedziałam, że lekarz nie powinien pozwalać sobie na tak wiele. Chociaż miałam obiekcje i uważałam, że wcale nim nie był. To miałoby sens.
W jednej chwili pociągnął mnie za kostkę i praktycznie spadłam z łóżka. Złapał moją twarz w swoje dłonie z wściekłością, patrząc mi w oczy.
- Czy ty sobie za bardzo nie pozwalasz? Dzień dziecka się zaraz skończy, kochanie - syknął.
- Czego ode mnie chcesz?! Nie widzisz tego, że nie lubię twojego towarzystwa? Albo powiesz mi kim jesteś i czego ode mnie chcesz, albo obiecuję ci, że wszystko wyśpiewam lekarzom i nie wejdziesz tu już nigdy! - wykrzyczałam mu w twarz, jednocześnie wyrywając się z jego uścisku.
Nie jestem pewna, co by tak naprawdę dało moje zwierzenie się komukolwiek z tej sytuacji z loczkiem, ale na pewno postarała bym się o przeniesienie do oddziałów zamkniętych. Tam nawet lekarze rzadko bywają. Miałabym święty spokój. Może byłabym bezpieczna. Skuliłam się, ale wtedy dostałam w twarz. Chyba byłam bardziej tym zszokowana, bo ból poczułam kilka minut później. Kiedy wszystko powoli do mnie doszło.
- Nie masz prawa podnosić na mnie głosu. A twoje groźby są gówno warte. Wiesz, czemu? Bo chyba nie chcesz, aby doktor Pietrovnej lub tobie stała się krzywda, sunshine. Ustalmy coś. Jestem tutaj, bo pokażę ci, że życie nie musi być nudne, zamknięte za kratami, ale nie jestem twoim kolegą i nigdy nie będę - zapalił lampkę na stoliku i mogłam mu się przyjrzeć. Włosy w nieładzie, biała koszulka, na którą założył ciemną, skórzaną kurtkę i czarne jeansy dopasowane do jego ciała. Wyglądał normalnie, lecz groźnie. Jak...bad boys z filmów. To było moje pierwsze skojarzenie, które przyszło na myśl. Kucał przed moim łóżkiem, trzymając w uścisku moje nadgarstki. Był wyższy, silniejszy - nie miałam szans. Policzek piekł mnie od uderzenia, a w oczach co chwila stawały łzy, chociaż za wszelką cenę kontrolowałam się by nie wybuchnąć płaczem. - Jestem Harry i jestem twoim paliwem. A ty sunshine, jesteś ogniem - szepnął, jedną ręka wciąż mnie trzymając, drugą dotknął mojego policzka.
- Nie chce, żebyś mnie dotykał! Nie pomyślałeś, że może życie tutaj mi się podoba? - skłamałam - Może jestem tu z jakiegoś powodu! Nie wiem, czy zauważyłeś, ale to jest ośrodek psychiatryczny - skończyłam, patrząc się prosto w jego oczy. Ta zieleń... łagodna, delikatna, a za razem ostra i dzika. Nie potrafiłam określić tego, w jaki sposób ten chłopak na mnie wpływał. Bałam się go, ale było w nim coś takiego, co mówiło mi, że to nie jest zwykły mężczyzna. Jednak z kilometra było jasno i wyraźnie widać, że wieje od niego kłopotami. I chyba w zasadzie tego się najbardziej bałam. Bałam się wyjść stąd i rozpocząć nowe życie. Bałam się, że znów ktoś mnie tak zrani, jak kochana mama. Kochałam ją, a ona bez odrobiny skruchy, zrobiła to na moich oczach...
To nie było sprawiedliwe. Nie dała mi wyboru. Nie powiedziała dlaczego zostawia mnie samą. Po prostu to zrobiła, nie przejmując się konsekwencjami. Tak, najpierw był dom dziecka. Niedługo. Potem przez moją depresję trafiłam tutaj i tak pozostało. A ile jeszcze miałam tutaj zostać?
- Może i ci się podoba, ale nie znasz nic innego. Nie znasz życia. Nie wiesz jak jest za tymi murami - pokazał palcem na okno zakratowane metalowymi drążkami. - Nic nie wiesz Nannine - wycedził przez zęby. - Jeśli chcesz żyć ze mną w zgodzie i chcesz, aby nikomu nic się nie stało, słuchaj. Nie będzie boleć, nie będzie łez. Chyba chcesz tego oszczędzić? Ja na przykład wolę widzieć twój piękny uśmiech - mówił, co chwila przejeżdżając palcami po mojej dolnej wardze, która drżała. - A teraz mam ochotę cię pocałować i wiesz, co? Zrobię to, a ty oddasz pocałunek, ponieważ jesteś grzeczną dziewczynką - dokończył dotykając moich ust, które po chwili czule połączył ze swoimi.
Na początku byłam w nie małym szoku. Kim on cholera jest, żeby mi rozkazywać? Poza tym znów mnie pocałował, no. Skamieniałam i jakby na chwilę zapomniałam oddychać. Jednak po chwili oprzytomniałam i widząc złość w oczach loczka, odwzajemniłam delikatnie pocałunek. Mogłam poczuć, jak wzrastające ego tego chłoptasia mnie przytłacza z każdej strony. Był tak pewny siebie... mówił o wszystkim otwarcie. Nie obchodziło go zdanie innych. Robił to co chciał.
Mówiąc, że nie znam życia, miał racje. Za murami tego cholernego ośrodka może dziać się coś zupełnie innego. No tak, tam ludzie są normalni. Nie to co tu, ale znów czego innego mogłam się spodziewać? To chyba oczywiste, że tam jest pod tym względem inaczej. Ja chyba nie umiałabym tak funkcjonować. W końcu mam depresję...
Pogrążona w swoich myślach, nie zauważyłam, kiedy mężczyzna powoli się odsunął. Nie powiedział ani słowa. Usiadł obok mnie i westchnął. Potarłam dłonią policzek. Co teraz? Znów się zdenerwuje i zacznie wymieniać zasady? Czy może dobierze się do mnie i ...O nie, nie chciałam nawet o tym myśleć. Zaskoczył mnie tym, że przez dłuższy czas siedzieliśmy w zupełnej ciszy. Skupiłam swój wzrok na jego dłoniach, dużo większych od moich. Na jednym z palcu nosił sygnet, na innym srebrny pierścień, a na jeszcze innym złotą obrączkę.
Zaraz, zaraz. Złota obrączka? Coś mi tu nie gra.
Brunet najwyraźniej zauważył, że się tak przyglądam, bo poruszył się niespokojnie. Spojrzałam prosto w jego oczy. Chyba wiedział, jakie chcę zadać pytanie, ponieważ odwrócił ode mnie wzrok.
- Nie interesuj się - powiedział wolno i spokojnie. - Każdy ma prawo się bawić.
Uniosłam nieco brwi i przewróciłam na niego oczami. Najwidoczniej nie spodobało mu się to, bo poczułam, jak zaciska swoje dłonie na moich nadgarstkach. Syknęłam z bólu i próbowałam się jakoś uwolnić, ale nie udało mi się to.
Jak można być tak podłym, mając żonę? Współczuję jej... sobie z resztą teraz też. Sam powiedział, że nie odczepi się ode mnie prędko. Głupie życie. Reżyser naprawdę się na mnie mści. Co ja takiego zrobiłam? Parę dni temu wszystko było łatwiejsze. Rozróżniałam dwa kolory. Biały oraz czarny. Teraz dołączył zielony, w którym panował niepokój i złość. Gubiłam się w tym wszystkim, co mnie otaczało. W zachowaniach, w rozmowach. Nie było dla mnie do końca jasne, czego może chcieć osoba siedząc obok. Jedna dużo czytałam książek i nie wszystkie podobne sceny kończyły się happy endem. Ale...jesli chciał mnie skrzywdzić tak mocno, zrobiłby to teraz, kiedy wszyscy byli na dole i nikt nie mógł mnie usłyszeć. Wcale nie musiał czekać.
- Puść mnie - zaskomlałam, patrząc błagająco prosto w jego duże oczy. 
Gdyby chciał, to zahipnotyzował by mnie już na dobre. Mogłam w nich utonąć. Były czymś niezwykłym. Nie rozumiałam tego mechanizmu. Dlaczego tak działało na mnie jego spojrzenie? Dlaczego tak działały na mnie jego usta, kiedy uparcie obdarowywał mnie pocałunkami? Nie posłuchał. Trzymał moje ręce i pochylił się w moją stronę.
- Znam cię Nan, lepiej niż ktokolwiek inny. Wiem już wszystko. Wiem, że twoje życie jest tak samo gorzkie, jak kawa którą pijesz co dzień rano. Zawsze w białej filiżance, która nie raz już ci upadła przy zmywaniu naczyń. Wystarczyły mi dwa dni, aby cię poznać dogłębnie. Jeśli będziesz grzeczna - zwilżył językiem dolną wargę - pozwolę ci, poznać mnie - dokończył szeptem.
Ciarki przeszły po całym moim ciele. Skąd on to wszystko wiedział? Śledził mnie? A może tu są jakieś kamery, o których nie mam pojęcia? Obejrzałam się mimowolnie dookoła, w nadziei, że dostrzegę choć jedną, która niestety potwierdzi moją teorię, ale nie zobaczyłam takowej. Usłyszałam jak Styles, czy jak mu tam, zaśmiał się. Musiałam wyglądać dość głupio.
Inną sprawą było to, że on planował bym ja go poznała. A chciałam? Szczerze, to nie wiem. Zaciekawił mnie, ale mogłam spodziewać się jedynie kłopotów. Może wprowadziły by one jakąś rozrywkę do mojego i tak już nudnego życia. Jednak nie byłam pewna, czy naprawdę tego chcę.
- Jak? - pisnęłam, co nieco zdziwiło mężczyznę.
- Co, jak? - uniósł brew przyglądając mi się.
Najwidoczniej zbiłam go z pantałyku i nie zrozumiał o co mi chodzi. Wow, zdobyłam jeden punkt w tej niesprawiedliwej grze na jego zasadach.
- Jak dowiedziałeś się tyle o mnie? Kto ci to wszystko powiedział? - wypaliłam, przez nagły przypływ odwagi. To było chore. Pojawia się znikąd i zaczyna być wszechwiedzącym dupkiem.
Rozłożył ramiona i uśmiechnął się bezczelnie.
- Widzisz? Mogę wszystko. W jedną chwilę mogę cię zniszczyć albo sprawić, że będziesz księżniczką. W tych czasach nie można być uczciwym.
Odwagę w moich oczach, zastąpił strach. Byłam przerażona tym, co mówił. Skoro mógł wszystko... nawet nie chcę o tym myśleć. Może jest jakimś przestępcą? Tak. Na pewno. Przecież skoro nie jest lekarzem, to po co widział się z tym podopiecznym z izolatki? On musi mieć z nim jakiś związek... To nie jest nic dobrego. A teraz ja byłam w jego rękach i raczej mi się o tym nie podobało. Boże. Wszystko było takie dziwne. Harry...Położył się obok i pociągnął moje ciało, tak że leżałam przytulona do jego klatki. Oddychał spokojnie, kiedy ja czułam drogie perfumy bruneta.
Zaciągnęłam się, a mój umysł zaczął wariować. Ten zapach koił moje zmysły. Był normalnie jak narkotyk. Można się było uzależnić.
Zdezorientowana nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić, więc dalej leżałam na jego klatce.
- Zaśnij - powiedział zachrypniętym głosem, co wywołało kolejne dreszcze na mojej skórze. - Zaśnij skarbie, wtedy pójdę. - wplótł palce w moje włosy. Podobało mi się to, chociaż chciałabym zaprzeczyć.
Nawet nie zorientowałam się, kiedy po prostu usnęłam. Mimo wszystko czułam się bezpiecznie.
~~~*~~~
Cześć :) Dodajemy rozdział przed świętami. 
Mamy nadzieję, że wam się podoba i szczerze ocenić go!
Jeśli chcecie zwiastun, możecie zamówić go tutaj : http://dark-trailer.blogspot.com/

11 komentarzy:

  1. Harry niby taki ostry a jednak ma też delikatną naturę ❤
    Ciekawi mnie to, iż chce pokazać jej inny świat niż ten za murami ❤
    Koniec był słodki i... romantyczny ❤
    Skręca mnie żeby się dowiedzieć co będzie dalej ❤

    Ściskam i życzę weny
    You Belong With Me
    Wesołych Świąt Dziewczęta! ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest po prostu cudowne! (':

    Cały czas nie wiem o co chodzi z tym złotym jabłkiem i za nic nie mogę nawet sobie wyobrazić co to jest, więc mam nadzieję, że to się niedługo wyjaśni. :D
    Jutro mogę urodzinki, fak jea! xDD
    Wesołych. :) <33333

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział :)
    Harry ma częste zmiany nastrojów xd
    Raz jest dla niej wredny a raz miły xd
    Ja sama wole jak jest miły,tak jak na końcu tego rozdzilu, romantyczny Hazz <3
    Mam nadzieje ze Nanine przestanie się mu stawiać,bo może jej zrobić krzywdę :/
    Życze weny i do następnego :)
    Wesołych Świat Wielkiej Nocy :* <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Twoje opowiadanie zostało nominowane do konkursu Blog Miesiąca organizowanego od października 2013 roku przez Spis1D. Po więcej szczegółów zapraszamy na: http://spis1d.blogspot.com/
    Gratulujemy i pozdrawiamy.

    OdpowiedzUsuń
  5. ale to chujowo że Hazz ma żonę...
    super rozdział :) xx
    @ziam__shipper_

    OdpowiedzUsuń
  6. Mega <3
    Jak można być taki okropny a zarazem taki delikatny? !
    Ouu chce następny i to prędko :D
    @Olcik98

    OdpowiedzUsuń
  7. Harry jest psychiczny, ale o to chodzi. Czekam na kolejną część <3
    ~Paula~

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapraszam na nowy spis blogów
    http://dreamlandblogs.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń