piątek, 30 października 2015

Rozdział 18

UWAGA, NOWY BLOG

*Harry*
Przygryzłem wargę i przekręciłem ostatni raz korbę sejfu. Wszyscy zamarliśmy w bezruchu. Nikt z nas nie usłyszał, aby sejf zablokował się. Nie wyszły zawiasy w środku. Udało się. Zachowując wszystkie emocje w środku, z kamienną twarzą wyjąłem zawartość, po czym szybko kodując sejf, wycofałem się. Mamy to!
Opuściliśmy miejsce akcji i uciekliśmy stamtąd. Do jutra trzeba się wynieść. A dzisiaj chciałbym się zabawić w kasynie. Tak bardzo mi tego brakuje. Zerknąłem na zegarek. Druga w nocy. Nannine śpi. To dobrze. Mój cel nie był daleko. Z uśmiechem na twarzy ruszyłem prosto do niewielkiego budynku. Wszedłem do środka, zachwycony wnętrzem weneckiego kasyna. Było zupełnie inne, niż to w moim mieście. Było niesamowicie bogato zdobione, zawierało bardzo drogie i wygodne meble, a ludzi było tu o wiele więcej. Mając dużą część pieniędzy w walizce, nie wahałem się. Pracownica zaprowadziła mnie do prawie pełnego stolika. Tam zacząłem grać, nie widząc końca. Po każdej rundzie piłem lampkę wina.

*Nannine*
Obudziłam się z ciężkim ramieniem na talii. Przetarłam oczy i odwróciłam się. Harry wyglądał jakby dopiero się położył. Wciąż ubrany i pachnący...alkoholem. Zmarszczyłam brwi oraz nos, po czym dźgnęłam loczka w żebra. Ten skrzywił się, uchylając jedną powiekę. - Co? - mruknął i od razu zamknął oczy, gdy zaczęło razić go słońce.
- Ile wypiłeś i gdzie byłeś? - zapytałam, gładząc go po miejscu, które wcześniej uraziłam.
- Boże, nie wiem - powiedział w poduszkę.
Wyglądał na zdenerwowanego. Coś się musiało stać. Akcja nie poszła?
- Co jest? - szepnęłam.

- Nic - warknął i podniósł głowę. 
Usiadł, przecierając twarz. Po chwili ściągnął czarny podkoszulek i cisnął nim na drugi koniec pokoju.
- Mhm... - westchnęłam, podnosząc się. Wybrałam z szafy jakieś przypadkowe ciuchy i wyszłam się przebrać. Kiedy tylko wróciłam do pokoju, odezwał się Harry.
- Musisz zjeść śniadanie. Zaraz jedziemy - powiedział i podszedł do mnie z czerwonym, wąskim pudełkiem. 
- Odwróć się.
Zdezorientowana wykonałam polecenie. Nagle poczułam niesamowicie zimny przedmiot na swojej szyi. Szybko dotknęłam go palcami. To był naszyjnik. Naszyjnik z białego złota, a na nim osadzone diamenciki. Mężczyzna pocałował mój kark i skierował się do łazienki. Ocknęłam się słysząc dzwonek do drzwi. Śniadanie.
Podeszłam do drzwi i lekko je uchyliłam. Widząc przyjazną twarz pracownika hotelu, wpuściłam go do środka.
Zostawił śniadanie i życzył mi udanego dnia, po czym wyszedł. Wyglądało pysznie a ja byłam głodna. Siadając przy stole, zauważyłam wizytówkę kasyna.
Marszcząc brwi, wzięłam papierek do ręki i uważnie się mu przyjrzałam. Co to tutaj robiło? Słysząc kroki, schowałam wizytówkę i zajęłam się śniadaniem. Postanowiłam nie wspominać o tym przy Harry'm i po prostu samej to sprawdzić.
- Ten naszyjnik idealnie do ciebie pasuje - pocałował mnie w czoło i usiadł obok.
Uśmiechnęłam się słabo, spoglądając na biżuterię. To było naprawdę piękne. Musiało kosztować fortunę, ale Styles powiedział, żeby się pieniędzmi nie martwić.
Był bogaty. Przecież to wiedziałam. Na pewno prezenty będą częste, Ale to nie na tym mi zależało. Kochałam go jako człowieka, a... nie wiedziałam o co może chodzić z kasynem. Skoro miał pieniądze, to po co tam chodził?
Może dostał wizytówkę przez przypadek? Wczoraj pewnie czcili sukces po akcji. Tak, czy inaczej upewnię się co do tego. A jak na razie musiałam przestać o tym myśleć.
- Gdzie tak odpływasz? - mruknął mi do ucha. Odgarnal mi kosmyk włosów.
- Myślę o tobie - powiedziałam, próbując odsunąć od siebie jakiekolwiek podejrzenia.
- A co dokładnie? - po prostu wziął mnie na kolana, co mu wszystko ułatwiło. Już nie był tak zdenerwowany jak wcześniej.
- Jak bardzo mnie kochasz? - spytałam, całując go w policzek.
- Najbardziej - zamknął oczy wtulając się w moją szyję.
Kochałam jego dotyk. Najbardziej na świecie pragnęłam tylko tego.
- I tak pewnie kiedyś będziesz z inną - posmutniałam, wstając z jego kolan. Nie wiem czemu, ale czułam się, jakbym była jedną z kolejnych. Jakby po mnie mogło być ich jeszcze setki.
- Co? - spojrzał na mnie z bólem. - Jak możesz tak mówić? Po tym co ci obiecałem, po tym co robię? - podniósł się.
Przerażona jego pewnością siebie i złością, odbiegłam na drugi koniec pokoju. Wyglądało to dziwnie, ale ja się niesamowicie bałam.
- Ufasz mi w ogóle? - warknął zaciskając pięści. - Bo jak nie, to po co to wszystko skoro uważasz, że zostawię cie jak pierwszą lepszą?
Przełknęłam głośno ślinę. Nienawidziłam się z nim kłócić.
- Właśnie dlatego! - krzyknęłam - bo się tak zachowujesz!
- Bo dajesz mi powód! Pomyślałaś może, jak twoje zwątpienie mnie boli?
- A pomyślałeś o tym, jak bardzo się boję? Za każde takie twoje uniesienie, zaczynam mieć większe wątpliwości! - warknęłam, mrużąc oczy.
Otworzył okno. Nie wiedziałam, co chce zrobić. No ale przecież mnie nie wyrzuci.
- Jesteś...jesteś.​..Uhh kobieto - uderzył ręką w ścianę. - Kurwa! Kocham Nannine i kurwa nie dam jej dotknąć! I przy pierwszej małżeńskiej kłótni stracimy na talerzach! - krzyknął tak ze i na dole było słychać.
Oszołomiona oglądałam scenę rozgrywającą się przede mną. To było jak jakiś film, ale na żywo. Czułam się wyjątkowo słysząc te słowa z ust Harry'ego. Zarumieniłam się na pewno, ponieważ czułam ogromną falę gorąca na mojej twarzy.
- Podejrzewam, że ma okres! - dodał i zamknął okno.
Teraz, to miałam ochotę go po prostu zabić. Zacisnęłam pięści i szczękę, a następnie szybkim i zdecydowanym krokiem podeszłam do chłopaka. Zamachnęłam się, by go spoliczkować, ale ten złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął bliżej siebie. Zanim mogłam jakkolwiek zareagować, ten pocałował mnie, a drugą ręką złapał mnie w talii
- Nie zrobiłabyś tego - szepnął i przyparł mnie do ściany. - Nasze życie będzie doprawdy ciekawe.
- Przepraszam. Ja po prostu nie chcę być z kimś innym, niż ty - szepnęłam, między pocałunkami. Tak bardzo go kochałam, że nie mogłam się powstrzymać od smakowania jego ust.
- Nie będziesz - zapewnił mnie i oddawał pocałunki.
Teraz moje serce zabiło jeszcze mocniej niż normalnie. Nie spodziewałam się takiej pewności z jego strony. Oczywiście zostałam pozytywnie zaskoczona.
- Idziemy zwiedzać? - mruknął ochryple, odsuwając się ode mnie.
- Jasne - odparłam, patrząc mu prosto w oczy.
Tak właśnie upłynął nam cały dzień. Zwiedzaliśmy, podziwialiśmy i robiliśmy zdjęcia. Miałam tyle nowych rzeczy. Nie wiem, czy zmieszczą się do walizki, gdy jutro będziemy wracać. Szczerze wątpię. Cały czas myślałam nad tym, jak wygląda nasz dom. Byłam bardzo ciekawa. Pragnęłam już tam być.
Mój ukochany wydawał się być nieco nieobecny myślami.Miałam głęboką nadzieję, że nie chodziło o żadną dziewczynę, a co gorsza o kasyno.
Może zastanawiał się, jak rozstrzygnąć sprawę rozwodu? No... w zasadzie to nie będzie łatwe.
Ta ciąża wszystko komplikowała. Nie wiedziałam czemu, ale miałam ochotę poznać tę jego żonę. Chciałam, żeby była zazdrosna.
Wróciliśmy do hotelu i Harry poszedł do łazienki, a potem zszedł na dół zamówić kolację.
Rozpakowałam zakupy, kiedy usłyszałam Sex on Fire. Telefon Harryego dzwonił. Rozejrzałam się, by sprawdzić, czy Harry przypadkiem nie przyszedł, ale go nie było. Postanowiłam odebrać telefon i powiedzieć, aby ten ktoś zadzwonił później.
- Cześć kochanie - usłyszałam kobiecy głos.
Zmroziło mnie. Ale szybko przypomniałam sobie, że to pewnie jego żona.
- Harry'ego nie ma - odparłam zirytowana.
- Z kim rozmawiam? - warknęła chłodnym tonem.
Teraz to totalnie nie wiedziałam  o odpowiedzieć. Nie chciałam by Harry był na mnie zły, więc postanowiłam skłamać.
- Tutaj... kuzynka... Zayn'a - mentalnie przyłożyłam sobie w łeb. Gorszej wymówki nie mogłam sobie wymyślić.
- Co kuzynka Zayna robi z Harrym w Wenecji? - spytała podejrzliwie.
Sprytna kobieta.
- Ym... ja tu mieszkam i... Zayn wpadł do mnie z kolegami - powiedziałam, starając się udawać włoski akcent.
Zapadła cisza. Myślałam, że się rozłączyła, ale jednak nie.
- Poproś mojego męża, aby do mnie oddzwonił - rzuciła i połączenie zostało przerwane.
Wzruszyłam ramionami, odkładając telefon. Podskoczyłam w miejscu, gdy czyjeś ręce spoczęły na moich biodrach.
- Nie sądzę, abyś przeglądała moją komórkę, bo ma blokadę, więc kto dzwonił? - Harry przesunął ustami po mojej szyi, po czym sięgnął po Iphone'a. Przejechał palcem po ekranie, a jego wyraz twarzy zmienił się ze spokojnego na zdenerwowanego. - Czego dziwka chce - mruknął pod nosem i rzucił telefon z powrotem na łóżko. - Chodź jeść.
- Okey. Jak będzie dzwoniła, to ja jestem kuzynką Zayn'a i byliście u mnie w domu - odparłam. Nie spodziewałam się reakcji Harry'ego.  Myślałam, że będzie zły, a tu miłe zaskoczenie.
- Czemu nazwałaś się kuzynką Zayna? - próbował powstrzymać śmiech, ale nie udało mu się.
- Bo nie miałam lepszej wymówki. Możesz się nie śmiać? - zapytałam, dźgając go w brzuch.
- Trzeba było powiedzieć prawdę - wzruszył ramionami, uśmiechając się.
Klepnął mnie w tyłek i usiadł na krześle. Miał lepszy humor.  Ciekawa jestem jak długo to potrwa.
Znów zacznie myśleć o jakiś problemach i odpłynie. Tak bardzo tego nie lubiłam. Wolałam, kiedy o wszystkim mi mówił. Ale też wiem, że nie chciał mnie martwić. To było nieco skomplikowane, ale jak widać, tak musiało być. Usiadłam do stołu i zaczęłam jeść kolację. Odczuwałam głód po całym dniu atrakcji.  Poza tym tutejsze jedzenie było wyśmienite. W końcu to coś innego niż kurczak i frytki. Harry pił wino, przypatrując mi się. Dzisiaj mnie to nie krepowało. Czułam się w jakiś sposób podziwiana. Trochę mój tok myślenia był dziwny, ale cóż.
- Kocham cię - pochylił się i moją pocałował dłoń.
- Ja ciebie też - odparłam, rumieniąc się.

sobota, 26 września 2015

FEAR

Nadszedł ten moment, kiedy publikujemy dla Was FEAR. Opowiadanie o Louisie inspirowane filmem o tym samym tytule. http://fear-lt-fanfiction.blogspot.com/
Ja zaproszę też na moje osobiste opowiadanie. Również o Lou. http://uliczkami-barcelony.blogspot.com/

poniedziałek, 7 września 2015

Rozdział 17

*Harry*
Wziąłem rzeczy Nan i zaniosłem do samochodu. Już wszystko spakowane. Dzisiaj wyszła z ośrodka. Właśnie żegnała się z lekarzami. Louis dał mi kazanie, ale przecież wszystko to co powiedział, wiedziałem. Nic nowego. Zamierzałem tę dziewczynę uszczęśliwić na każdy możliwy sposób. Rozpoczynając od dzisiaj. Dzisiaj zabierałem ją na tygodniowe wakacje.
- Gotowa? - zapytałem, gdy siedzieliśmy już w aucie.
Dziewczyna spojrzała jeszcze po raz ostatni na lekarzy. Ze smutkiem w oczach, ale jednak szczęśliwa. Bynajmniej taką miałem nadzieję. Westchnąłem cicho. Louis spojrzał na mnie ostrzegawczo. Dobra stary. Pamiętam - pomyślałem i objąłem moją dziewczynę ramieniem.
- Jestem gotowa - szepnęła, uśmiechając się lekko. Po raz ostatni pomachała parze lekarzy, po czym ruszyliśmy w drogę. Jechaliśmy na lotnisko. Do Wenecji. A dlaczego? Bo tam miała odbyć się akcja. Obiecałem, że wezmę ją ze sobą. Nie wie o tym. Myśli, że jedziemy do domu. Później jej to wyjaśnię... a w zasadzie nie musi nic wiedzieć. Mogę najwyżej później wcisnąć jej kit, że musimy się przeprowadzić .No nie ważne. Mam prace, a dla niej to będą wakacje. Nie mogę zawieźć Marcusa chociaż mam go dość. Była umowa. Wywiąże się. A później może wypierdalać. Chcę też żyć jak normalny człowiek. Mieć piękną żonę, dzieci i dom. Miałem pieniądze, które traciłem co jakiś czas, ale wychodziłem na prostą. Czyli odrabiałem straty. Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk telefonu. Nie...Abigail. Odebrałem biorąc na głośnomówiący.
- Cześć kochanie - zaczęła przesłodzonym głosem, przez co Nan się spięła. Popatrzyłem na nią i przeniosłem swoją dłoń na jej udo, by ją nieco uspokoić.
- Chciałam zapytać, czy bezpiecznie dojechałeś na lotnisko? - spytała, wzdychając ciężko. Zacisnąłem swoją dłoń na udzie Nannine. Wiedziała, że mam dość swojej żony.
- Bezpiecznie - mruknąłem. I popsuła niespodziankę. Spojrzałem na brunetkę posyłając jej uśmiech. Dziewczyna obok mnie uśmiechnęła się słodko, po czym spojrzała na telefon. Skumałem o co jej chodzi i postanowiłem szybko zakończyć rozmowę z żoną.
- To tyle? Super. Poradzisz sobie. Cześć - rzuciłem i nacisnąłem czerwoną słuchawkę. Zaparkowałem na lotnisku Heathrow. Chociaż tak naprawdę nie mogłem doczekać się, aby pokazać małej dom.
- Harry... - zaczęła cicho Nan.
- Słucham? - wyjąłem kluczyki ze stacyjki i spojrzałem na dziewczynę.
- Kiedy się z nią rozwiedziesz? - powiedziała bardziej pewna siebie, niż poprzednio.
- Kiedy urodzi - odparłem.
Nannine westchnęła głośno, po czym odwróciła ode mnie wzrok. Nie spodobało mi się to.
- Co ci nie pasuje? - zapytałem lekko zdenerwowany - Za dziewięć miesięcy będzie po wszystkim. Ona urodzi, ja się dowiem, a ty skończysz szkołę.
Dziewczyna spojrzała na mnie rozzłoszczona. Nie wiedziałem czym było to spowodowane. Zanim się zorientowałem, Nan wyszła z samochodu, trzaskając przy tym drzwiami. O nie. Może robić co jej się podoba. Prawie. Ale nie ma prawa wyżywać się na moim aucie.
Wysiadłem za nią zły. 
- Nie podobają mi się twoje humory, jasne?! - złapałem ją za rękę i gwałtownie pociągnąłem w swoją stronę. - Nie wszystko jest takie proste jak ci się wydaje. W ośrodku byłaś chroniona. Tutaj jest prawdziwe życie, a ty musisz to zaakceptować.
Brunetka uniosła brwi i prychnęła pod nosem. Zaczynała się mniej mnie bać, co zwiastowało kłopoty. Nie będę miał nad nią już takiej władzy...
- Skoro tak, to po co mnie tu zabrałeś? Dobrze wiedziałeś, że nie jestem przyzwyczajona do czegoś takiego! Jak ci się nie podoba, to mnie odwieź. Nie chcę tak żyć - powiedziała głośniej, jednocześnie patrząc mi głęboko w oczy.
- Czyli jak? - spytałem chłodnym tonem. - Wiedziałaś komu się oddawałaś. Mam żonę, dla ciebie kurwa jestem z nią w separacji i staram się zagwarantować ci dom oraz przyszłość. Tego nie chcesz? Czy tego, że musisz poczekać te pieprzone kilka miesięcy? Bo jeśli to jest twoja miłość na czas, to nie wiem czy mamy o czym rozmawiać - puściłem ją i poszedłem do bagażnika.
- Odwieź mnie - oznajmiła po kilku minutach z kamiennym wyrazem twarzy. Nie patrzyła nawet na mnie.
- Nie mam czasu - powiedziałem. - Twój wybór. A teraz idziemy - wziąłem nasze rzeczy. 
- Wrócimy i zgodnie z życzeniem cie odwiozę. Bo tylko mi zależy na naszym związku.
- Nienawidzę cię - mruknęła, dołączając do mnie. Momentalnie zatrzymałem się w pół kroku i puściłem wszystkie walizki.
- Słucham? - spojrzałem na nią. - Spójrz mi w oczy i to powtórz. Ja cię skrzywdziłem? Ja zrobiłem coś na twoich oczach, abyś cierpiała? Czy twoja mama? Która zabiła się i po prostu zostawiła cię samą?
- Nie mów o niej! - krzyknęła, po czym pojedyncza łza spłynęła po jej policzku.
Przyciągnąłem ją do siebie. Dalej na tyle, aby patrzeć w jej oczy. 
- Musisz się z tym pogodzić. Ze to twoja przeszłość, a ja to twoja przyszłość.
- Nie. Ale jakie to ma znaczenie... - szepnęła, opierając swoją głowę o mój tors.
- Ja cię kocham. Nie chcę się kłócić. Przepraszam za wybuch. Czasem nad sobą nie panuje - potarłem rękoma jej plecy.
Chwilę później siedzieliśmy już w samolocie. Cieszyłem się, że lecę z nią sam. Specjalnie kazałem chłopakom lecieć późniejszym samolotem. Musieli ją poznać. Ale nie teraz. Na to przyjdzie pora. Trzymałem jej dłoń w swojej, nie mówiąc ani słowa. Najwyżej cisza była potrzebna.
Podczas lotu nie rozmawialiśmy zbyt wiele. Czasem Nan zachwycała się widokami i przez to zwracała moją uwagę. Od czasu do czasu również cmoknąłem ją delikatnie w usta, co skutkowała niesamowicie różowymi rumieńcami na jej policzkach. Patrząc na nią wiedziałem, czego chce w życiu. Jej. Tylko ona zmieniała mnie w dobrego człowieka. Chociaż wiedziałem, że jeszcze nie raz się pokłócimy. Bylem o nią zazdrosny. Często wszystko mnie denerwowało i wybuchałem zamiast się powstrzymać. Nannine miała na mnie wpływ. Jako jedyna kobieta w całym moim życiu. To było zaskakujące.
Tuż po wylądowaniu, zabrałem nasze bagaże i wyszedłem z dziewczyną na parking lotniska, gdzie czekał już na nas samochód z szoferem. Gdy tylko wsadziłem walizki do bagażnika, otworzyłem drzwi Nannine, po czym usiadłem obok niej i czekałem, aż dojedziemy na miejsce. Splotłem nasze palce, jakby to miało zatrzymać ją przy sobie na zawsze. Miałem wrażenie, że zawieje mocniejszy wiatr i ją zabierze. Miałem wrażenie, że Nannine zostawi mnie. Będzie miała dość. Nie mogliśmy mieć całkowitego spokoju. Takie było moje życie. Jednak nie pozwoliłbym jej odejść. Za bardzo ją kochałem. 
- Harry... - zaczęła cicho.
- Słucham, sunshine? - spytałem, odgarniając kosmyk włosów z jej czoła.
- Kocham cię - odparła, wpijając się w moje usta.
Jęknąłem i z przyjemnością oddałem pocałunek. Czułem jej słodkie usta i ten brak doświadczenia, ale to sprawiało, że pragnąłem jej jeszcze bardziej. Uśmiechnąłem się przygryzając jej wargę. Zamruczała cicho. To było strasznie seksowne. Nannine zarzuciła swoje ręce na mój kark i przyciągnęła bliżej. Coś czułem, że ta nasza jazda nie będzie tą najnudniejszą.
- Zaraz będę miał problem...
- To go rozwiążemy - westchnęła, zbliżając się do mnie jeszcze bardziej.
- Kochanie - ponownie jęknąłem. Jej piersi były dociśnięte do mojego torsu.
- Nie chcesz mnie? - zapytała, odsuwając się ode mnie.
- Chcę. Ale jesteśmy w aucie - przypomniałem jej masując palcami jej biodro.
- To problem? - zapytała, marszcząc brwi.
Zrobiłem duże oczy. Zaskoczyła mnie. Jej pewność...Po chwili uśmiechnąłem się. Skoro chciała, to czemu nie. Noszę ze sobą zawsze zabezpieczenie. Sięgnąłem do przycisku który oddzielił nas od kierowcy. I tak nie rozmawiał po angielsku. Nie wiedział o czym mówiliśmy. Delikatnie podniosłem Nan i ciesząc się, że ma sukienkę, zsunąłem jej bieliznę. Patrzyłem prosto w jej oczy, a ta posłała mi lekki uśmiech. Widziałem błysk pożądania w tęczówkach brunetki. Nie wiem, co ją tak napadło, ale nie przeszkadzało mi to. Sama rozpięła mi pasek od spodni, wcale się z tym nie trudząc. Jej drobne ręce trochę zsunęły materiał. Udało mi się wyjąć z portfela małą paczuszkę. Szybko nałożyłem prezerwatywę na członka i spojrzałem na Nannine, która już zarumieniona, kiwnęła głową. Złapałem ją za uda i przyciągnąłem bliżej siebie. Delikatnie i powoli wszedłem w nią. Z racji tego, że dziewczyna na mnie siedziała, miała totalną władzę nad szybkością ruchów. Kiedy tylko się przyzwyczaiła, zaczęła ruszać biodrami, co sprawiło, że czułem się jak w niebie. Odchyliłem głowę do tyłu. Moja piękna Nannine własnie mnie ujeżdżała, kiedy czarny mercedes jechał ulicami Wenecji. To musiało być niezapomniane. Złapała się mojego karku i od czasu do czasu chwytała za kosmyki moich włosów. Ruszała się w górę i w dół, a czasem zataczała kółka biodrami. Tak samo jak ja, cicho pojękiwała, co było muzyką dla moich uszu.
- Pięknie, maleńka - wydyszałem. - A teraz dojdź - wypchnąłem biodra do przodu, a ją pociągnąłem mocniej w dół. Nannine jęknęła głośniej i zacisnęła mocno powieki.
- Harry, jestem blisko - jęknęła, zaciskając swoje palce na moich włosach.
Przyparłem swoje usta do jej. Lizałem, skubałem, przygryzałem jej wargi. Poruszała się jeszcze szybciej. Syknąłem i doszedłem, cicho szepcząc jej imię. Brunetka chwilę po mnie również doszła. Oparła swoje czoło o moje ramię i dyszała cicho. 
Głaskałem ją po włosach. Koniecznie zaraz po rozpakowaniu się, idziemy na zakupy - pomyślałem. Zanim reszta przyleci, zdążę uzupełnić jej garderobę. Teraz powinna nosić kobiece ubrania. Ładne i seksowne. Oczywiście w swoich jeansach i dresach wyglądała uroczo, ale dla mnie. Po domu. Nie wstydziłem się Nannine. Broń Boże. Chciałem jedynie, aby wyglądała lepiej. To nic złego. Ona na pewno też chciała mieć pełną szafę jak kobiety na filmach. Przebierać w sukienkach i mieć kilkanaście par butów.
- Wszystko co z tobą robię, jest szalone - powiedziała po chwili milczenia, odsuwając się nieco ode mnie, tylko po to, by spojrzeć mi w oczy.
- Przez ciebie wariuje - odparłem, a na mojej twarzy pojawił się mały uśmiech.
Zabierała mnie ponad chmury. Do osobistego raju. 
To było coś zupełnie innego niż z Abigail. Z Nannine robiłem to z miłości, a z żoną tylko z czystego pociągu seksualnego, jaki do niej czułem. Już nigdy więcej tak nie będzie. Nan była jedyną z którą zamierzałem dzielić łóżko. Do końca życia.
Brunetka zajęła swoje poprzednie miejsce, zakładając bieliznę, a ja wyrzuciwszy prezerwatywę, naciągnąłem bokserki i zapiąłem spodnie.
Dojechaliśmy pod nasz hotel. Ogromny budynek z szyldem ze złotych liter. Nazwa głosiła "Grand Hotel ****". Naszymi bagażami zajął się jeden z pracowników hotelu, a ja wraz z dziewczyną poszliśmy prosto do naszego pokoju. Zajmowaliśmy jeden z największych jakie tam oferowali. Był nowocześnie wyposażony, a kolory ścian i mebli były neutralne. Miałem wrażenie, że Nan była oczarowana wystrojem. Mi także się podobało.
Zdjąłem marynarkę i odrzuciłem ją na fotel.
- Jesteś głodna? - spytałem.
- Nie - odparła, rozglądając się po wnętrzu.
- W porządku, więc idziemy na zakupy - zdecydowałem i objąłem ją w talii. - Przy okazji trochę się rozejrzymy. Dziewczyna zadowolona pomysłem, przytuliła mnie i chwilę później kroczyliśmy już ulicami Wenecji. Trzymając ją blisko siebie, podziwiałem z Nan piękne widoki. Nawet udało mi się ją namówić na parę zdjęć. Na telefonie zawitała nowa tapeta. Dyskretnie rozglądałem się za jakimś dobrym kasynem w pobliżu. Nie wytrzymam bez tego nawet tygodnia. 
Podczas gdy z brunetką byłem w jednym z najdroższych i najlepszych sklepów z odzieżą w mieście, zadzwonił do mnie telefon. 
- Porozglądaj się skarbie - pocałowałem jej skroń i odszedłem na bok, odbierając. - Halo?
- Siemka Harry, tu Zayn - powiedział z wielkim entuzjazmem w głosie.
- Lecicie? - spytałem.
- Nie. Jesteśmy już w Wenecji od jakiś trzech, czterech godzin. Właśnie chodzę sobie po mieście i obczajam, co takiego fajnego można tu wyhaczyć - powiedział, śmiejąc się pod koniec.
- Świetnie. Więc jeśli się rozglądasz, to proszę ogarnij czy jest tu jakieś dobre kasyno - poprosiłem.
- Okey, ale to za chwilę. Właśnie znalazłem jeden z tych mega drogich sklepów w mieście. Zajrzę tam i zobaczę, czy nie ma tam jakiś fajnych lasek - wymamrotał.
Oparłem się o regał.
- Ty to masz życiowe zajęcia - wywróciłem oczami.
- Dobra. Zadzwonię zaraz, bo właśnie zauważyłem nie złą dupę. Pa - rzucił, rozłączając się. Pokręciłem głową. Cały Zayn - pomyślałem.

*Nannine*
Przeglądałam kolejne ciuchy, podczas, gdy ktoś zaszedł mnie od tyłu. Pomyślałam, że to Harry, więc odwróciłam się z szerokim uśmiechem. Niestety okazało się, że to nie był loczek, więc mina mi zrzędła. Zmarszczyłam brwi, patrząc na wyższego ode mnie bruneta z blond pasemkiem na grzywce. Miał czekoladowe, ciemne oczy i lekki zarost.
- Em... znamy się? - spytałam, unosząc jedną brew ku górze.

- Tak - uśmiechnął się. - Poznaliśmy się na ślubie Louisa. Nie pamiętasz? - przekrzywił głowę, lustrując mnie wzrokiem.

Nagle w głowie coś mi zaświtało. Ach tak! To był ten chłopak, z którym Harry nie dał mi zatańczyć. No... w zasadzie, to na co dzień wygląda całkiem nie źle.
- A, już pamiętam - przerwałam, posyłając mu delikatny uśmiech - co cię tu sprowadza?

- Praca. W zasadzie to Harry też tu jest. - on chyba nie wiedział, że jesteśmy razem. - Co za zbieg okoliczności.

- Em... ja przyjechałam z Harrym właśnie - powiedziałam, rozglądając się po sklepie w poszukiwaniu Styles'a.
Szedł w naszą stronę i nie wyglądał na zadowolonego. Nie widziałam złości, ale wahanie, niepewność.
- Pięć kroków od niej - pociągnął Mulata za koszulkę do tyłu.
- Harry, wszystko okey. Tylko rozmawialiśmy - powiedziałam, uśmiechając się do niego prawie nie zauważalnie.
- Ta, wiem - wywrócił oczami i złapał moją dłoń. - Mówiąc super dupa, mówiłeś o mojej dziewczynie.
- Może dlatego, że ona jest super dupą? - powiedział patrząc na mnie, co mnie speszyło, więc spuściłam głowę.
- Jeszcze słowo kurwa - warknął. - O której mamy się spotkać z Marcusem?
Zmarszczyłam brwi. Czy ja o czymś nie wiem? No tak. Harry wspominał coś o akcji. O tym, że będzie musiał wyjechać i mnie zabrać.
- Za godzinę, mamy jeszcze trochę czasu.
- Okej, widzimy się później - mruknął Harry. Mulat ulotnił się, żeby nie dostać za komentarze.
- Wybrałam dwie sukienki, skarbie - zwróciłam się do Harry'ego, unosząc dwie, totalnie nie w moim stylu ubierania się kiecki. Jedna była czarna, obcisła z białą koronką na wcięciach po bokach, sięgająca do około połowy ud. Druga zaś była malinowa, mało obcisła.
Mężczyzna oblizał dolną wargę i wsunął dłonie do kieszeni ciemnych spodni. Zauważyłam błysk w jego oku. To oznaczyło, że trafny wybór.
- Podobają ci się? - zapytałam, praktycznie znając odpowiedź.
- Przymierzałaś już?
- Jeszcze nie. Teraz to zrobię - odparłam, ciągnąc go do przymierzalni.
Wszedł za mną i rozpiął mi sukienkę. Z jego pomocą, założyłam nowe rzeczy i przymierzyłam. Popatrzyłam na siebie w lustrze. Pierwszą rzeczą, jaką na siebie założyłam była czarna sukienka z koronkowymi, białymi wcięciami po bokach. Muszę przyznać, że nawet ładnie prezentowałam się w niej. Spojrzałam Harry'emu prosto w oczy. Uśmiechał się do mnie lekko. Nigdy nie miałam na sobie takich Drogi rzeczy. Ale podobało mi się, Harry'emu tym bardziej. Postanowiłam ją wziąć. Kiedy wyszliśmy ze sklepu z siatkami w rękach, postanowiliśmy wrócić do hotelu. Chcieliśmy spędzić razem czas. Poleniuchować. Jednak nie mieliśmy na to dużo czasu. Harry musiał za godzinę jechać do kolegów. Ale na razie uwagę poświęcał na mnie.
- Kochanie... ile cię nie będzie? - spytałam, przerywając miłą ciszę.
- Dwie godziny - zapewnił mnie. - Musimy przygotować dokładny plan na jutro. Wrócę, raczej nie będziesz jeszcze spała - uśmiechnął się.
Nie wiele myśląc, przywarłam do jego ust, swoimi i zaczęłam namiętnie całować. Kochałam smak ust Harry'ego. Byłam w nim zakochana na zabój. Był moim pierwszym i chciałam, aby był ostatnim. Te nasze kłótnie...Nie lubiłam ich. Mogłam być pewna, że będą się zdarzać ale będziemy się godzić jeszcze szybciej. Mężczyzna pchnął mnie na łóżku i sprawił, że na długo przestałam myśleć o czymkolwiek...  Kiedy tylko się otrząsnęłam, przeniosłam swoje ręce na kark chłopaka i mocno go przyciągnęłam. Ten zaś złapał moje udo i pociągnął ku górze. Byliśmy bardzo blisko siebie.
- Jesteś taka piękna - z błyskiem w oku, podziwiał moje nagie ciało.
Zarumieniona, potrząsnęłam głową i pocałowałam go ponownie. Chciałam go znów poczuć, ale nie dane mi to było. Po pomieszczeniu rozległ się dzwonek telefonu Styles'a. Warknęłam zirytowana, a chłopak roześmiał się głośno, sięgając po komórkę. Miałam dla siebie wieczór. Nie pozwolił mi wyjść, a ja nie zamierzałam go rozczarować. Pooglądam film. Usiadłam na łóżku i wzięłam pilot. Włączyłam telewizor, który swoją wielkością robił wrażenie. Ułożyłam wygodnie poduszki pod plecami i oglądałam fajną komedię.

sobota, 8 sierpnia 2015

Rozdział 16

*Abigail*
Mojego męża nie było całą noc. Nic nowego. Często zostawiał mnie samą w ważnych chwilach. Zastanawiałam się czemu tak szybko podjął decyzję o rozstaniu? Nie kochałam go. To prawda. Łączył nas tylko pociąg seksualny, ale było nam dobrze. Ja nie narzekałam, on zresztą też nie. To było podejrzane. Musiałam dowiedzieć się o co chodzi. Może chłopaki coś wiedzieli? Nie było innego wyjścia. Trzeba było to od nich wyciągnąć. Być może widzieli go z jakąś dziewuchą? Albo cokolwiek słyszeli? Na pewno miał romans. Tak po prostu by mnie nie zostawił. Leżałam na kanapie rano i myślałam nad tym. Ciągle. I o dziecku. Wiedziałam, że to dziecko nie było Harry'ego. Zawsze się zabezpieczamy. To dziecko jest tego pieprzonego Marcus'a. Bo zachciało mu się mnie szantażować gwałtem... No i mu się udało. Przespaliśmy się. Kurwa. Było świetnie, ale...To był Marcus. Zawsze osiągał swój cel.
To nie było do mnie podobne. To ja zawsze zdobywałam chłopców i robiłam to jak chciałam, a nie na odwrót. Czułam się źle. Po co mi teraz było dziecko? Do czego? To jedynie problem. Poza tym wiedziałam, że Harry mi nie ufał. Na pewno będzie chciał sprawdzić czy to jego.
Nawet nie muszę go o to pytać. Najgorsze w tym wszystkim było to, że teraz zostanę sama. Z tym bachorem po porodzie. Marcus przecież nie będzie ze mną. Nie stanie na wysokości zadania. Nie będzie dobrym ojcem.
O czym ja myślę? Marcus to drań jakich mało. Jemu zależy tylko na sobie. Zrobił mi to, bo chciał zrobić i mnie i Harry'emu na złe. Już się boję, co się stanie, kiedy mój mąż się o tym dowie. Chociaż w zasadzie nie jestem pewna, czy w ogóle mu na mnie zależało. Tak jak już mówiłam. Łączyła nas nietypowa więź.
- Hej kochanie - no wrócił..nie. to nie był jego głos. Otworzyłam oczy. Nade mną stał Marc.
- Czego tu chcesz? - spytałam, prostując się.  
- Mogłabyś mnie ładniej powitać - usiadł obok mnie. Jego dłoń wylądowała na moim kolanie. 
- Nie będę się z tobą w ogóle witać, jeśli tylko zechcę - odwarknęłam, jednocześnie strzepując rękę mężczyzny. 
- Chyba się mylisz dziwko- odparł chłodno, mrożąc mnie wzrokiem. Złapał moje za włosy i pociągnął za nie. 
- Puść mnie - pisnęłam, krzywiąc się z bólu. 
Pociągnął jeszcze mocniej. Właśnie pokazywał mi, co może zrobić za nieposłuszeństwo. Ale nie mógł przecież mną rządzić. 
- Radzę ci uważać, bo teraz powinieneś się o mnie troszczyć, a nie bić - syknęłam. 
- Czemu tak uważasz? - zakpił łapiąc mój podbródek jedną ręką. 
 - Bo jestem z tobą w ciąży, idioto! - krzyknęłam, wyrywając się z jego objęć.
Spojrzał na mnie nieco zaskoczony. No fajnie. Nie on jedyny.
Miałam ochotę palnąć go w ten pusty łeb. Był egoistą dbającym tylko o własne potrzeby. Nie wiem po co to ze mną zrobił, skoro nie miał zamiaru się zabezpieczać. Dobrze wiedział, co to wróży, a i tak to zrobił.  
- Hm - uśmiechnął się co mnie zaskoczyło. Chwilę później przypomniałam sobie że nie był normalny. 
- Będę miał potomka mówisz? A mam pewność, że jest moje? 
- Z Harry'm się zabezpieczaliśmy, tylko z tobą uprawiałam seks ostatnio. Nie zabezpieczyłeś się i teraz masz - odparłam z obrzydzeniem. 
- Cudownie. Jak mniemam nie masz zamiaru mu mówić - spojrzał na mnie, wsuwając dłoń między moje uda. - No cóż. Kiedyś się dowie, kochanie - zaczął dotykać wrażliwe miejsca. 
- Nie dotykaj mnie - ucięłam, zaciskając uda, by uniemożliwić mu dalsze poczynania. 
- Będę robił co będę chciał. Od tam tej nocy jesteś moją Abbie - odparł, patrząc w moje oczy. Poważnie. Surowo. 
Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć, więc po prostu tego nie zrobiłam. On był nie normalny. 
Harry...wróć. proszę. Gdzie jesteś? - myślałam, kiedy mężczyzna całował moją szyję. Nie mogłam nic zrobić. Sparaliżowało mnie. Nie mogłam się poruszyć. Nic. Zero.
Po prostu siedziałam. Robił to delikatnie, ale nie pozwalał mi się odsunąć.
To było dziwne. Nawet podobał mi się jego dotyk, ale nie czułam się w porządku względem Harry'ego. Pewnie to dziwne, ponieważ i tak mamy luźny związek, ale tak czy inaczej to nie było na miejscu. To taka zdrada. Właśnie to czułam. Jakbym go raniła. Ale to on chciał się ze mną rozwieść. Musiał mieć powód.
 Nagle mój telefon zadzwonił. Cieszyłam się w duchu, że zostałam odratowana w tej sytuacji. Marcus odsunął się ode mnie, a ja sięgnęłam po komórkę. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Harry'ego. Przejechałam palcem po ekranie i odbierając, przyłożyłam telefon do ucha. 
- Halo?
- Wrócę wieczorem. Mam dużo spraw do załatwienia - powiedział na starcie. Chyba dopiero się obudził. Ciekawe gdzie spał. 
- Nie idź do sklepu, bo mamy kryzys finansowy a ty wydasz od razu wszystko co nam zostało.
Poczułam się trochę urażona, że tak mnie oceniał, no ale cóż.
- Okey. Chciałam, żebyś poszedł ze mną do lekarza. Chciałabym się dowiedzieć czegoś więcej na temat naszego dziecka - odparłam, robiąc nacisk na słowo 'naszego'.
- Abigail - warknął do słuchawki lodowatym tonem. - Nie przeciągaj struny. Pójdę z tobą, bo chcę znać datę poczęcia.
Zacisnęłam mocno zęby i wzięłam głęboki oddech, po czym odpowiedziałam.
- Dobrze. Czekam z kolacją.
- Nie będę jadł - odparł. Robił mi na złość. Totalnie.
- Cześć - rzucił i rozłączył się.
Miałam dosyć jego zachowania. Odkąd postanowił się ze mną rozstać i dowiedział się o dziecku, zrobił się niesamowicie wkurwiający. Jeszcze te problemy z pieniędzmi. Dużo zarabiał, kładł. Jak mógł mieć problemy? Tego właśnie nie rozumiałam. Pewnie wydawał wszystko na swoją nową laskę. Boże, czy musisz być taki? Co ja ci takiego zrobiłam?
- Mam ochotę cie przelecieć - usłyszałam. Ale to chyba nie Bóg. Tylko Marcus. Przerzucił mnie przez ramię i zaniósł na górę. 


*Nannine* 
- Z kim rozmawiałeś? - spytałam Harry'ego wchodząc do pokoju. 
- Z żoną - odrzucił telefon na bok i oparł ręce za sobą. Popatrzył na mnie lekko się uśmiechając. Chwilę później wskazał na swoje kolana. Bez żadnego 'ale', podeszłam do mężczyzny i usiadłam mu na kolanach. Ręce oparłam o jego tors i przybliżyłam się do Harry'ego.
- Kim jestem? - zamruczał w moją szyję, na której zostawił pocałunek. Miałam lekcje. Trzy godziny bez niego to dużo.
- Moim mężczyzną - wyszeptałam, przygryzając wargę.
- Tak moja dziewczynko - założył mi pasmo włosów za ucho. Przesunął dłonią po moim udzie i dotknął mnie przez jeansy. Jęknęłam cicho i owijając swoje ramiona wokół karku Harry'ego, pocałowałam go w policzek, a następnie w usta. Oddał wolno pocałunek. Skubał zębami moją wargę rozpinając sprawnie me spodnie. Wsunął w nie rękę i objął moją kobiecość. Zaczął mnie masować przez materiał majtek. Było mi tak dobrze...Niech on nie przestaje - myślałam. Przyspieszył ruchy ręki. Czułam się niesamowicie. Tylko on potrafił wysłać mnie na granice błogości. Leżałam na łóżku i oddychałam spokojnie. Już było po wszystkim. Popatrzyłam Harry'emu prosto w oczy. Uśmiechał się do mnie łobuzersko, gdy oparł się rękoma po obu stronach mojej głowy.
- Zadowolona, kochanie? - zapytał całując moją brodę. - Mam dobrą wiadomość. Zabieram cię stąd za dwa tygodnie. 
Zszokowana, otworzyłam szeroko oczy. 
- Do Wenecji? - spytałam, przypominając sobie ostatnią naszą rozmowę na ten temat.
- To tez - odpowiedział z uśmiechem. - Ale ogólnie. Wychodzisz stąd.
Moje oczy w tym momencie totalnie wyskoczyły z orbit. Nie mogłam w to uwierzyć. Nareszcie wyrwę się z tego ośrodka. Zacznę żyć normalnie, bez żadnych powrotów do przeszłości. 
- Na zawsze, prawda?
- Na zawsze - odpowiedział patrząc na mnie. - Nigdy tu nie wrócisz. Obiecuję.
Uśmiechnęłam się szeroko i przyciągnęłam do siebie, by złączyć nasze usta w namiętnym pocałunku.
- Poczekaj - odsunął się na moment. - Chciałabyś dom, czy mieszkanie? Chcę, aby wszystko było gotowe.
Lepiej być nie mogło. Boże... on chciał dla mnie tyle zrobić...
- Wolałabym dom - odparłam, wpatrując się w jego tęczówki.
- Dom - zamyślił się i zamknął oczy. - Duży. Duży dom, ogród. Sypialnia z oknem na wschód słońca. W sypialni duże łóżko, abyśmy mogli się w nim kochać całą noc...
Zachichotałam pod nosem. Nie mogłam się powstrzymać, żeby go nie całować. Kochałam go tak bardzo. Nie chciałam nikogo innego, tylko jego.
Chciał spełnić każde moje marzenie. Jak książę z bajki. Niech więc ta bajka się nie kończy.
- I jeszcze pokoik dla dziecka - otworzył jedno oko i spojrzał na mnie. 
Byłam zaskoczona, że chciał mieć ze mną dziecko, ale skoro to planował, ja się na to piszę. Chcę mieć z nim dziecko. Chce mieć z nim rodzinę. Taką normalną. Wierzyłam w to, że wszystko może się ułożyć. Przecież oboje tego pragnęliśmy.
- Muszę iść - pocałował mój nos i podniósł się.
- Ale gdzie się wybierasz? - zapytałam, udając smutną minę psiaka.
- Idę zarabiać - ubrał marynarkę i wziął telefon. Schował go do kieszeni. Zasmucona wstałam i podeszłam do niego, by pożegnać się. Złapałam go za kark i przyciągnęłam do siebie. Dotknęłam jego usta delikatnie i powoli.
- Będę czekać - mruknęłam.
- Oj, dobrze o tym wiem - zaśmiał się klepiąc mnie w tyłek. 
- Zjedz obiad i odpocznij - dodał jeszcze.
Kiedy wyszedł, opadłam na łóżko i cierpliwie czekałam na dzwonek, oznaczający obiad. Musiałam nacieszyć się ostatnimi chwilami w ośrodku. W końcu już nie długo nie będę musiała jadać o wyznaczonych porach. Nie będę kontrolowana. Nikt nie będzie grzebał w mojej głowie. Chociaż będę tęsknić za parą lekarzy. To moi przyjaciele. Z chęcią zaproszę ich do domu. Może jakaś wspólna kolacja? O Boże. Ale ja nie umiem gotować. Będę musiała to nadrobić. Najlepiej, jakbym kupiła sobie jakąś książkę kucharską i co nieco poczytała, by zapoznać się z podstawowymi daniami. Uśmiechnęłam się do siebie, biorąc pamiętnik do tak. Dom, nowe życie, mężczyzna. Byłam w tak ogromnej euforii. No i zrobiłam to. Postarał się, abym czuła się jak księżniczka. Nie wspominam tego, co zrobił wczoraj. Wiem, że żałował. Nie chciał mnie uderzyć. To był szał. Odsunęłam od siebie tę myśli i zaczęłam zapisywać w pamiętniku ostatnie przeżycia. Coś mi się wydawało, że tym razem moje zapiski zajmą więcej niż jedną stronę, czy kilka linijek. Tyle się wydarzyło, że rozpiszę się niesamowicie. Nikt nic ode mnie nie wymagał. Miałam mnóstwo czasu. Napisałam o wszystkim. Każdy szczegół. Szczególnie tą piękną noc po ślubie lekarzy. To było póki co najlepsze, co w życiu przeżyłam. Liczyłam, że niedługo się to powtórzy. Ja razie byłam podekscytowana tym, że wychodzę. Już nie będę musiała chodzić na żadne lekcje. Nie będę musiała chodzić na konsultacje z lekarzami. Będę całymi dniami siedziała z Harry'm. Robiła z nim to, na co mam ochotę i nikt nie będzie miał prawa tego zniszczyć. Jego żona tez. Chciałabym być na jej miejscu. Być w ciąży. Byłam pewna, że Harry zrobiłby dla nas wszystko. Byłby przy mnie, opiekował się. Byli byśmy wspaniałą parą. Nasze uczucie jest niesamowicie mocne i głębokie. Zamknęłam pamiętnik i wzięłam książkę. Mój humor był cudowny. Chciałam porozmawiać z doktor Anishą. O wszystkim jej powiedzieć. Niestety ona i Louis wrócą za miesiąc... ach... co ja teraz będę tutaj robić... Byli jedynymi ludźmi, z którymi tutaj rozmawiałam. No jeszcze jest ta koleżanka...Jak ona miała na imię? Ach tak.... Tiffany. Nie mogłam powiedzieć jej o tym, że spotykam się z kimś z poza ośrodka, ale mogłam przecież po prostu z nią pogadać. O wszystkim i o niczym. Jak z koleżanką. Mogłyśmy się wymienić poglądami. Tak też zrobiłam. Wyszłam z pokoju i pomaszerowałam do koleżanki. Spotkałam ją na korytarzu. Spacerowała pijąc herbatę. Na mój widok od razu się uśmiechnęła. 
- Hej- przywitałam się z nią, lekko przytulając. Wyglądała ślicznie w niebieskim sweterku i czarnych rurkach. - Hej - potarła ręką moje plecy. - Jak było na ślubie?
- Wspaniale. Anisha wyglądała prześlicznie. Louis też się odstawił. Idealnie do siebie pasowali - powiedziałam, wspominając z zachwytem to wydarzenie.
- Musiało być pięknie - kiwnęła głową i uśmiechnęła się szeroko. - Wyglądasz na szczęśliwą.
- Jestem szczęśliwa. Cieszę się ich szczęściem. Naprawdę są znakomitą parą - odparłam, uśmiechając się do niej szeroko.
Usiadłyśmy na korytarzu. Opowiedziała mi, że miała męczący dzień. Trudno idzie jej matematyka.Ja też nie byłam jakimś orłem. Mimo, że ta pani na nikogo się nie uwzięła, była wymagająca. Bardzo. Musiałam przykładać się do nauki. Własnie tego przedmiotu. A nie cierpiałam go. Tak czasami w życiu bywało. Trzeba było robić rzeczy, których się nie cierpi. Życie Harry'ego było idealnym tego przykładem. Musiał być w związku małżeńskim, dopóki nie pojawiłam się ja i nie połączyło nas prawdziwe uczucie. Czyli zmieniłam coś. Cieszę się. Traktował mnie wyjątkowo. A czy na to zasługiwałam? Wolałam nie odpowiadać sobie na to pytanie. Za to Harry jak najbardziej zasługiwał na moją miłość. Był wspaniałym mężczyzną. Pomimo tego, czym się zajmował i jaką miał przeszłość. Gdy dał się poznać, okazał się być niesamowitym, uczuciowym i zabawnym chłopakiem. Właśnie dlatego się w nim zakochałam. Zdałam sobie sprawę, żę o czym nie pomyślałam, to wracałam do punktu wyjścia. Czyli Harry'ego. Wariatka. Zaśmiałam się pod nosem, przez co Tiffany spojrzała na mnie zdziwiona.
- Przypomniała mi się sytuacja z ślubu. Nie przejmuj się - powiedziałam, starając się efektownie skłamać.
- W porządku. Chodź. Przecież obiad - przypomniała mi.
- A no tak - poruszyłam brwiami, przypominając sobie o porze.
Wstałyśmy i ruszyłyśmy za innymi na stołówkę. Już niedługo tak nie będzie. Muszę wytrzymać. 
Podczas posiłku, również byłam nieobecna. Cały czas błądziłam myślami wokół Harry'ego. Niech on już do mnie wraca...

*Harry*
Kiedy mój drogi przyjaciel Louis wrócił z podróży poślubnej, wyciągnąłem go na piwo. Po pierwsze musiałem się pochwalić przeprowadzką, po drugie chciałem normalnie porozmawiać. Dowiedzieć się, jak minął mu czas z żoną.
- Abbie jest w ciąży - powiedziałem na starcie. Może on ma jakąś złotą radę.
Popatrzyłem na niego, a ten wyglądał, jakby zobaczył ducha. Oczy wytrzeszczył szeroko i rozchylił usta. Widziałem, że nie był zadowolony tym faktem.
- Mała wie - dodałem i westchnąłem. - Tylko Abigail nie wie, że kogoś mam.
- Ale się wkopałeś stary - stwierdził, kręcąc głową.
- Patrz - podałem mu telefon ze zdjęciami domu. - Myślisz, że jej się spodoba?
Chłopak przypatrzył się zdjęciom nieruchomości, po czym oddał mi komórkę - Będzie w siódmym niebie, ale...
- Ale co?
- Skrzywdzisz ją. Jeśli to twoje dziecko, to złamiesz jej serce, a wtedy nigdy ci tego nie wybaczę. Ona jest delikatna, chyba wiesz o tym? - powiedział Louis z kamiennym spojrzeniem.
- Wiem o tym. Nie skrzywdzę jej. Nawet jeśli to moje dziecko, co jest mało możliwe, to ono nie połączy mnie z Abigail. Póki jest w ciąży, nie będę dupkiem. Pomogę jej, ale nie zostawię Nannine. Proste.
- No nie wiem... nie podoba mi się to - westchnął, łącząc usta w jedną, cienką linię.
Nie odpowiedziałem. Nie działa to na mnie. To moje życie. Moje i Nan. Właśnie. Liam'owi jeszcze nie oddałem - przypomniało mi się. Muszę skopać mu tyłek jak najszybciej. 
A jeszcze niedługo zabiorę Nannine z ośrodka. Wykończony wróciłem do domu. Nawet nie chciałem patrzeć na żonę. Niestety ta nie chciała mi na to pozwolić. Podeszła do mnie, zanim zdążył bym się ulotnić i łapiąc mnie za rękę, obróciła do siebie. 
- Kochanie?
- Co? - warknąłem i zabrałem dłoń. Spojrzałem na nią obojętnie.
Ta zmarszczyła brwi i zwęziła na mnie oczy. Widać nie takiej reakcji z mojej strony się spodziewała, ale co mnie to obchodzi.
 - Coś taki nerwowy? Myślałam, że posiedzimy razem w salonie - mówiła, zbliżając się do mnie i obejmując w pasie - oglądając jakiś film, co?
- Nie Abbie. Nie będziemy razem oglądać filmów, spać, kąpać się. Jedyne co będziemy robić to razem mieszkać i na razie nosić to samo nazwisko. Jestem zmęczony, idę spać. - złapałem jej dłonie i odsunąłem od siebie. Czy ona naprawdę była taka głupia i nie rozumiała tego, że między nami to koniec? Nie mam zamiaru jej dotykać w ten sposób, całować, czy chociażby okazywać jakiekolwiek pozytywne uczucia. Dla mnie była już jak stary samochód spisany na złom. Wystarczy chwilę poczekać, by wreszcie raz i na zawsze się go pozbyć. 
Pokręciłem głową i poszedłem na górę. Nie miałem ochoty na kłótnie. Lepiej to przemilczeć. Niech zrozumie. Wybrałem numer do Louisa. Chciałem porozmawiać z małą.
- Halo? - odpowiedział po drugiej stronie linii, Louis.
- Daj mi Nannine - powiedziałem, rzucając się na wygodne łózko w pokoju gościnnym.
- Już - powiedział, wzdychając głośno.
Czekałem cierpliwie, aż poda mi dziewczynę. Chciałem jej życzyć miłej noc. Nie wiem, kiedy stałem się romantyczny. Przy niej jednak mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie - zaczynało podobać. Czułem, że dla Nan jestem gotowy zrobić wszystko. 
- W niektórych sytuacjach żałuję, że Nannine nie ma swojego telefonu. Mógłbyś jej kupić. W końcu masz dużo kasy, Harry - narzekał Tomlinson, podczas gdy szedł do pokoju dziewczyny.
- Kupię, kupię. Albo może nie...Jesteś chętny na seks telefon? - spytałem śmiejąc się.
- Styles, przestań! - krzyknął szeptem stary przyjaciel. Ja zaś nadal chichotałem pod nosem, ponieważ nie mogłem powstrzymać się od śmiechu.
O! A może rozpalę Nan przez telefon? To byłoby ciekawe. Czy moje słowo tez na nią działały? Chciałbym, aby tak było. 
Moje fantazje przerwał słodki głosik dziewczyny po drugiej stronie. 
- Halo? - zaczęła niepewnie.
- Cześć słoneczko - uśmiechnąłem się pod nosem. Moja najpiękniejsza.
- Cześć - powiedziała, a jej głos zdradzał, że się uśmiecha.
- Co masz na sobie? - położyłem się na klatce zamykając oczy.
- Em... twoją koszulkę, którą zostawiłeś ostatnio i szare dresy - odparła, jak podejrzewam, przyglądając się ubraniu. Tomlinson na pewno wyszedł. No niestety. Będzie miał na razie telefon niedysponowany.
- I co ciekawego mi powiesz? Zdejmij spodnie - powiedziałem.
- Harry, nie wiem, co ty próbujesz zrobić, ale...
- Zdejmij spodnie - powtórzyłem.
- Okey, okey... nie denerwuj się - odparła. W tle słyszałem szum, więc na pewno zrobiła to, o co poprosiłem.
Grzeczna dziewczynka. Poprawiłem się na pościeli i wyobrażałem, jak wygląda. Pewnie zarumieniona.
- Dotknij się - poprosiłem.

Nagle nastała cisza. Nie byłem pewny, czy nadal rozmawiam z dziewczyną, dopóki nie usłyszałem jej westchnienia. Ależ posłuszna. Już to widziałem w swoich myślach. Jak błądzi ręką między udami. Mimowolnie uśmiechnąłem się. Żałowałem, że nie ma mnie przy niej.
- Co sobie wyobrażasz?
- Ciebie. Ciebie będącego obok. Uśmiechającego się, tak jak zawsze to robisz - szepnęła.
- Kocham cie - zamknąłem oczy. - Bardzo cię kocham, nie zostawiaj mnie. Przejdźmy przez to wszystko razem.
- Nie zostawię cię. Jesteś najważniejszy na świecie. Dla mnie. Jesteś moim całym światem. Nie mam nikogo, prócz ciebie - powiedziała, wzdychając.
- Wiesz, co robisz? Moje spodnie robią się ciasne - wymruczałem. - Wyobraź sobie, że dotykam twoich piersi, że błądzę ustami po twojej szyi.
Nan nic nie odpowiedziała. Po prostu wzięła głęboki oddech i wypuściła go szybko.
Byłem pewny, że zaraz dojdzie. Miałem zamknięte oczy i prawie odpływałem, słysząc jej jęki.
Odłożyłem telefon na szafkę, kiedy musiała zakończyć połączenie. Na pewno rozpalona z rumiencami na policzkach. Uroczy widok. Jeszcze trochę...


środa, 15 lipca 2015

Rozdział 15

*Harry*
Obudziłem się wypoczęty i w bardzo dobrym humorze. Przetarłem twarz ręką, od razu sprawdzając godzinę. Było po jedenastej. Była niedziela. Można się wyspać. Wciąż przytulona do mnie, spala Nannine. Uśmiechnąłem się pod nosem, całując czubek jej głowy. Miała spokojny sen. Wyglądała na zadowoloną, szczęśliwą. Ostrożnie odsunąłem ją i wstałem. Z czarnej torby wyciągnąłem bokserki oraz czyste ubrania. O garniturze chciałem zapomnieć. Był niewygodny. Bynajmniej dla mnie. Poszedłem pod krótki prysznic. Wczorajsza noc była jedną z najlepszych, jakie przeżyłem. Pomimo tego, że nie robiłem tego jak zawsze, to było mi naprawdę dobrze. Coś czułem, że i Nan jest zadowolona. Mogę śmiało powiedzieć, że nieźle zniosła nasz pierwszy stosunek. Bałem się, że będziemy musieli przerwać, ale udało się nam kontynuować. Była bardzo dzielna i silna. Dla mnie. To właśnie sprawiało, że czułem się dumny. Po raz pierwszy chciałem, by tak zostało na zawsze. Żebym nigdy nie musiał mieć innej kobiety. Co ja mówię? Nie potrafiłbym pokochać innej. Tylko jej sposób bycia kocham, tylko jej zapach, tylko jej uśmiech i tylko jej ciało. Była moja. 
Stojąc pod ciepłym strumieniem wody, wyobrażałem sobie ze jest obok. Wtedy mógłbym ją dotykać, podziwiać. Znów. Jak ostatniej nocy. To się tak nie skończy. Ona zacznie nowe życie. Ze mną. Nie musiałem słyszeć "Kocham cię". Czułem, że byłem dla niej ważny i to się liczyło. To, że jej zależało. Musiała się jeszcze wiele nauczyć. Tyle rzeczy musiałem jej pokazać. Mieliśmy czas.
Kiedy tylko skończyłem prysznic i ubrałem się, ruszyłem do sypialni, gdzie czekała na mnie pod kołdrą Nan. Uśmiechała się do mnie szeroko. Była taka śliczna. Piękna w świetle księżyca, piękna w świetle słońca, piękna zawsze. I ten błysk w jej oku. Gdzieś w jej wnętrzu kryła się zadziorna kobieta. Widziałem to.
 - Dzień dobry, sunshine - założyłem ręcznik na kark i podszedłem do niej. Pochyliłem się, całując jej słodkie usta.
Dziewczyna wplotła swoje palce w moje włosy i delikatnie pociągnęła mnie w swoją stronę. Nasze usta zaczęły poruszać się synchronicznie.Oparłem się rękoma po obu stronach Nan, by nie stracić równowagi. Nogą otarłem się o jej kobiecość, a ona gwałtownie przerwała pocałunek i jęknęła.
- Przepraszam. Jesteś obolała - mruknąłem zły na siebie. - Dam ci tabletki, abyś nie chodziła jak pingwiny - pocieszyłem ją. 
- Czekaj - wymamrotała, gdy ja chciałem się oddalić. 
 - Tak? - spojrzałem na nią.
 - Pocałuj mnie jeszcze raz - poprosiła, z lekkim uśmiechem na twarzy.
 - Ależ z przyjemnością - położyłem dłoń na jej karku i tym razem wpiłem się w jej usta.
- Harry.... - zaczęła spokojnie.
 - Słucham - usiadłem, trzymając jej dłoń w swojej.
 - Kocham cię.
 - Co? - moje kąciki ust podniosły się.
 Nan popatrzyła na mnie przerażona. Nie wiedziała, czy coś źle zrobiła, czy wkurzam się na nią o to, co właśnie powiedziała.
  Hej, spokojnie - powiedziałem dotykając jej policzka - Jestem szczęśliwy. A ja rzadko jestem szczęśliwy. Ja ciebie również kocham, ale niestety teraz muszę Cię opuścić i udać się po śniadanie. Musisz zjeść.
 Nannine kiwnęła głową ze zrozumieniem, jednocześnie zakrywając się bardziej kołdrą.
 Uśmiechnąłem się do niej i podniosłem. Pochyliłem się jeszcze wycierając włosy ręcznikiem. Nie chciałbym wystraszyć recepcjonistki. Wyszedłem, zamykając za sobą drzwi, wcześniej biorąc portfel. Zszedłem na dół do lobby.
Kiedy tylko mój wzrok spotkał się z wzrokiem recepcjonistki, ona niemalże od razu rzuciła wszystko i gotowa była posłużyć mi pomocą. Nie musiała się starać. Nie byłem zainteresowany.
Moja ukochana obecnie nago leżała w łóżku. To był mój jedyny punkt zainteresowania. Uśmiechnąłem się krzywo i stanąłem przy kontuarze. 
- Dzień dobry - rzuciłem - Być może mogę zadzwonić, ale załatwię osobiście. Mogę liczyć na śniadanie do pokoju? Moja żona jest zmęczona. Nie za bardzo ma ochotę schodzić.
Pracownica hotelu głośno przełknęła ślinę, ale uśmiech nie zszedł jej z twarzy. Starała się za wszelką cenę pokazać, że nie jest rozczarowana faktem tego, iż nie jestem singlem. 
- Oczywiście. Nazwisko? - zapytała.
  - Styles, proszę pani - powiedziałem wolno i wyraźnie. To nie była ta sama pracownica, co wcześniej. Podejrzewam, że tam ta skończyła już swoją zmianę.
- W porządku. Zaraz śniadanie pojawi się na górze - oznajmiła, zajmując się czymś innym, niż patrzeniem na mnie tępo.
 - Dziękuję Felicite- odparłem widząc plakietkę na jej koszuli. Odwróciłem się i ruszyłem na górę.
 Wchodząc do pokoju, zauważyłem, jak Nannine idzie w stronę łazienki. Szła co najmniej dziwnie, a z każdym krokiem z jej ust wydostawał się jęk.
 - Chodź - powiedziałem, zaskakując ją tym. Wziąłem wczorajszą koszulę i założyłem na jej ramiona. Gdy zapinała guziczki, ja wyjąłem dwie tabletki przeciwbólowe. Nalałem wody do szklanki i podałem dziewczynie.
 - Dzięki - odparła, połykając środek przeciwbólowy.
 Wziąłem ją na ręce i po prostu zaniosłem do łazienki. Wcześniej na łóżku zauważyłem nieco krwi.
 Musiało ją niesamowicie boleć... a to wszystko przeze mnie... Skrzywiłem się na tę myśl. Nie chciałem jej skrzywdzić. Teraz będę musiał się powstrzymać. Nie dotknę Nan póki nie będzie chciała.
 Posadziłem dziewczynę na jednej z szafek. Podszedłem do wanny i odkręciłem wodę. Wrzątek zaczął lać się i wypełniać naczynie.
Gorąca kąpiel dobrze jej zrobi.
 - Wykapiesz się - rozpiąłem na nowo koszule.
 - Ale...
 - Co? - spojrzałem na nią zdziwiony.
 Nan uśmiechnęła się przebiegle, kiedy na nią spojrzałem. Przyciągnęła mnie bliżej i zaczęła powoli jeździć palcem po mojej klatce piersiowej. Podobało mi się to. Nawet bardzo, ale wiem, że pod wpływem impulsu mogłem znów sprawić jej ból. Powstrzymywałem się resztkami sił.
 - Sama - szepnąłem zsuwając z jej ramion biały materiał. Ucałowałem obojczyk brunetki. - Musisz się odprężyć.
 - Uważasz, że uda mi się to samej odprężyć? - zapytała, co wywołało we mnie burzę emocji.
 - Nannine. Nie wystawiaj mnie na próbę - ostrzegłem spokojnie - Nie jestem ze stali.
 - Też tak myślę. Wykąp się ze mną. Nie chcę być znów sama. W tym ośrodku cały czas byłam sama. Zrozum mnie - wymamrotała pewnie.
 Oparłem czoło o jej i spojrzałem w oczy.
- Kochanie, jesteś kusząca, a jeśli z tobą wejdę to możemy długo nie wyjść. Boli cię i chciałbym tego uniknąć. Krwawiłaś.
Nannine spojrzała na swoje stopy. Nie spodziewała się, na to wygląda, odmowy. Jednak, nie poddała się tak łatwo.
- To mi przejdzie. Chyba, że chodzi o to, że nie było ci dobrze, co? - spytała, przygryzając wargę.
 - Naprawdę tak uważasz? - patrzyłem na nią uważnie.
Nie mogła tak myśleć. Było mi idealnie. Ale źle mi z tym, że to przeze mnie jest obolała.
 - Tak. Tak się zachowujesz. Odtrącasz mnie - manipulowała mną lepiej, niż Abigail. Ta dziewczyna to zagadka, którą będę odkrywał przez jeszcze długi czas.
 Zmrużyłem oczy. O nie. Tak się nie będziemy bawić. 
 - Posłuchaj mnie teraz - złapałem jej podbródek - Było cudownie. Najlepiej. Rozumiesz? Świetnie. Teraz ty i twoje seksowne nogi wejdą do tej wanny - wskazałem na wodę - A ja umyję twoje włosy przy czym się odprężysz. 
 Nannine rozchyliła swoje wargi i otworzyła swoje oczy szerzej zszokowana. Na jej policzki wkradł się rumieniec. Wyglądała naprawdę seksownie w tej mojej koszuli... We właśnie tej chwili. Mógłbym zrobić jej zdjęcie i oglądać całymi dniami, ale oryginał lepszy. A przede wszystkim żywy. 
 Siedziała przede mną jeszcze przez chwilę. Pomogłem jej zejść z umywalki. Ostrożnie podeszła do wanny całkowicie zsuwając materiał. Opadł na dywanik u jej stóp. Siłą odwróciłem wzrok od cudownego ciała dziewczyny i wyszedłem, wiedząc kto dzwoni do drzwi.
 - Pan Styles? Śniadanie przywiozłem - odparł dość młody mężczyzna. Był nieco starszy od Nan. Może o 2 góra 3 lata. Nie taki brzydki, więc dobrze, że siedziała w wannie. Na pewno by mu się spodobała, a ja byłbym zazdrosny.
- Dziękuję - odparłem.
 Chłopak wjechał z tacą do środka pokoju. Rozłożył śniadanie na stole w 'salonie' i wyszedł, żegnając mnie skinieniem głowy. Podziękowałem mu i wróciłem do łazienki do Nannine. 
 Zamknąłem za sobą drzwi i usiadłem na brzegu wanny. Zacząłem wplątywać palce w jej włosy. Zastanawiałem się, jak mam jej powiedzieć kim jestem. Nie wiedziała przecież. Bałem się, że nie będzie mnie chciała. Że odejdzie.
Tak czy inaczej kiedyś musiała się tego dowiedzieć, a lepiej dla mnie, żebym ja jej to powiedział.
 - Kochanie?
 - Mhm? - mruknęła, zamykając oczy z przyjemności.
 - Jest coś, co musisz wiedzieć o mnie. Ale pamiętaj, że cię kocham. Że nie chcę cię skrzywdzić.
 Dziewczyna szybko spięła swoje mięśnie i odwróciła się do mnie. Bała się. Widziałem to w jej oczach.
 No właśnie. I tu był ten problem. Nie chciałem jej wystraszyć, a po prostu musiałem być szczery.
 - Co jest Harry? - zapytała zmartwiona.
 - Ufasz mi? - spytałem, patrząc na nią spod rzęs.
 - Tak - powiedziała od razu.
 Westchnąłem i złapałem jej dłonie w swoje. Opuszkami palców głaskałem delikatną skórę.
- Mogłaś się zorientować, że nie jestem święty - zacząłem.

Dziewczyna obserwowała mnie dokładnie. Nie spuszczała mnie nawet na chwilę. 
 - Ten mężczyzna z izolatki to mój szef. - wypuściłem z ust powietrze. Powiedziałem to. Reszty mogła się domyślić. To było jasne. Spojrzałem na dziewczynę, ale bojąc się jej reakcji, nie mając odwagi, wyszedłem.
 Zostawiłem ją samą z tym faktem. Miałem nadzieję, że nie zostawi mnie. Zależało mi na niej. Bardzo.
 Nie była zimną Abigail, której zależało na pieniądzach. Jej wystarczyłem jedynie ja. Nigdy nikt mi nie okazywał uczuć. Nawet matka.

*Nannine*
 Patrzyłam na plecy Harry'ego, kiedy wychodził z łazienki. Byłam zaskoczona tym co mi powiedział. Już wiedziałam, kim jest. Był gangsterem, który zbija fortunę na zabijaniu ludzi. To nie było normalne. Bolało mnie jednak bardziej to , że stchórzył i nie patrząc mi w oczy, wyszedł. Musieliśmy jeszcze o tym porozmawiać, a on wiedział o tym nawet zbyt dobrze. Tego tematu nie dało się odsunąć. To dotyczyło nas nawet za bardzo. Zamknęłam oczy kładąc się w wannie wygodniej. Musiałam jeszcze raz to przeanalizować. Harry był złodziejem. To jasne. Dlatego tak łatwo wszędzie wchodził.
 Ale... czy jego żona o tym wiedziała? Może powiedział tylko mnie? Może tylko mi na tyle ufał? Ciekawił mnie też fakt o zaginieniu tego mężczyzny z ośrodka. Harry na pewno mu w tym pomógł. A wszystko sprowadzało się do mnie. Zaprowadziłam go tam. Teraz gdyby ktoś się o tym dowiedział, to miałabym pewnie nie małe kłopoty.  Mogli by mnie posadzić o współpracę, lecz..nie. Harry nie wydał by mnie nikomu. Tego byłam pewna stuprocentowo. To było widać. On nie pozwoliłby mnie skrzywdzić. Westchnęłam i po paru minutach wyszłam z wody. Od razu owinęłam ręcznikiem. Włożyłam na siebie świeżą bieliznę i nałożyłam ciuchy, które kupił mi Harry. Te z czarnej torby. Gdy byłam już gotowa pomaszerowałam w stronę salonu, gdzie z daleka widziałam chłopaka. Siedział na krześle bawiąc się kluczykami od samochodu. Na stole czekało śniadanie. Ładnie pachniało. Podeszłam powoli i delikatnie. Po kąpieli już tak nie bolało jak rano. Czułam się znacznie lepiej.Myślę, że to też przez te leki. One również pomogły. Ale i tak było cudownie...
- Zjedz Nan. Potem...potem cię odwiozę, bo pewnie tego chcesz.
 Zmarszczyłam brwi zdezorientowana. Wcale nie chciałam wracać. On chyba myślał, że od niego odejdę po tym co mi powiedział. Wręcz przeciwnie. Nie miałam nikogo. Tylko jego. Ceniłam to, że powiedział mi prawdę. To bardzo wiele o nim świadczy. Chciałam zostać z nim i pokazać, że myli się względem mnie. 
- Zostaję z tobą - odparłam, zajmując miejsce na przeciwko zielonookiego.
 - Ze mną? - spytał zaskoczony. Przyjrzał mi się dużymi oczami. Naprawdę go zdziwiłam. 
- Tak po prostu? Nan mógłbym cie zmusić do wszystkiego, do tego nie chcę. Na pewno umiesz to zaakceptować? 
Nie byłam pewna w stu procentach co robi, ale nie pragnęłam niczego innego, niż jego.
 - Nie musisz mnie zmuszać - wstałam, by podejść i usiąść Harry'emu na kolanach - Ja chcę być z tobą. Kocham cię, rozumiesz? - zapytałam, łapiąc jego duże dłonie w swoje drobne.
 Kiwnął głową patrząc na mnie taki nieprzytomny. Jak zaczarowany. Jakbym powiedziała coś... magicznego. Najwidoczniej jego żona nie była jak ja. Nie kochała go. Nie mówiła tego. Więc to była nowość. Ale dla mnie również. Przez tak długo całkiem sama...
 - Ona wie? - zagadnęłam , patrząc chłopakowi prosto w oczy.
- Wie - westchnął. - Dlatego...mniej więcej jesteśmy razem. To znaczy byliśmy. - odgarnął mi włosy z policzka. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Chwilę trwaliśmy w ciszy, aż nagle Harry to przerwał.
 - Jesteśmy uzależnieni od Marcusa. Po prostu...Skończę ten związek. Niech robi co chce.
Kiwnęłam głową w geście zrozumienia, po czym złączyłam swoje wargi z jego. Oddał pocałunek ewidentnie uspokojony. Ja również odetchnęłam z ulgą. Dla mnie nie był zły. Nie krzywdził. Nie obawiałam się go. Tak, czy inaczej, chciałam dowiedzieć się o jego przeszłości. O tym czy kradł, czy brał udział w bójkach, a nawet o tym, czy kogoś zabił.
Tylko może nie w tym momencie. Mogliśmy chwilkę poczekać. Harry odsunął się ode mnie. 
- Jedz - ponaglił mnie.
 Chichocząc pod nosem, usiadłam na swoim miejscu i zaczęłam jeść grzanki z marmoladą. Były przepyszne. A ja taka głodna. Pewnie młoda para już była na wakacjach. Będzie mi ich brakowało przez ten miesiąc. Kto ich zastąpi w ośrodku?
Moje rozmyślania przerwał loczek, pstrykając mi przed twarzą palcami.
- Gdzie odpływasz? Miałaś ze mną zostać - powiedział rozbawiony i wytarł kącik moich ust z marmolady.
 - Przepraszam. Myślałam o ośrodku...
 - Wrócisz tam tylko, żeby skończyć osiemnaście lat. W zasadzie to już jesteś pełnoletnia. Prócz tego, że alkohol możesz pić w wieku 21 lat - pocałował moją dłoń. Zauważyłam, że byliśmy ubrani podobnie. Wręcz bardzo.
Było mi smutno, że muszę tam wracać. Chciałam budzić się przy nim. Każdego ranka i patrzeć w jego piękne oczy. Utonąć w nich. Ale to nie była rzeczywistość. Na razie. Musiałam być skazana na towarzystwo książek i białych ścian. Czułam się, jakbym musiała się z nim pożegnać i zobaczyć za rok. Wątpię, że bym to przeżyła. To za długo. Zdecydowanie. Spojrzałam na Harry'ego. O czym ja myślę? On z pewnością będzie mnie odwiedzał. Przecież powiedział, że mnie kocha...Nie zostawi mnie. Nie będę sama.
Po skończeniu śniadania , postanowiliśmy obejrzeć coś w telewizji. Usiedliśmy na kanapie przed plazmą. Ja na kolanach Harry'ego, ponieważ chciałam być bliżej niego, bawić się jego włosami.
- Niedługo musimy jechać - powiedział. Wyczułam smutek w jego głosie.
- Praca? - spytałam, patrząc na niego troskliwie. Bawiłam się jego włosami, co skutkowało jego odprężeniem. 
- Praca i żona - westchnął. - Muszę z nią porozmawiać - wyjaśnił i posłał mi uśmiech. 
Pomimo tego, że to nie ja miałam z nią rozmawiać, byłam zestresowana. Co prawda z Harry'm byłam już prawie półtora miesiąca. Tak oficjalnie, ponieważ nasza znajomość sięga już 3 miesięcy wstecz. Wiedziałam, że sobie poradzi. Zależało mu na mnie. Nie miałam do tego wątpliwości. Darzył mnie uczuciem tak samo, jak ja jego. Chcieliśmy być wreszcie razem. Beż żadnych przeszkód i osób trzecich. Tylko ja i on.  W końcu musieliśmy wszystko wyprostować. Podobała mi się wizja życia z nim. Wspólne mieszkanie, łóżko. Wspólne wieczory, poranki. Pragnę tego. Spojrzałam na niego. Chyba chciał mi coś jeszcze powiedzieć.
- Coś jeszcze? Powiedz mi. Widzę, że coś cię dręczy - zagadnęłam, trącając go nosem.
- Będę musiał wyjechać na kilka dni. Jeszcze nie teraz, ale niedługo. Do Wenecji - odpowiedział, jeżdżąc ręką po moim biodrze. 
W tym momencie poczułam się jakbym została przygnieciona tonowym blokiem asfaltowym. To było jak grom z jasnego nieba. Nie wyobrażałam sobie tego, że wyjedzie. Na pewno nie teraz, kiedy jesteśmy tak blisko. - Co? - spytałam nie dlatego, że nie zrozumiałam, ale z niedowierzania.  
- Mój szef... Marcus przygotował akcje. Nie zostawię cię. Pojedziesz ze mną. Tak chyba będzie dobrze
- przymknął oczy. 
 - Ale... w takim razie ustalałeś to z ośrodkiem, że już nie jestem pod ich opieką? - zapytałam zaciekawiona. Już dla mnie nie było znaczenia, gdzie byłam. Byle z nim.
- Jeszcze nie. Zrobię to. Tyle, że to trochę niebezpieczne. Wolałbym, abyś została w mieszkaniu. W domu. Gdziekolwiek.
Nie mogłam się na to zgodzić. Całe dotychczasowe życie byłam sama. Chciałam z nim spędzać resztę życia. A nie czekać na niego. W dodatku nie miałam pewności, że wróci. Tam mogło się wszystko stać. Zdarzyć. Bezpiecznie nie mogło być. Przecież jego praca wymagała...Jasne, że był złodziejem. Ale co by było, gdyby go ktoś przyłapał? Może strzelił do niego z broni. Nie chciałam być daleko. Tyle kilometrów od niego.
- Pojedziesz ze mną - odparł i pocałował mnie długo. Zachłannie. Namiętnie. Odwzajemniłam pocałunek. Tak, czy inaczej czułam niedosyt. Chciałam, by całował mnie bez końca. W taki sam sposób jak teraz.
Smak ust Harry'ego był moim uzależnieniem. Jak narkotyk.
 Jego zapach i dotyk również. Czułam się jak Ana przy Christianie. Albo Anna Karenina przy Wrońskim. Mogłam nic nie jeść, nie pić. Tylko być przy nim, całować go, dotykać.
- Chodź - odezwał się niechętnie po długiej chwili. Pocałował mój policzek i pomógł wstać.
Harry zabrał nasze wszystkie rzeczy i wyszliśmy z pokoju. Zjechaliśmy w ciszy windą i oddaliśmy kartę magnetyczną w recepcji. Płacąc, wyszliśmy z hotelu. 
Otworzył mi drzwi od samochodu. Wsiadłam grzecznie i zapięłam pasy. Przez drogę rozmawialiśmy, słuchaliśmy radia. Było przyjemnie. Tak, jakbyśmy nic kompletnie nie planowali. Byli i nie wiedzieli co się stanie. Jakby Harry w ogóle nie był tym, kim jest.
Zachowywał się jak szczęśliwy chłopak bez zobowiązań. A tak naprawdę nie chciałam poznać jego mrocznej strony.
Chciałam zawsze widzieć tylko ten jego uśmiech. Słyszeć, jak się śmieje i patrzeć jak jest szczęśliwy przy mnie. 
- Jesteśmy - mruknął niepocieszony, zatrzymując samochód pod ośrodkiem. Och nie..
 Będę musiała się zmierzyć z szarą rzeczywistością. Z samotnymi porankami... Na szczęście już nie długo... skończę 18 lat i wyjdę z tego ośrodka. Kiedyś czułam się tam najlepiej, najbezpieczniej, a teraz jest odwrotnie. To tam czuję się nieswojo, obco. Tylko przy zielonookim potrafię normalnie funkcjonować. 
Dał mi poznać nowe życie. Kiedyś bałam się tego,co zrobię, gdy stąd będę musiała odejść. Teraz już wszystko stało się jasne. On weźmie mnie za rękę i będzie prowadził. To głupie, naiwne, ale niech będzie kim chce. Ja mu ufam.
- Kiedy przyjedziesz? - spytałam, obserwując każdy nawet najmniejszy ruch Harry'ego. 
- Jutro rano - zapewnił mnie i pocałował delikatnie, a potem odgarnął kosmyk włosów z czoła. - No leć - uśmiechnął się. 
Pocieszała mnie myśl, że przyjedzie do mnie. Może nie odczuję tego czasu i szybko mi to zleci.
Uśmiechnęłam się jeszcze do chłopaka i wyszłam z auta. 

*Harry* 
 Rzuciłem kluczyki na stolik i westchnąłem. Najpierw porozmawiam z żoną, potem pojadę do kasyna. I muszę wieczorem załatwić sprawy papierkowe w klubie. Dużo tego. Poszedłem do salonu, by znaleźć Abigail. Jak się okazało, siedziała otulona w koc na kanapie, oglądając jakąś telenowelę.
- Musimy pogadać - rzuciłem chłodno i usiadłem na fotelu.
Kobieta popatrzyła na mnie obojętnie i jednym kliknięciem wyłączyła telewizor. 
- Nie ma sensu ciągnąć tego cyrku dalej - wzruszyłem ramionami. - Tu nie ma miłości i dobrze to wiesz. Rozejdziemy się. 
Abi popatrzyła na mnie uważnie. Rozchyliła delikatnie usta biorąc głęboki oddech. Zamrugała kilkakrotnie oczami, po czym zaczęła odpowiadać.
- Harry, jestem w ciąży.
- Słucham?! - poderwałem się z fotela. - Żartujesz chyba? To nie jest możliwe - warknąlem wściekły. - Zabezpieczamy się.  
 - Też nie chciało mi się w to wierzyć, ale zrobiłam 3 testy i każde powiedziały to samo - odparła spokojnie, jakby w ogóle nie rozumiała sytuacji w jakiej mnie postawiła. No w zasadzie faktycznie nie mogła tego rozumieć.
 Nie wiedziała o wszystkim, ale przecież...Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem na nią. Nie kłamała. Ona była w ciąży. 
Teraz wszystko sypało się. Wszystko, co zaplanowałem legło w gruzach. Co ja teraz zrobię? Nie mogę zostawić dziecka, ale potrzebuję Nan przy swoim boku. Chciałem wreszcie być z kimś, kogo kocham, a ona mi wyjeżdża z czymś takim.
Dlaczego kurwa teraz? Spojrzałem w sufit. Za co ty się tak mścisz?! Boże, tyle myśli w mojej głowie. Musiałem się przejść. Ochłonąć. Inaczej rozszarpałbym Abigail na strzępy.
Ruszyłem do wyjścia i trzasnąłem drzwiami.  Wyszedłem na dwór i ruszyłem przed siebie. Na piechotę do kasyna.
Tam się wyładuje. Kompletnie nie wiedziałem, co mam zrobić. Muszę wziąć odpowiedzialność, ale...nie. Nie zostawię Nannine. Będę kurwa żył na dwa domy, ale nie pozwolę zniszczyć czegoś, co zaczęliśmy budować.
Zakochałem się w niej na zabój. Nie chcę stracić jedynej rzeczy, która akceptuje mnie takiego, jakim jestem. Która odwzajemnia moje uczucia. Która nie oczekuje pieniędzy, prezentów, wielkich rzeczy. Owszem zamierzałem jej to dawać, ale wiedziałem, że nie jest to na liście która będzie ją uszczęśliwiać. I za to była cudowna.  
Kiedy dotarłem już na miejsce, rozluźniłem się nieco i wszedłem do środka ogromnego budynku. Ominąłem kilka stolików, przy których siedzieli różni ludzie, po czym zająłem swoje stałe miejsce.
To był jakiś trans. Byle grać. Nie ważne ile. Przegrałem? Wiedziałem, że jak zagram kolejny raz, to mi się uda. Wygrałem? Wiedziałem, że mogę spróbować znowu to powtórzyć. Mój telefon ciągle dzwonił. W końcu go wyłączyłem. Tylko ja, karty i rywale.
- Harry - Liam złapał moje ramię. Co on tu robił? Która jest godzina? - Harry przestań, ta partia bez ciebie. Już dużo przegrałeś, rozumiesz?
- Nie! Jeszcze raz gram! - wrzasnąłem na niego, szarpiąc się. 
- Idziemy - warknął, pchając mnie do wyjścia.
Trenował z Brucem Willisem czy jak? Był silniejszy. 
Potknąłem się o własne nogi, ale szybko odzyskałem równowagę, ponieważ Payne przyparł mnie do ściany budynku. 
- Jeszcze raz tam pójdziesz, a wyślę cie do ośrodka zamkniętego - syknął patrząc mi prosto w oczy. - Ile przegrałeś? Dwieście? Trzysta? Co sprzedasz następne? Harry! Otrząśnij się. To co robisz to nałóg. 
Odepchnąłem go za jednym zamachem i tym razem, to ja przypierałem go do muru.
- Nie jestem uzależniony! Zrozumiałeś?! - uciąłem, patrząc mu prosto w oczy. 
 - Gowno prawda -splunął na ziemię i złapał moją rękę, wykręcając ją. - Do auta kurwa. - popchnął mnie, wyciągając telefon.
 Jeszcze pożałuje tego, że mną tak poniewiera. Nie pozwolę sobie na to. Niestety tego wieczoru nie miałem tyle siły, by mu się postawić.
 Odegram się kiedy indziej. Na razie miałem milion spraw na głowie. Dziecko? Jakie dziecko do cholery? Nie z nią! Nie z Abbie.
 Musiałem dowiedzieć się, od kiedy ona jest w ciąży. To rozwiało by wszystkie wątpliwości.
Wtedy widziałbym, czy jest moje. Mogło nie być. Mogła sypiać z kimś innym. Liam pojechał ze mną do jego domu. Nie chciałem wracać do Abigail. Nie byłem w stanie. Wszedł bym tam, wyszedł i wrócił grać. Boże. Znowu przegrałem.
Właśnie to we mnie uderzyło.
Przegrałem kupę pieniędzy. Nie potrafiłem przestać. Zatrzymać się.
Potrzebuję Nan. Do cholery jasnej potrzebuję jej. Będąc w salonie przyjaciela opróżniłem drugą butelkę alkoholu. Dosyć mocnego. Ale to nie pomogło. Musiałem do Nan. - Liam dawaj kluczyki - wybełkotałem.
 - Nic nie dostaniesz. W takim stanie nie dotkniesz mojego auta - oświadczył, patrząc na mnie, niczym ojciec na złego syna.
- Nie możesz mi mówić co mam robić - zmrużyłem oczy. Czemu on mnie pouczał? To denerwujące.
Za kogo on się uważa? To ja jestem bossem. Ja wydaje rozkazy. Nie on. 
- Dawaj kurwa kluczyki - zamachnąłem się i uderzyłem w jego tors. 
Chłopak zachwiał się na nogach, a kiedy odzyskał siłę, przygwoździł mnie do podłogi i obezwładnił. Patrzył na mnie ze złością, ale i zrozumieniem. Wiedział, że nad sobą nie panuję, że coś jest ze mną nie tak.
Było nie tak. Cholernie potrzebowałem Nannine. - Chcę do niej - jeknąłem.
 Liam zmarszczył brwi i popatrzył na mnie uważnie.
- Abigail nie chciałaby cię widzieć w takim stanie.
- Do jakiej kurwa Abigail - warknąłem. 
Payne był już totalnie zmieszany. Nie wiedział o czym w ogóle mówię. Patrzył pusto w moje oczy. - To o kim ty kurwa mówisz? - syknął, zwężając na mnie oczy, jakby to miało pomóc w zrozumieniu tego, co miałem zamiar sprostować. 
- Nie obchodzi mnie pieprzona Abigail. Chcę do Nannine. Dziewczyny z tego ośrodka. Tej piękności ze ślubu w czerwonej sukni. Chcę być przy niej. Nie mogę wytrzymać, rozumiesz?! - wykrzyczałem mu prosto w twarz, szarpiąc się, jak upolowane zwierzę. 
- Jesteś pijany. Nie w takim stanie. Możesz jej zrobić krzywdę. - powiedział spokojnie. Starał się mnie opanować. 
- Nic jej nie zrobię. Daj mi te cholerne kluczyki, albo pójdę na piechotę! - warknąłem, czując przypływ ogromnej złości. Chciałem tylko się z nią zobaczyć. O tak wiele proszę? 
- Harry - postawił mnie na nogi i złapał za ramiona. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale szarpnąłem się i wyrwałem. Wyszedłem z domu wkurwiony. 
Nikt nie będzie mi mówił, co mam robić. Jestem ważniejszą osobą niż on. Zrobię, co uważam za słuszne.  Nie jestem pijany. Wypiłem trochę, ale nie przesadzajmy. To paranoja. Szedłem w stronę ośrodka.
Kopałem w furii każdy kamyk, jaki napotkałem na chodniku. Na szczęście nie musiałem spotkać żadnej żywej duszy, bo bym się na niej wyładował. Szedłem sam. Pozostawiony swoim myślom.
Zahaczylem tez o bar. A kto mi zabroni. Ojcem będę. Na tę myśl znów ogarniała mnie wściekłość.
Wypiłem kilka kieliszków i dalej kierowałem się do ośrodka. Kiedy wszedłem do wnętrza budynku awaryjnymi drzwiami, wspiąłem po schodach i wypatrywałem, czy aby na pewno nikogo nie ma na korytarzu. Louisa nie było, to nie mógł mi pomóc. A pies go...Machnąłem ręką i troszkę, troszeczkę się zataczając szedłem do pokoju Nannine.
Bez pukania wpadłem do pokoju. Zatrzasnąłem za sobą drzwi, jednocześnie budząc ze słodkiego i głębokiego snu Nan. Popatrzyła na mnie zaspanymi oczami i uśmiechnęła się lekko. Odwzajemniłem gest i oparłem się o ścianę. Dziewczyna nie za bardzo wiedząc, co zrobić, wstała z łóżka i podeszła do mnie. Jej uśmiech zniknął, gdy poczuła alkohol bijący ode mnie. Odsunęła się na długość ramienia. Rozczarowany przyciągnąłem ją do siebie i cmoknąłem w policzek. Nan jednak odepchnęła mnie od siebie i popatrzyła groźnie. Co jest? Chcę ją pocałować! 
- Co? - spytałem niezadowolony. - Przyszedłem do ciebie na pieszo - starałem się brzmieć wyraźnie. Potarłem ramię które bolało od reki Liama. 
- Jesteś pijany. Połóż się spać - powiedziała spokojnie, wskazując mi na łóżko. 
- Nie chcę spać - wybełkotałem i podszedłem do krzesła. - Abigail jest w ciąży - zaśmiałem się sucho. 
- Co? - Nannine spojrzała na mnie zdziwiona. Była bardziej zaskoczona niż myślałem, a co gorsza na jej twarz wkroczyła niesamowita złość i smutek.  
- Będzie matką. Nie wiem jak. Zabezpieczaliśmy się i...Boże. aż takim skurwysynem nie jestem. Ale nie zrezygnuje z ciebie.  - Chcesz zostawić to dziecko? - spytała z kamiennym wyrazem twarzy. Nie wiedziałem, jak mam odpowiedzieć. Chciałem być z nią. Dziecko też było ważne, ale ja go nie chciałem. Wolałem mieć dzieci z Nannine. To ją kochałem. 
- To nie tak - westchnąłem i przetarłem zmęczoną twarz. - Będę o nią dbał póki nie urodzi. Jeśli to będzie moje dziecko, zadbam o dziecko. Jeśli nie moje, niech sobie radzi sama.
Nannine przytaknęła i wplotła swoje palce w moje loki, po czym zaczęła się nimi bawić. Uspokoiło mnie to nieco. Nagle poczułem dziwny przypływ adrenaliny. Pragnąłem większej ilości dotyku dziewczyny. Zerwałem się z miejsca i przygwoździłem ją do ściany. Zacząłem delikatnie całować jej słodkie usta, co z czasem przerodziło się w coś bardziej namiętnego. Nannine odwzajemniła delikatnie pocałunek, ale chciała mnie odsunąć. Nie pozwoliłem na to i zacząłem gryźć jej szyję, jednocześnie wkładając ręce pod koszulkę jej piżamy. 
Może i bylem pijany, ale szaleńczo potrzebowałem bliskości. Muskałem palcami odkrytą skórę. Zostawiałem drobne ślady moich ust. Co chwila słyszałem, jak wzdycha. Moja dziewczynka. 
 Czułem, jak broni się przede mną, ale nie rozumiałem dlaczego. Już mnie nie chciała? Rękoma zjechałem w dół jej brzucha i delikatnie palcami pod wadziłem jej gumkę od spodenek. Momentalnie zostałem odepchnięty od niej. Popatrzyłem na nią ze złością. Podjąłem drugą próbę. Tym razem byłem bardziej nachalny. Przybliżyłem się do jej ucha i otworzyłem usta, by coś powiedzieć.
- Kochanie, nie walcz ze mną - szepnąłem dociskając swoje krocze do jej.
- Z-zostaw mnie - pisnęła, próbując wyrwać się z moich objęć. Wkurzony zamachnąłem się i uderzyłem ją w twarz. Zacząłem szybciej oddychać, a Nan złapała się za policzek i opadła z jękiem na ziemię. 
- Powiedziałem nie walcz ze mną. - złapałem ją za ręce i pociągnąłem gwałtownie do góry. - Denerwujesz mnie. Powinnaś dbać o moje potrzeby, jak ja o twoje! Namieszali ci w głowie?! - krzyczałem pijany i zdenerwowany. 
Dziewczyna zaczęła płakać, a we mnie coś pękło. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że ją uderzyłem. Nakrzyczałem i uderzyłem... Uderzyłem moją dziewczynkę... 
Puściłem ją gwałtownie. Odsunąłem się z przerażeniem. Nie wieżę że to zrobiłem. Przecież ona miała mi ufać.
-Przepraszam.
 Widziałem każdą jej łzę. Byłem zły na siebie, ponieważ to ja byłem ich powodem. Przetarłem ręką twarz i westchnąłem głośno. Co ja najlepszego narobiłem... Podszedłem do dziewczyny i delikatnie potarłem jej ramię. Zabolało mnie serce, gdy ciało Nan pod wpływem mojego dotyku zadrżało, a w jej oczach zobaczyłem przerażenie... 
- Przepraszam - powtórzyłem cicho. - Ja nie...Nie bój się mnie. Nie chciałem - położyłem dłoń na jej policzku. Będzie miała siniaka.
Co ja narobiłem... Przyciągnąłem ją do siebie, a pojedyncza łza opuściła moje oko i spadła na policzek dziewczyny. To był pierwszy raz, kiedy płakałem od bardzo, bardzo dawna. Nan uniosła głowę do góry i położyła rękę na moim policzku. 
- Ty płaczesz? - spytała drżącym głosem. 
- To mnie boli - wyjaśniłem cichym, ochrypłym głosem - Wiem, że nie powinienem. Nie chciałem. Boże, Nan nie zostawia mnie. Nie możesz. 
 Dziewczyna z bólem popatrzyła na mnie. Widziała, że nie byłem świadomy tego, co zrobiłem. Ze łzami w oczach zbliżyła się do mnie i złożyła delikatny pocałunek na ustach. 
- Nigdy cię nie zostawię.
Zamknąłem oczy. Kolejne łzy spłynęły po moich policzkach. Cholernie żałowałem. Nie zasługuje na nią.
Była dla mnie za dobra. Ja na jej miejscu bym sobie nie wybaczył. Nigdy. Takiemu łajdakowi się nic nie należy. Byłem zdziwiony, że po tym wszystkim dalej chciała ze mną być, a co więcej, że mnie kochała.  
- Nannine ja jestem zwykłym draniem - złapałem jej dłonie i spojrzałem w oczy. Trochę otrzeźwiałem po tym co się stało.
 - Nie jesteś. Po prostu za dużo wypiłeś - odparła wtulając się w mój tors.
- Dużo to ja..a nie ważne. Kładź się. Pójdę już - potarłem rękoma jej plecy.
 - Nie idź, proszę. Zostań ze mną - poprosiła, cmokając mnie w policzek.
- Na pewno? - pocałowałem ją w czoło. Zrobiło mi się lepiej, gdy to powiedziała. Jeszcze ufała. Ale nie wiedziała o moich problemach. Na razie nie mogłem jej powiedzieć. 
- Tak - odparła, patrząc mi prosto w oczy. 
- Dobrze kochanie.. 
Wziąłem dziewczynę w ramiona i zaniosłem do łóżka. Położyłem ją na miękkiej pościeli, a sam zdjąłem z siebie spodnie i koszulkę. W samych bokserkach wszedłem pod kołdrę tuż po Nannine. Objąłem ją rękoma i przytuliłem do siebie. Dziewczyna położyła swoje ręce na moim torsie i przymknęła oczy, słuchając bicia mojego serca, które chciało mi wyskoczyć z piersi.  To ta miłość. Co ona robiła z ludźmi...Wariowałem na jej punkcie. Dosłownie.